Kobieca rywalizacja w slopestyle'u toczyła się przy pierwszoplanowej roli silnego wiatru. Ze względu na niego, poniedziałkowe zmagania snowboardzistek rozpoczęły się z ponadgodzinnym opóźnieniem.
Z tego samego powodu dzień wcześniej odwołano kwalifikacje w tej konkurencji i zdecydowano, że do finału dopuszczonych zostanie wszystkie 26 zawodniczek, ale zamiast trzech przejazdów odbędą się dwa.
Ze startu zrezygnowała jednak Niemka Silvia Mittermueller, która na treningu miała upadek, w wyniku którego uszkodziła kolano.
W finałowych zmaganiach silne podmuchy powietrza dalej znacząco utrudniały zadanie zawodniczkom.
Przy pierwszym przejeździe tylko pięciu z nich udało się pokonać trasę bez upadku. Niektóre rezygnowały nawet z wykonywania niektórych ewolucji pod koniec trasy. Kłopoty miała m.in. Rukajarvi, która cztery lata temu w Soczi została wicemistrzynią olimpijską.
Anderson w pierwszej próbie zaprezentowała się z bardzo dobrej strony - uzyskała 83 punkty, a do takiego wyniku nie zbliżyła się żadna z rywalek. Blouin straciła do niej ponad sześć pkt, a Rukajarvi ponad siedem.
Kończąca drugą serię Amerykanka już przed swoim ostatnim przejazdem cieszyła się więc już z triumfu i pokonała trasę spokojnie, by tylko ukończyć zmagania. Następnie rozpoczęła zaś świętowanie.
Trudne warunki, w jakich toczyła się rywalizacja, sprawiły, że organizatorzy zostali skrytykowani przez część zawodniczek.
- Było naprawdę niebezpiecznie. Nie wiadomo było, czego się spodziewać. Powinni byli odwołać to lub przełożyć na później - zaznaczyła Rukajarvi.
Takiego samego zdania była Austriaczka Anna Gasser, która miała kłopoty podczas obu swoich prób.
- Zawody powinny zostać przełożone. Próbowałyśmy rozmawiać z oficjelami, ale ze względu na to, że to igrzyska, to naciskano, by rywalizacja odbyła się dzisiaj - wyznała z rozmowie z dziennikarzami.
Jak dodała, Anderson była jedyną zawodniczką, która chciała, by zmagania były kontynuowane, bo "miała bezpieczną przewagę".
Norweżka Silje Norendal zachęcała do przełożenia rywalizacji dyrektora zawodów, ale bezskutecznie.
- Przed moim pierwszym przejazdem stałam i płakałam. To było szaleństwo, że startowałyśmy dzisiaj - zastrzegła. Podkreśliła, że kluczowy dla odmowy był program transmisji telewizyjnych.
W innym tonie wypowiadała się zaś Amerykanka Hailey Langland, która w pierwszej próbie zaliczyła upadek, ale poprawiła się w drugiej.
- Zawody nie powinny być odwołane. Jesteśmy snowboardzistkami i powinnyśmy sobie potrafić z takimi rzeczami radzić. Dziewczyny, które stanęły na podium, udowodniły to i dlatego się na nim znalazły - argumentowała 17-letnia zawodniczka.
pm