Meksykańskie mistrzostwa okazały się jedynymi w karierze 24-letniego wówczas Tarasiewicza. Były pomocnik Śląska Wrocław uważa, że samo powołanie na taki turniej jest dla piłkarza nobilitacją.
- Mundial zawsze jest uhonorowaniem kariery każdego piłkarza. Nawet jeśli ktoś ma 21-22 lata nie może mieć pewności, że za cztery lata znowu pojedzie na mistrzostwa. Najpierw trzeba się zakwalifikować, potem znowu trzeba być w wyselekcjonowanej grupie… - wyliczał Tarasiewicz - Tak więc ta impreza jest niezapomniana i pozostaje w pamięci do końca dni każdego piłkarza - zapewnił.
Biało-czerwoni trafili do grupy F, gdzie ich rywalami były Maroko, Portugalia i Anglia. Swoje mecze Polacy rozgrywali na stadionie w Monterrey. Temperatura w tym meksykańskim mieście dochodziła do 40 stopni Celsjusza, a piłkarze czuli się jak w piekle.
Tarasiewicz uważa, że nie wszyscy reprezentanci Polski dobrze znieśli fizycznie zarówno ciężki sezon ligowy, jak i trudne warunki do gry na samych mistrzostwach.
- Panowała tam bardzo duża wilgotność, a my graliśmy mecze w samo południe… Sezon był ciężki – graliśmy w środy i w soboty. Nie mieliśmy wystarczającej świeżości, bo na zgrupowaniu również pracowaliśmy ciężko - wspominał okoliczności przygotowań do mundialu - Z perspektywy czasu uważam, że nie wszyscy zawodnicy, którzy grali, prezentowali się w tym okresie najlepiej pod względem fizycznym - uważa Tarasiewicz.
Ówczesny reprezentant jest zdania, iż selekcjoner Antoni Piechniczek za późno postawił na kilku piłkarzy, którzy byli w najlepszej formie fizycznej.
- Umiejętności były zbliżone i trzeba było postawić na 3-4 zawodników: Furtoka, Karasia czy nawet mnie. Należało to zrobić wcześniej, niż w ostatnim meczu. W meczu z Brazylią bardzo dobrze prezentowaliśmy się pod względem fizycznym. Biegaliśmy nawet więcej od rywali. A Brazylia była bardzo mocnym zespołem, zresztą tak samo jak dzisiaj. Można tylko żałować, że mogliśmy wyjść z grupy na pierwszym miejscu i wtedy na pewno byśmy na nich nie wpadli - twierdzi Tarasiewicz.
Polacy w grupie zajęli dopiero trzecie miejsce i awansowali do 1/8 finału dzięki korzystnym wynikom meczów w innych grupach. Podopieczni Piechniczka pokonali 1:0 Portugalię po bramce Włodzimierza Smolarka, co było ich jedynym triumfem na mistrzostwach. Ponadto zremisowali bezbramkowo z rewelacyjnym Marokiem i ulegli aż 0:3 Anglii w ostatnim grupowym pojedynku. Katem Polaków był wówczas Gary Lineker. Słynny napastnik trzykrotnie pokonał Józefa Młynarczyka.
- Lineker strzelił trzy bramki, a krycie indywidualne Stefana Majewskiego nic nie dało. W meczach z Marokiem i Portugalią osiągaliśmy natomiast wyniki szczęśliwe, bo ta gra nie wyglądała najlepiej. Dopiero prasa wymusiła zmiany przed meczem z Brazylią i dlatego trener Piechniczek ich dokonał - wspominał pomijany w meczach grupowych zawodnik.
Tarasiewicz jest zdania, iż sam fakt awansu na mundial po raz czwarty z rzędu świadczył o dużej sile ówczesnego polskiego futbolu.
- Uważam jednak, że czterokrotne z rzędu zakwalifikowanie się do mistrzostw było dużym sukcesem polskiej piłki. Mistrzostwa świata to taka impreza, że niektórzy zadowalają się wyjściem z grupy, a inne zespoły podchodzą bardziej skoncentrowane i w jednym meczu nie da się naprawić tego, co się zepsuło - stwierdził gorzko.
W 1/8 finału biało-czerwoni ulegli Brazylii aż 0:4. Jeszcze w pierwszej połowie, przy wyniku bezbramkowym, Tarasiewicz miał wielką szansę wyprowadzić Polaków na prowadzenie. Po jego strzale piłka zatrzymała się jednak na słupku bramki "Canarinhos".
- Wspominam to. Uważam, że czasem ten łut szczęścia jest potrzebny. Tylko, że szczęściu trzeba pomóc - przyznawał.
Dodał także, iż, jego zdaniem, by pokonać zespół klasy Brazylii, należało zaryzykować.
- Trzeba wierzyć w końcowe zwycięstwo. Los należy do odważnych, dlatego nie wolno grać piłki zachowawczej. Gdyby nie został odgwizdany karny, którego nie było, to może byśmy schodzili na przerwę z wynikiem 0:0. Może inaczej to wyglądało – później poszliśmy trochę „na hura”. Takiemu zespołowi nie można zostawiać dużo miejsca, bo można zostać od razu skarconym - wspominał.
Tarasiewicz dodał jednak, iż po latach częściej, niż meksykański mundial wspomina mecz Śląska z Wisłą Kraków w ostatniej kolejce I ligi sezonu 1981/1982, gdy wrocławianie stracili szansę na tytuł mistrzów Polski, przegrywając mecz na własnym stadionie, który... mieli kupić od krakowskich piłkarzy.
Mistrzami świata w 1986 roku została reprezentacja Argentyny, w barwach której brylował legendarny Diego Maradona. "Albicelestes" w finale pokonali 3:2 Republikę Federalną Niemiec.
Polacy na mundial wrócili dopiero po 16 latach - w 2002 roku zakwalifikowali się na mistrzostwa świata rozgrywane na boiskach Japonii i Korei Południowej.
pm