Rosja 2018

Rosja 2018: pięć punktów w grupie? To na pewno da awans do 1/8 finału

Ostatnia aktualizacja: 26.12.2017 11:11
Prezes PZPN Zbigniew Boniek w drugiej części rozmowy z Polską Agencją Prasową wspomina mundiale, w których uczestniczył. - W 1978 roku mieliśmy za dużo ludzi do grania. Mistrzostwa 1982 to była dla nas niepewność, a w 1986 w Meksyku chcieliśmy się głównie nie skompromitować - ocenił.
Zbigniew Boniek w otoczeniu obecnych piłkarzy reprezentacji Polski
Zbigniew Boniek w otoczeniu obecnych piłkarzy reprezentacji PolskiFoto: PAP/Leszek Szymański

PAP: Jeden z meczów na mundialu w Rosji - z Japonią na koniec fazy grupowej - Polska zagra w Wołgogradzie. We wrześniu 1977 roku reprezentacja, z panem i Adamem Nawałką w składzie, przegrała tam towarzyskie spotkanie z ZSRR 1:4. Pamięta pan to miasto?

Zbigniew Boniek: Szczerze mówiąc, nic nie pamiętam. Nawet tego, że grałem w takim meczu.

Rok później był mundial w Argentynie. Jakie ma pan wspomnienia? Inauguracyjny mecz z Niemcami (0:0), gdy wszedł pan za Włodzimierza Lubańskiego w 79. minucie? Trzeci mecz grupowy, z Meksykiem (3:1), gdy strzelił pan dwa gole? A może arcyważne spotkanie w drugiej fazie turnieju z Argentyną (0:2), w nocy polskiego czasu?

Moje pierwsze skojarzenie to optymizm i siła naszej drużyny, choć mówię o nastrojach jeszcze przed mundialem. A już na mistrzostwach, pamiętam, najpierw przyjechaliśmy wieczorem do hotelu w Rosario, a następnego dnia do takiego centrum, gdzie był golf klub, boiska, spotykaliśmy się z dziennikarzami. Spędzaliśmy tam całe dni. Piłkarsko też dobrze pamiętam ten mundial. Kiedy jechałem na mistrzostwa, byłem wybrany piłkarzem wiosny w Polsce, najlepszym zawodnikiem naszej ligi. Ale nie miałem pewnego miejsca w kadrze. Tam się to wszystko szatkowało.

Kłopoty bogactwa czasami mogą być przeszkodą...

To był chyba nasz największy problem w MŚ 1978, że za dużo było ludzi do grania, a selekcjoner każdemu chciał dać szansę. A tak to nie funkcjonuje. Jednego dnia ławka rezerwowych, a następnego pierwszy skład. Raz ten, raz tamten. A to Boniek, a to Iwan, a to Szarmach, itd. To tej drużynie nie pomogło. Byliśmy szalenie silni, jednak z perspektywy czasu myślę, że 5-8. miejsce to wszystko, na co było nas stać. Wiadomo, jaka była presja, żeby triumfowała Argentyna...

Cztery lata później mundial w Hiszpanii i trzecie miejsce, a po drodze pana trzy gole z Belgią (3:0).

Mistrzostwa 1982 to był taki trochę strach, jechaliśmy w nieznane, bo długo nie graliśmy meczów towarzyskich, jedynie sparingi z klubami. Ale jak zaczynaliśmy turniej, byliśmy przekonani, że jesteśmy mocni. I po dwóch pierwszych meczach zaczęły się cztery dni niepewności. Pojawiło się ryzyko wczesnego odpadnięcia.

Remis 0:0 z Włochami nie był złym wynikiem, ale identyczny rezultat z Kamerunem przyjęto w kraju z rozczarowaniem. Dopiero zwycięstwo nad Peru 5:1 rozwiało wątpliwości...

Kamerun był dobrym zespołem. Zresztą ja nie wiem, może na mundialu w Rosji zremisujemy 0:0 z Senegalem, tak samo z Kolumbią i wygramy wysoko z Japonią? Życzyłbym naszej reprezentacji, żeby zanotowała takie wyniki. Bo miałaby pięć punktów, a z takim dorobkiem na pewno wchodzi się do 1/8 finału.

W 1982 roku po raz ostatni rozgrywano drugą fazę grupową. W niej odbył się m.in. wspomniany mecz z Belgią. Najlepszy w pana karierze?

Czy ja wiem? To chyba trochę przejaskrawienie. W dorosłej karierze byłem wysuniętym pomocnikiem, mogłem występować jako napastnik, defensywny pomocnik, a nawet środkowy obrońca. W Juventusie, gdy nie miał kto grać, bodaj w dwóch meczach występowałem na środku defensywy. W Romie grałem pół sezonu i nie przegraliśmy meczu. Mogłem być ustawiany naprawdę wszędzie, na prawej stronie, na lewej. W związku z tym rzadko strzelałem trzy gole. Nie byłem typowym napastnikiem, klasyczną "dziewiątką". Dlatego mecz z Belgią to taki mój bilet wizytowy, ale uważam, że było dużo spotkań, w których grałem podobnie.

W 1986 roku graliście na mundialu w Meksyku, czyli m.in. pamiętne piekło w Monterrey. Krzysztof Pawlak wspominał kiedyś w rozmowie z PAP, że w meczu z Portugalią (1:0) schudł pięć kilogramów...

Było ciężko. W Meksyku od początku, gdy przylecieliśmy, nie myśleliśmy, żeby coś wygrać, tylko żeby się nie skompromitować i jak najpóźniej odpaść. To szalona różnica. Co innego jechać na turniej i myśleć, żeby zwyciężyć, a czym innym jest cel - nie przegrać. Męczyliśmy się strasznie od pierwszego do ostatniego meczu. Ale oprócz tego graliśmy całkiem dobrze. Nawet w przegranym 0:4 meczu 1/8 finału z Brazylią przez 30 minut prezentowaliśmy się świetnie. Jedną z bramek rywale zdobyli z rzutu karnego, którego nie powinno być, bo faul miał miejsce przed polem karnym.

bor