Małachowski mistrzem świata, brąz Urbanka w dysku
- To coś niesamowitego, że psychicznie wytrzymałem ten konkurs. Po dobrych próbnych rzutach, chciałem już w pierwszej kolejce bardzo daleko posłać dysk, ale podgięła mi się noga. Drugi nie był lepszy. I już sobie pomyślałem, że zaraz skończę poza ósemką. Taki stres, że masakra. Na szczęście udało mi się to opanować. Po trzecim podejściu i załapaniu się do ścisłego finału, wszystko zaczęło się dla mnie od początku - relacjonował przebieg rywalizacji brązowy medalista zeszłorocznych mistrzostw Europy.
Przyznał, że miał już czarne myśli, gdy trzecia próba miała zadecydować o tym, czy będzie w ósemce. A to dawało mu kolejne trzy rzuty.
- Musiałem się uspokoić, wyłączyć. Moja psychika oddała w miarę poprawny rzut, a potem udało się wydrzeć jakoś ten medal. To spełnienie marzeń. Gdzieś po cichu o tym myślałem. Czułem też presję, bo wiele osób na mnie liczyło, zwłaszcza po ostatnich występach w mityngach Diamentowej Ligi. To, co się stało, było dla mnie coś niesamowitego. Brakuje mi słów - powiedział.
Chciał jechać do domu
Po dwóch próbach był już bardzo zawiedziony. Dlatego właśnie Urbanek uważa, że przede wszystkim wygrał ze sobą.
- Ale wstyd - myślałem. - Kończę te zawody i jadę do domu... Musiałem to wszystko przemyśleć. Jak już wiedziałem, że jestem w ósemce, wszystko się rozluźniło. To dla mnie bardzo wiele znaczyło - podkreślił.
Wcześniej o tym nie mówił, ale w Pekinie musiał walczyć także z przeziębieniem. - Nie było mi łatwo. Każdą wolną chwilę spędzałem w łóżku, brałem witaminę C i aspirynę, bo nie chciałem osłabić dodatkowo mocniejszymi lekami organizmu. Tym bardziej się cieszę i sam sobie zaimponowałem - dodał.
bor