Bloemen, który wcześniej zdobył srebro na 5000 m, uzyskał czas 12.39,77 (rekord olimpijski), gorszy o prawie 3,5 s od należącego do niego rekordu globu. Ustanowił go w 2015 roku na torze w Salt Lake City, uważanym za najszybszy na świecie.
Zawodnik mieszkający w Albercie wyprzedził w czwartkowych zawodach o 2,21 s Bergsmę i o 14,55 Tumolero.
Sporą niespodzianką jest zwłaszcza brąz Włocha. Niedawno przebił się on do czołówki - w styczniu najpierw został w Kołomnie mistrzem Europy na 5000 m, a potem był drugi na tym dystansie w Pucharze Świata w Erfurcie.
Sensacją "dychy" w Pjongczangu jest ledwie szósta lokata słynnego holenderskiego panczenisty Svena Kramera, najlepszego w dwukrotnie krótszym biegu. Stracił do zwycięzcy ponad 20 sekund.
Bloemenowi bardzo zależało na rewanżu za porażkę na 5 km i to mu się udało. Ale Kramer też miał swoje ambicje, liczył na pierwsze złoto na olimpiadzie na 10 km; w Soczi przegrał tylko z Bergsmą.
Tymczasem po komplecie zwycięstw Holendrów w pierwszych pięciu łyżwiarskich konkurencjach w tegorocznych igrzyskach, ich serię przerwał Bloemen. Obywatelstwo Kanady ma od czterech lat.
Od wielu lat olimpijska rywalizacja na 10 km przebiegała pod dyktando Holendrów. Od zawodów w Nagano w 1998 roku tylko raz "oddali" złoto, a miało to miejsce w 2010 roku w Vancouver, gdzie triumfował Lee Seung-hoon z Korei Południowej. Miał wtedy 21 lat. W czwartek na torze w Gangneung zabrakło mu niewiele ponad sekundy do podium; uplasował się na czwartej pozycji.
Polacy nie startowali.
pm