Igrzyska Olimpijskie bez znaczenia zimowe czy letnie od zawsze przyciągały uwagę szerokiego grona odbiorców, którzy fascynowali się kilkutygodniowymi zmaganiami w duchu sportowej rywalizacji. Nie inaczej jest w przypadku potencjalnych uczestników, którzy w zdecydowanej większości marzą o występie na tak wyjątkowej imprezie.
Status wyjątkowości podnosi to, że zawody odbywają się w systemie "co cztery lata", przez co zawodnicy starają się na nie przygotować w jak najlepszy możliwy sposób. O udziale marzą nawet Ci, którzy pochodzą z dość "egzotycznych" zakątków świata, gdzie dany sport nie ma racji bytu. Bo jak można sobie wyobrazić mieszkańca małego Tonga z Polinezji na południowym Pacyfiku startującego w saneczkarstwie? Albo ghańskiego narciarza alpejskiego, co prawda urodzonego w Glasgow, ale jednak... Takich oryginalnych postaci można było obserwować przynajmniej na kilku igrzyskach. Nie inaczej będzie w południowokoreańskim Pjongczangu.
PjongCzang 2018: Eddie "Orzeł" Edwards nie był pierwszym i ostatnim. Ekscentrycy i dziwacy, czyli perły w olimpijskiej koronie
Na tegorocznych XXIII Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w Korei Płd. wystąpi 89 państw, w tym ponad 3000 uczestników. Dopiero po zakończeniu imprezy będzie można oszacować dokładną liczbę zawodników, która wystartowała w danej dyscyplinie. W Pjongczangu wśród reprezentacji można zobaczyć kraje, które niewiele mają wspólnego ze sportami zimowymi.
Zobaczymy reprezentantów między innymi takich państw jak: Bermudy, Dominika, Indie, Kolumbia, Kenia, Liban, Republika Południowej Afryki, Madagaskar, Portoryko czy Timor Wschodni. Będą też "perełki” w gronie debiutantów na igrzyskach - Ekwador i Erytrea. Jak widać ciężko sobie wyobrazić typowe sporty zimowe w tych częściach świata. Nie mniej jednak sportowcy chcą rywalizować w gronie światowej czołówki i sprawić radość swoim kibicom podczas tak dużej imprezy. W końcu kto by nie chciał pojechać na igrzyska i zostać gwiazdą swojego kraju...?
Polski akcent z Indii
Jedną z ciekawszych postaci w historii olimpijskich występów jest z pewnością Jarema Stanisław Bujakowski pochodzący z Druskiennik. Ten indyjski narciarz polskiego pochodzenia przeszedł do historii jako pierwszy reprezentant Indii na igrzyskach zimowych.
Po raz pierwszy Bujakowski startował w 1964 roku na zawodach w austriackim Innsbrucku. Reprezentował Indie w biegu zjazdowym oraz w slalomie gigancie. Niestety w Innsbrucku nie został w ogóle sklasyfikowany, gdyż nie ukończył zjazdu ze względu na kontuzję.
"Lepiej" poszło mu cztery lata później na zimowych igrzyskach we francuskim Grenoble. W zjeździe udało mu się zająć 53. miejsce z czasem - 2:11.82. W gigancie był dopiero 65. z wynikiem - 4:01.93. W trzeciej konkurencji - slalomie gigant narciarz alpejski pochodzenia polskiego w ogóle nie został sklasyfikowany.
Prócz występów na zimowych igrzyskach w Grenoble Bujakowski pełnił także funkcję szefa indyjskiej delegacji olimpijskiej. Dopiero dwadzieścia lat po nim, na zawodach w Calgary (1988) Indie w narciarstwie alpejskim reprezentował Gul Dev.
Stanisław Bujakowski zmarł w listopadzie 2010 roku, w San Bernardino, w stanie Kalifornia.
Narty w Senegalu?
Z zachodniej Afryki prosto na stok narciarski? wydaje się niemożliwe, a jednak Lamine Gueye nie zamierzał poprzestać na marzeniach i w 1984 roku podczas zimowych igrzysk w Sarajewie wystartował w jednej z najważniejszych światowych imprez sportowych.
Senegalczyk już, w wieku siedemnastu lat interesował się narciarstwem, ale początkowo uprawiał... hokej. W 1980 roku igrzyska oglądał w telewizji, by cztery lata później samemu spróbować sił na stoku.
Gueye startował na trzech zimowych imprezach - w Sarajewie (1984), w Albertville (1992) oraz z w Lillehammer (1994). W Sarajewie wystartował w dwóch konkurencjach, w zjeździe oraz slalomie gigant. W obydwu znalazł się poza pierwszą pięćdziesiątką, jednak to nie przeszkodziło mu w tym żeby za kilka lat ponownie spróbować w tej dyscyplinie.
Do Albertville pojechał by powalczyć w... pięciu konkurencjach - zjeździe, supergigancie, slalomie gigant, slalomie i kombinacji. Tutaj najlepiej poszło mu w pierwszej odsłonie, gdzie zajął 45. miejsce. W dwóch ostatnich konkurencjach w ogóle nie został sklasyfikowany.
Na swoich ostatnich igrzyskach w norweskim Lillehammer wziął udział tylko w zjeździe, gdzie nie został sklasyfikowany. Mimo tego był pierwszym Senegalczykiem, któremu dzięki uporowi i determinacji udało się pojechać na zimowe igrzyska.
Barwne Calgary w 1988 roku
Zorganizowane w Kanadzie Zimowe Igrzyska Olimpijskie w 1988 roku były jednymi z najciekawszych jeśli chodzi o oryginalne postacie, jakie można było oglądać podczas zmagań sportowych.
To właśnie w Calgary zadebiutowała legendarna już dzisiaj ekipa "Cool Runnings" czyli bobsleiści z... Jamajki. Pierwszy raz w historii reprezentacja Jamajki wystawiła drużyną bobsleistów, którzy w składzie: Dudley Stokes, Devon Harris, Michael White i Chris Stokes startowali w dwóch konkurencjach - dwójek i czwórek.
Ich historia zainspirowała filmowców, przez co powstał film pt. "Reggae na lodzie" z angielskiego "Cool Runnings". W Calgary zajęli 30. miejsce w konkurencji dwójek, z kolei w czwórce nie stawili się starcie podczas czwartego ślizgu.
W Kandzie stali się ulubieńcami publiczności, a ich historia wraca podczas każdych kolejnych Zimowych Igrzysk Olimpijskich. Obok Jamajskiej drużyny bobslejowej furorę zrobił także brytyjski skoczek narciarski Eddie "Orzeł" Edwards, który podobnie jak "Cool Runinngs" doczekał się ekranizacji filmowej.
Eddie był pierwszym skoczkiem z Wielkie Brytanii, który reprezentował swój kraj na igrzyskach. Do niego również należał pierwszy rekord krajowy w skokach, na odległość - 73,5 m w Szczyrbskim Jeziorze w 1990 roku.
Podczas zawodów w Calgary (1988) Edwards brał udział w konkursie indywidualnym na normalne i dużej skoczni. 14 lutego na skoczni normalnej w dwóch próbach osiągnął ok. 110 m, co dało mu 58. miejsce w konkursie. Do zwycięzcy Mattiego Nykanena tracił ponad 159,9 pkt.
Drugiego dnia na skoczni dużej poprawił się i ostatecznie zajął 55 lokatę. Triumfował ponownie Fin, a Edwards tracił do niego 166,5 pkt. Mimo tego stał się ulubieńcem publiczności i obok Jamajczyków ubarwił zimowego zmagania w kanadyjskim Calgary.
Początkowo miał startować w narciarstwie alpejskim, które uprawiał na samym początku swojej "kariery". Nawet był bliski startów na igrzyskach w Sarajewie (1984), jednak ostatecznie nie udało mu się na nie pojechać.
Charakterystycznym znakiem Edwardsa były okulary, ponieważ skoczek cierpiał na dalekowzroczność. Nawet podczas skoków nie ściągał swoich okularów i nakładał na nie gogle narciarskie. Ostatni raz można było go zobaczyć podczas zawodów Pucharu Kontynentalnego w 1997 roku.
Czytaj więcej
"Jeśli Jamajczycy potrafią, to ja też potrafię". Ghańczyk "poślizga" się w skeletonie
Afryka upodobała sobie narciarstwo alpejskie
Po raz pierwszy na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w Vancouver (2010) Ghana wysłała "reprezentacją" w narciarstwie alpejskim. Kwame Nkrumah-Acheampong był także chorążym kraju, który niósł flagę podczas ceremonii otwarcia.
Mimo że Ghańczyk urodził się w Glasgow, postanowił startować w barwach kraju z Afryki zachodniej. Acheampong wziął udział w jednej konkurencji - slalomige mężczyzn. Narciarz został sklasyfikowany na 54. miejscu.
Jeszcze w 2006 roku próbował swoich sił by zakwalifikować się na zimowe igrzyska w Turynie. Może by się udało, jednak w drodze do Włoch jego samolot utknął w Holandii ze względu na awarię co uniemożliwiło mu przybycie na czas. Na swoją szansę musiał poczekać kolejne cztery lata.
Kwame Nkrumah-Acheampong przez dłuższy czas promował sporty zimowe w Ghanie, jednak dopiero na tegorocznych zawodach w Pjongczangu będziemy mogli oglądać kolejnego reprezentanta Ghany, który weźmie udział w... skeletonie. Akwasi Frimpong ma dać nadzieję na pierwszy zimowy medal olimpijski dla Ghany.
Informatyk z Tonga na sankach
To był jak sen. 21-letni informatyk z Tonga Fuahea Semi w ramach castingu został wybrany przez swój jako reprezentant Zimowych Igrzysk Olimpijskich. Miał wziąć udział w zawodach w Vancouver w 2010 roku jako pierwszy w historii reprezentant Tonga. Niestety nie udało mu się zakwalifikować na turniej w Kanadzie. W kwalifikacjach zabrakło mu jednego punktu...
W międzyczasie sportowcem zainteresowała się niemiecka firma "Bruno Banani" specjalizująca się w kosmetykach. Koncern sponsorował Tongijczyka, przez Fuahea Semi postanowił zmienić nazwisko na "Bruno Banani". Tak też występował podczas igrzysk zimowych w Soczi (2014).
Na zawody w Rosji przygotowywał się w Niemczech, gdzie również po raz pierwszy w życiu zobaczył śnieg. W Tonga przez praktycznie 360 dni w roku świeci słońce, a temperatura waha się w granicach 26 stopni Celsjusza. Nic więc dziwnego, że Bruno Banani nie krył radości, gdy pierwszy raz w życiu zobaczył biały puch.
W Soczi Banani wziął udział w czterech ślizgach i ostatecznie uplasował się na 30 pozycji. Był lepszy m.in. od reprezentantów Bułgarii i Norwegii. Udało mu się nawet prześcignąć reprezentację "Niezależnych Sportowców Olimpijskich".
Z pomocą Bułgarów
Pierwszy raz śnieg zobaczył w wieku 17 lat. Na igrzyska pojechał jako 43-latek. Tak Tajlandczyk z Bangkoku Prawat Nagvajara rozpoczął swoją olimpijską przygodę.
Pojechał na igrzyska zimowe do Salt Lake City (2002), gdzie był pierwszym w historii reprezentantem Tajlandii. Na kilka dni przed wielką imprezą za darmo szyto mu kombinezon, na którym wyhaftowana niebieską nicią napis "Thailand".
Od strony finansowej Tajlandczyk nie miał praktycznie żadnego zaplecza. Skorzystał z pomocy... Bułgarów, którzy wywoskowali mu narty. Swój sprzęt zakupił jeszcze w 1999 roku.
Porad odnośnie startu udzielił mu bułgarski trener biathlonistów przez... telefon. Prawat Nagvajara w Salt Lake City wystartował w dwóch konkurencjach: sprint mężczyzn oraz bieg masowy na 30 km techniką dowolną. O ile w pierwszych zawodach zajął 67. miejsce, w drugich nie został w ogóle sklasyfikowany.
Jak sam tłumaczył słaby wynik w biegu masowym był spowodowany brakiem pieniędzy na odpowiedni i profesjonalny sprzęt.
Kolejny raz postanowił wystartować cztery lata później. Miał już 47 lat, ale i tak nie przeszkodziło mu to żeby pojechać na igrzyska to Turynu (2006). We Włoszech wystartował w biegu na 15 km techniką klasyczną i dojechał do mety jako ostatni (96 miejsce). Do zwycięzcy Estończyka Andrusa Veerpalua stracił ponad... pół godziny.
Zapewne podczas tegorocznych XXIII Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Pjongczangu zobaczymy podobnych ekscentryków. Pewne jest, że na torze bobslejowym udział weźmie żeńska drużyna z Nigerii. Afryka po raz pierwszy w historii będzie miała swojego boba podczas igrzysk zimowych. W 1988 w Calgary mieliśmy Jamajczyków, w 2018 będziemy oglądać żeńskie trio z Nigerii (wystartują w dwójce, jedna z pań jest rezerwową). Obok bobsleistek będzie można zobaczyć również kolejnego, w historii igrzysk zimowych reprezentanta Tonga - Pita Taufatofua, wystartuje w biegu indywidualnym na 15 km stylem dowolnym.
Mateusz Brożyna, PolskieRadio.pl