Polskie Radio zaprasza do słuchania relacji z Londynu. Każdego dnia na olimpijskim stadionie będą wysłannicy Polskiego Radia - Cezary Gurjew, Rafał Bała i Tomasz Gorazdowski - dziennikarze będą przekazywali relacje w radiowej Jedynce i Trójce. Zapraszamy także do śledzenia serwisu Londyn 2017 na stronach portalu PolskieRadio.pl.
Chyba każdy kibic na Stadionie Olimpijskim w Londynie czy przed telewizorem spodziewał się, że dominujący od lat Bolt zakończy ten bieg ze złotem mistrzostw świata. Kończący karierę Jamajczyk nie imponował od swojego pierwszego występu. Zasłona dymna? Oszczędzanie sił? Teorie były różne, ale nie zmieniało to faktu, że oczekiwany scenariusz przedostatniego biegu (12 sierpnia Jamajczyk wystąpi jeszcze w sztafecie) był tylko jeden - zwycięstwo.
Lekkoatletyczne MŚ 2017: Bolt znalazł pogromców w ostatnim biegu. Justin Gatlin mistrzem świata na 100 metrów
Święto Boltowi zepsuł Justin Gatlin, jak niechciany gość, który ku ogólnej konsternacji pojawia się na imprezie. Nie mógł liczyć na brawa, towarzyszyły mu gwizdy i buczenie, ale temu akurat trudno się dziwić. Już wcześniej było wiadomo, że przeciwko sobie będzie miał cały stadion i rywala, którego przez lata nie potrafił pokonać.
Sport kocha historie, które można sprowadzić do walki dobra ze złem, idola z czarnym charakterem. Kochany nie tylko na Jamajce Bolt, żywa legenda, zmierzająca do mety w wyścigu trwającym blisko dekadę. I Gatlin, 35-letni dopingowy recydywista, piekielnie szybki, ale ze skazą.
W 2001 roku zawieszony na rok po tym, jak w jego organizmie wykryto amfetaminę. Pięć lat później wybuchł kolejny skandal, którego konsekwencją miało być nawet wykluczenie ze sportu. Amerykanin miał podwyższony poziom testosteronu, nie przyznawał się do stosowania niedozwolonych substancji. Osiem lat dyskwalifikacji skrócono do czterech, co i tak było nadzwyczajnym złagodzeniem kary, które wywołało burzę i napiętnowało Gatlina już na resztę kariery.
Po zawieszeniach wracał szybszy, kibice obawiali się tego, że będzie w stanie wyprzedzić Bolta. Aż do soboty w Londynie nie udało mu się to ani razu. To, że jest czysty, jest wciąż kwestionowane, kredyt zaufania wyczerpał się już dawno. Nie ma sensu ukrywać, że Gatlin budzi niesmak, a po zwycięskim finale widać to było bardzo wyraźnie.
Niedowierzanie, niechęć, buczenie - takie były reakcje, kiedy na tablicy wyników pojawiło się nazwisko zwycięzcy. Stadion Olimpijski chciał zobaczyć na pierwszym miejscu największą gwiazdę mistrzostw, tymczasem cały show próbował ukraść ktoś, kogo fani nie mogli znieść. Gatlin jednak doskonale o tym wiedział, nikt nie pozostawiał mu złudzeń. Ale miał tylko jeden cel - wykorzystać słabość, której mistrz nie pokazywał nigdy wcześniej. I wygrać na przekór wszystkim.
- Nie chodziło o to, by pokonać Usaina. To zresztą wciąż jest jego wieczór. Nie myślałem o tym i nie wyobrażam sobie, że już go nie będzie w sporcie. To osobowość, jest zabawny, daje się lubić. Życzę mu wszystkiego najlepszego i jestem szczęśliwy, że przez lata mogłem być jednym z jego głównych rywali, walczyłem z nim w jego ostatnim występie. On miał swój wkład w to, jakim jestem dziś zawodnikiem. Pogratulował mi, a pierwszą rzeczą, którą mi powiedział było, że nie zasłużyłem na to całe buczenie i gwizdy. Czy je słyszałem? Oczywiście, od pierwszego biegu, jednak odciąłem się, zachowałem spokój. Ludzie, którzy mnie kochają, kibicowali mi - powiedział po zwycięstwie. Ci, którzy go kochają, byli jednak w sobotę w zdecydowanej mniejszości.
Amerykaninowi nie można jednak odmówić klasy, którą pokazał po wygranej. Bolt zwycięzcą był bez względu na wynik, a porażka nie przekreśla lat bicia rekordów, wygrywania wszystkiego, co było możliwe, tworzenia historii biegów. Stąd właśnie hołd złożony najszybszemu człowiekowi, jakiego oglądał świat. Czy dla Gatlina było to odkupienie?
Bolt poprzez przegraną stał się bardziej "ludzki", co paradoksalnie rzuca na niego jeszcze lepsze światło. A przy okazji uchylił furtkę, by jego rywal, także zmierzający do końca swojej sportowej drogi, mógł po wielu latach ukraść show - pisząc tym samym świetną historię.
Więcej na blogu autora - Krótka Piłka
Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl