- Niedosyt pozostał, bo to nie jest pierwsza pozycja, ale i tak jestem bardzo szczęśliwy - przyznał.
To drugi medal mistrzostw globu w karierze Wojciechowskiego. Cztery lata temu w Daegu wywalczył złoto.
- Niezła się robi już z tego kolekcja i oby tak dalej. A w przyszłym roku igrzyska w Rio. Brakuje mi tylko medalu olimpijskiego – wspomniał wicemistrz Europy z Zurychu (2014).
Pekin 2015: brązowe medale Liska i Wojciechowskiego. Lavillenie kolejny raz bez złota
Miejsce na podium w Pekinie to jednak nie tylko zasługa samego zawodnika i jego trenera Romana Dakiniewicza. To także praca z psychologiem Zdzisławem Sybilskim i Centrum Osteopatii w Poznaniu.
- To wszystko mi bardzo pomaga. Wychodzę na stadion z bojowym nastawieniem. Stresowałem się całą niedzielę i od rana w poniedziałek, ale jak znalazłem się na obiekcie to tak, jakby cały ciężar spadł mi z pleców. Wiedziałem, po co tutaj przyjechałem. Zrobiłem swoje - opowiedział.
Do Centrum Osteopati trafił przypadkiem, gdy wszystkie inne metody, łącznie z wizytą w Monachium u słynnego lekarza Hansa-Wilhelma Muellera-Wohlfartha, nie pomagały.
- Marcin Ganowski okazał się niesamowitym specjalistą. Ma ręce, które leczą i właściwie nie mogę tego wytłumaczyć. Kiedy się pojawiają, nagle znikają wszystkie bóle. Nie wiem, co się dzieje. To za każdym razem czary - podkreślił rekordzista Polski.
Duże znaczenie miała sama koncentracja.
- Dwa najważniejsze skoki udało mi się oddać w pierwszej próbie. Na 5,90 zabrakło bardzo niewiele i jestem teraz trochę zły na siebie, ale to mija, jak sobie uświadamiam, że jestem trzecim człowiekiem na świecie - przyznał.
Na ostatnią próbę w konkursie Wojciechowski zaryzykował. Wziął twardszą tyczkę.
- Teraz można gdybać, że może trzeba było po nią sięgnąć wcześniej. To najtwardsza tyczka, jaką w życiu skakałem. Nie było zawahania. Trzeba teraz wyciągnąć wnioski, bo przecież sezon się jeszcze nie skończył i warto powalczyć o rekord życiowy - dodał.
Pekiński krążek jest - jak przyznał - najbardziej przemyślanym i świadomym w jego karierze.
- Bo cztery lata temu w Daegu to był wypadek przy pracy. Rok temu w Zurychu w mistrzostwach Europy wprawdzie medal wywalczyłem, ale nie był do końca świadomym. Ten jest właśnie takim. Doskonale wiem, jaką pracę wykonałem i po co. I przede wszystkim - dzisiaj wierzę. Mam brąz a świat stoi otworem i trzeba tych dwóch chłopaków dogonić - zaznaczył.
Na najniższym stopniu pekińskiego podium stanie aż trzech tyczkarzy: Wojciechowski, Lisek i rekordzista świata Francuz Renaud Lavillenie.
- Jakoś będzie trzeba się zmieścić. Piotrek jest najwyższy, ja niewiele niższy od niego, a Renaud... gdzieś tam będzie musiał stanąć. Tak naprawdę nie ma to żadnego znaczenia. Będzie nas pięciu na podium. Pewnie trochę abstrakcyjnie, ale ja płakać nie będę - powiedział.
Biało-czerwona ekipa po trzech dniach rywalizacji ma cztery medale. Wcześniej w rzucie młotem złoto wywalczył Paweł Fajdek (Agros Zamość), a brąz Wojciech Nowicki (Podlasie Białystok).
Źródło: PZLA/x-news
ps