Osip Mandelsztam
POWRÓT

Nieprzeczytany list

Ostatnia aktualizacja: 13.01.2016 10:00

22 października 1938

Osia, najdroższy, daleki przyjacielu! Mój kochany, brak słów dla tego listu, którego może nigdy nie przeczytasz. Piszę go w przestrzeń. Może wrócisz, a mnie już nie będzie. Wtedy to będzie ostatnia pamięć.

Osiusza – nasze wspólne dziecięce życie – jakież to szczęście było. Nasze kłótnie, nasze sprzeczki, nasze zabawy i nasza miłość. Teraz nawet nie patrzę w niebo. Komu miałabym pokazać, kiedy zobaczę obłok?

Pamiętasz, jak ściągaliśmy do naszych nędznych wędrownych domów-kibitek nasze bankiety nędzarzy? Pamiętasz, jak pyszny jest chleb, cudem zdobyty i zjadany we dwoje? I ostatnia zima w Woroneżu. Nasza szczęśliwa nędza i poezje. Pamiętam, jak wracaliśmy z łaźni i kupiliśmy jaja, albo parówki. Jechał wóz z sianem. Było wciąż zimno i przemarzłam w swojej kurtce (a jak dopiero mieliśmy marznąć: wiem, jak ci zimno). I zapamiętałam ten dzień: bardzo jasno, aż do bólu zrozumiałam, że tamta zima, tamte dni, tamte biedowania – to nasze najlepsze i nasze ostatnie szczęście, które darował nam los.   

Każda moja myśl jest o Tobie. Każda łza i każdy uśmiech – dla Ciebie. Błogosławię każdy dzień i każdą godzinę naszego gorzkiego życia, mój przyjacielu, mój towarzyszu, mój niewidzący przewodniku...

Jak ślepe szczenięta trącaliśmy się wzajem, i było nam dobrze. I Twoja biedna rozgorączkowana głowa, i wspólne szaleństwo, z jakim roztrwanialiśmy nasze dni. Jakież to było szczęście - i jak bardzo wiedzieliśmy, że to jest właśnie szczęście.

Długie jest życie. Jak długo i trudno jest ginąć samemu – samej. Czy to dla nas – nierozłączek – taki los? Czy my – szczenięta, dzieci – czy Ty – anioł – nań zasłużyliśmy? I wszystko idzie dalej. Ja nic nie wiem. Ale wiem wszystko i każdy dzień Twój i godzina, jak w gorączce – jest dla mnie jasny i niesporny.

Przychodziłeś do mnie każdej nocy we śnie i wciąż pytałam, co się stało, a Ty nie odpowiadałeś.

Sen ostatni: brudny bufet w brudnym hotelu, kupuję jakąś żywność. Byli ze mną jacyś całkiem obcy ludzie, a kiedy kupiłam już co trzeba – wtedy zrozumiałam że nie wiem, dokąd zanieść sprawunki, bo nie wiem, gdzie jesteś.

Po przebudzeniu powiedziałam do Szury: Osia umarł. Nie wiem, czy Ty żyjesz, ale tamtego dnia utraciłam Twój ślad. Nie wiem, gdzie jesteś. Czy mnie w ogóle usłyszysz. Czy wiesz, jak bardzo kocham. Nawet dziś nie potrafię wyrazić. Powtarzam jedynie: Tobie, Tobie… Zawsze jesteś przy mnie i ja – dzika, zła, która nigdy nie potrafiłam zwyczajnie zapłakać – ja płaczę, ja płaczę, ja płaczę.

To ja – Nadia. Gdzie jesteś?

                                     Żegnaj. Nadia.

Ten list nigdy nie dotarł do adresata. Jest napisany na dwóch kartkach podłego papieru. Miliony kobiet pisały takie listy – do mężów, synów, braci, ojców, albo zwyczajnie do przyjaciół, ale nic się nie zachowało. Cokolwiek ocalało - należy uznać za cud, albo przypadek. Mój list ocalał przypadkiem. Napisałam go w październiku 1938 roku, a w styczniu dowiedziałam się, że Mandelsztam umarł. Wrzuciłam list do walizki z dokumentami, gdzie przeleżał prawie trzydzieści lat. Wpadł mi w ręce, kiedy po raz ostatni porządkowałam papiery, ciesząc się z każdego ocalonego skrawka i opłakując ogromne, nienaprawialne straty.

Przeczytałam nie od razu, lecz po kilku latach. Czytając, myślałam o kobietach, które podzieliły mój los. Przeważająca większość uważała podobnie, choć wiele z nich ze strachu nie miałoby odwagi nic przyznać. Nikt jeszcze nie opowiedział, co zrobili z nami ludzie, nasi rodacy, których nie chciałabym niszczyć, żeby się do nich nie upodobnić. Moi współcześni rodacy, duchowi bracia tych, którzy zamordowali Mandelsztama i miliony innych, po przeczytaniu tego listu zaklną, że w odpowiednim czasie nie zlikwidowano ścierwa, to znaczy mnie, a jeszcze bluzną na tych, co "nie wykazali czujności" i pozwolili przedostać się zakazanym myślom i uczuciom. Dzisiaj znowu zakazuje się pamiętać i myśleć, a tym bardziej mówić o przeszłości, a ponieważ z rozgromionych rodzin nawet jeżeli ktoś ocalał, to tylko wnukowie, dlatego wspominać i mówić w istocie nie ma kto. Życie biegnie swoim torem i prawie nikt nie chce grzebać w przeszłości. Najpierw przyznali, że w przeszłości dopuścili się pewnych "błędów", teraz próbują wycofać się z tego przyznania i żadnych "błędów" już nie dostrzegają. Ja też nie nazwę "błędem" tego, co było. Bo jakże uznać za błąd poczynania, które są częścią systemu i zarazem nieuchronnym skutkiem fundamentalnych przesłanek…

…Postaram się, żeby ten list i książka przetrwały. Szansa, że tak będzie, jest niewielka, choć obecne czasy to sam miód w porównaniu z przeszłością. Stanie się, co ma się stać…

Za: Nadieżda Mandelsztam, Wtoraja kniga, YMCA–PRESS, Paryż 1972, przełożył Andrzej Mietkowski.

_____________________

Nadieżda Jakowlewna Mandelsztam (1899-1980) - rosyjska pisarka, żona pisarza Osipa Mandelsztama. Urodzona się w rodzinie Żydów wyznania chrześcijańskiego, jej ojciec był prawnikiem, matka lekarką.

W młodości wielokrotnie odwiedzała z rodzicami kraje Europy Zachodniej. Po maturze rozpoczęła studia na wydziale prawa Uniwersytetu Kijowskiego, lecz ich nie ukończyła. W okresie bolszewickiego przewrotu 1917 studiowała w pracowni malarki Aleksandry Ekster. 1 maja 1919 poznała Osipa Mandelsztama. W roku 1921 została jego żoną. Małżonkowie wielokrotnie zmieniali miejsce zamieszkania: na Ukrainie, w Piotrogrodzie, Moskwie i w Gruzji.

W roku 1934 Osip Mandelsztam został uwięziony i zesłany w okolice Permu, potem do Woroneża. Powtórnie aresztowano go 1 maja 1938. Już nie powrócił. Okoliczności jego tragicznej śmierci długo pozostawały nieznane.

Nadieżda Mandelsztam z obawy przed aresztowaniem wielokrotnie zmieniała miejsca zamieszkania, utrzymując się z dorywczych zajęć. Celem jej życia stało się ocalenie spuścizny literackiej męża. Setek utworów nauczyła się na pamięć.

Podczas wojny ewakuowano ją wraz z matką do Azji Środkowej. Latem 1942 dzięki pomocy Anny Achmatowej zamieszkała w Taszkiencie, gdzie z czasem mogła wykładać język angielski na miejscowym uniwersytecie. Po śmierci Stalina ukończyła anglistykę (1956), dwa lata później pozwolono jej na zamieszkanie w Moskwie. W napisanej po roku 1960 trzytomowej autobiografii "Wspomnienia" opisywała strach i nędzę czasów stalinowskich. Pierwszy tom ukazał się w Nowym Jorku (1970), drugi w Paryżu (1972), trzeci w Paryżu (1978). W roku 1979 Nadieżda Mandelsztam przekazała swoje archiwa Uniwersytetowi Princeton, dwa lata później zmarła w Moskwie w wieku 81 lat.

W marcu 1989 do Moskwy dotarły z Magadanu "Akta osobowe więźnia O.E. Mandelsztama". Dokument stwierdza, że wielki poeta zmarł 27 grudnia 1938 roku o godzinie 12.30 w lazarecie obozu tranzytowego pod Władywostokiem. Przyczyną zgonu było zatrzymanie akcji serca.

Dwa lata później "Izwiestija" opublikowały list Jurija Moisiejenko, który 14 października 1938 trafił do obozu tranzytowego Wtoraja Rieczka, nazajutrz po przybyciu tam transportu Osipa Mandelsztama. Zaprzyjaźnili się, sąsiadowali na trzecim piętrze pryczy w 11 baraku. Moisiejenko był świadkiem śmierci poety. "Martwe ciała upychano do kamiennego rowu, do jednej mogiły. Ciężko było kopać zmarzniętą skamielinę… Miałem zaledwie 24 lata, dziesięcioletni wyrok za kontrrewolucję odsiedziałem w całości."