Nerwy zaczęły się już po przylocie do Londynu - zagubiono tyczki naszych reprezentantów. Niezbędne elementy ich konkurencji na szczęście odnalazły się.
W niedzielnych kwalifikacjach uspokoił wszystkich Lisek, który nie zanotował żadnej zrzutki i pewnie zaliczył 5,70 metra.
RELACJA NA ŻYWO Z MŚ W LONDYNIE
Inaczej było w przypadku Pawła Wojciechowskiego - sensacyjnego mistrza świata z koreańskiego Daegu. Pewnie zaliczył 5,45 metra, ale potem zaczęły się schody. Polak dwa razy strącił poprzeczkę zawieszoną na wysokości 5,60 i stanął pod ścianą.
Odetchnął dopiero po trzecim skoku, ale znowu zaliczył dwie wpadki na 5,70. I znów okazało się, że do trzech razy sztuka.
- Mętlik w głowie. Na każdym treningu pokonuję przecież 5,70 i w ten sposób próbowałem to sobie tłumaczyć. Najgorsza w eliminacjach jest świadomość, że trzeba skoczyć, ale za bardzo człowiek nie wie, jak to zrobić. Wziąłem miękkie tyczki, gdzieś to w głowie siedziało, dlatego bałem się iść na całość, a jak zaczynam się zastanawiać, to wychodzą buble - skomentował.
Biało-czerwoni będą jednymi z faworytów czwartkowego finału. Wojciechowski ma drugi wynik w tym roku - 5,95, Lisek uzyskał 5,85.
kbc