Gospodarka wojenna, która dominowała wówczas w Polsce wykluczała możliwość legalnego protestu, z drugiej zaś strony warunki pracy szczególnie w przemyśle ciężkim były tragiczne.
Przodownicy pracy, tak wychwalani w propagandzie, byli znienawidzeni przez pozostałych robotników. Rekordy "stachanowców", jak nazywano ich w oficjalnej propagandzie dawały pretekst do ciągłego podwyższania norm pracy. Na porządku dziennym było łamanie podstawowych zasad. Nigdzie nie przestrzegano czasu pracy, gdy trzeba było wykonać plan, robotnicy pracowali o wiele dłużej niż 8 godzin. W nielicznych dokumentach dotyczących łamania prawa pracy wspomina się o przypadkach pracy ponad dobę. W kopalniach górnikom zabierano przed zjazdem na dół zegarki, żeby nie wiedzieli, jak długo pracują. Normą była praca kobiet i młodocianych pod ziemią – oficjalnie zabroniona. Związki zawodowe, które miały strzec przestrzegania prawa pracy, zajmowały się współzawodnictwem pracy.
Robotnicy zmuszani do niewolniczej pracy, zastraszani przez działaczy związkowych i partyjnych, gnębienie ponadludzkimi normami pracy, słabo opłacani buntowali się. Strajki wybuchały niezwykle rzadko, gdyż kończyły się aresztowaniami i wysokimi wyrokami więzienia. Mimo represji w latach pięćdziesiątych dochodziło do ok. 80 protestów rocznie.
Najgłośniejsze strajki miały miejsce w latach 1951–1952. Zaprotestowali wówczas górnicy będzińskich kopalni: Czerwona Gwardia, Czerwone Zagłębie i Jowisz. Powodem protestu było przedłużenie czasu pracy do 8 i pół godziny i drastycznie podwyższenie norm. Górnicy nie przyjęli zarządzenia Ministerstwa Górnictwa do wiadomości i pracowali o godzinę krócej. Najbardziej dramatyczny przebieg miał strajk w kopalni "Czerwona Gwardia". 3 kwietnia 1951, po wprowadzeniu nowych wyższych norm, nie wyjechali na powierzchnię ogłaszając strajk okupacyjny. Nie podjęli także rozmów z delegacją ministerialną. Dyrekcja kopalni wezwała wojsko i funkcjonariuszy UB. Naprzeciw żołnierzom stanęły kobiety czekający pod kopalnią. Oczywiście były bez szans. Strajkujący jeszcze w nocy zostali spacyfikowani. Przywódcy i wskazani przez kapusiów górnicy zostali skazani na pobyt w obozach pracy.
Robotnicy protestowali także w inny sposób. W jednym z meldunków na temat nastrojów w zakładach pracy pisano m.in.:
"W niektórych zakładach pracy Wrocławia pojawiły się wrogie napisy w ustępach. Zdarzają się również wypadki wykłuwania oczu w portretach przodowników pracy. W Oświęcimskich Zakładach Napraw Samochodowych robotnicy umyślnie nie wykonują norm. Plan w miesiącu czerwcu 1953 roku wykonano zaledwie w 56 proc. Dyrekcja jak i wszyscy pracownicy zakładu chcą odejść z pracy."
Grzegorz Sołtysiak