W pchnięciu kulą mamy wielkie tradycje. Mistrzem olimpijskim w 1972 roku był Władysław Komar, na pierwszych mistrzostwach w Helsinkach w 1983 roku po złoto sięgnął Edward Sarul. W 2009 roku w Berlinie srebrny medal wywalczył podwójny mistrz olimpijski Tomasz Majewski.
Teraz idzie nowe. Na najwyższym stopniu podium w Londynie stanął Nowozelandczyk Tomas Walsh, który jedyny pokonał granicę 22. metrów, o trzy centymetry.
Michał Haratyk uplasował się na piątym miejscu (21,41), Konrad Bukowiecki był ósmy (20,89). - Jestem mocno zawiedziony. Szkoda, bo to tylko sześć centymetrów. To jest niewiele, to nawet nie jest grubość kuli. Pewnie takiej okazji na podium już nie będzie. Wyniki były niesamowicie słabe - podsumował Haratyk.
- Zaskoczyły mnie tak słabe wyniki. Podium było w zasięgu. Mieliśmy nawet z Konradem szanse na dwa medale. Zmarnowaliśmy to - dodał. Bukowiecki, wielki talent, namaszczony na następcę Majewskiego, spalił aż cztery z sześciu prób.
Kulomioci bez medali
Finał wcale nie stał jednak na tak niskim poziomie. Wręcz przeciwnie. Pierwszy raz w historii siedmiu zawodników posłało kule poza 21. metr. Zawodnicy od 5. do 11. pozycji uzyskało najlepsze wyniki w historii MŚ.
Najbardziej zawiedzeni są jednak Czesi. Złożyli oficjalny protest. Ich kulomiot Tomas Stanek zakończył londyński konkurs na czwartym miejscu, z takim samym wynikiem jak Haratyk - 21,41.
Podczas jednej z prób wydawało się, że Stanek posłał kule poza 22. metr, ale organizatorzy zmierzyli... inny ślad. Czesi obstają przy swoim, władze IAAF nie zmieniły listy wyników...
kbc