Radiowe Centrum Kultury Ludowej

W Spale czy w Warszawie – zboże już dożnięte, więc świętujmy

Ostatnia aktualizacja: 16.09.2021 08:00
„Kiedyż się rolnik ma weselić i Bogu pokłonić i ziemi błogosławić i ludziom za pomoc podziękować, jeżeli nie wtedy, gdy pod dach swój zgromadzi owoce pracy mozolnej i zabiegów całorocznych?” – tak o dożynkach u progu XX wieku pisał etnograf i folklorysta Zygmunt Gloger.
Zespół Wilamowice na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie podczas dożynek, lata 50. XX w.
Zespół "Wilamowice" na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie podczas dożynek, lata 50. XX w. Foto: Fot. z archiwum zespołu

A ja dziś, we wrześniu 2021 roku, poprosiłam kilku znajomych, żeby szybko odpowiedzieli na pytanie, z czym kojarzą im się dożynki. Odpowiedzi wcale nie odnosiły się do rolników, do plonów, do ciężkiej pracy na roli. Starsi bez zastanowienia wskazywali na Stadion Dziesięciolecia (dziś Narodowy) w Warszawie i wielkie dożynki partyjne z PRL-u, młodsi mówili o polityce i dożynkach prezydenckich w Spale. Wiele osób wspominało swoje lokalne, gminne dożynki, opisywane jako festyny z piwkiem, kiełbaską i muzyką. Najprostszy wniosek? Dożynki musiały przejść sporą ewolucję przez ostatnie 120 lat. Choć… może wcale nie do końca wszystko się zmieniło?

Przede wszystkim dożynki to zwyczaj całkiem stary, ponoć o korzeniach słowiańskich. W źródłach zaś pojawiają się konkretne opisy tego święta już z XVI wieku. W dawnej szlacheckiej Rzeczypospolitej organizowane były przez dziedziców, by podziękować chłopom za ich pracę podczas żniw. Panowie urządzali dla nich zabawę przy muzyce, z poczęstunkiem i alkoholem. Ze źródeł etnograficznych wiemy natomiast, że w dożynkach chodziło nie tylko o zabawę. Miały one swoje głębokie sensy magiczne, społeczne a także… polityczne.


Dożynki w Cisowej Dożynki w Cisowej

Przede wszystkim dożynki stanowiły symboliczne zakończenie prac w polu – a przynajmniej zbioru zbóż, które uważano za najcenniejsze. Za dary natury trzeba było podziękować. Ludzie składali więc podarunki ze swoich plonów, oddawali je nie tylko właścicielowi ziemi, którą uprawiali, ale też siłom nadprzyrodzonym – matce ziemi, Bogu. Zabiegi magiczne miały obłaskawić owe siły, by w kolejnym roku znów plony się udały. Obłaskawianie tego, co nadprzyrodzone, było bowiem warunkiem koniecznym codziennego funkcjonowania, po prostu życia. Nic więc dziwnego, że w opisach dawnych zwyczajów dożynkowych znajdziemy wiele treści o charakterze rytualnym, magicznym właśnie.

Żeńcy – bo tak dawniej nazywano osoby pracujące przy żniwach, zostawiali ostatnie kłosy na polu, związywali je wstążką, a pod nie kładli np. kawałek chleba. Taki snopek zwano „przepiórką”, „pępkiem” lub „wiązką” – był on darem dla ziemi. Z ostatnich kłosów wito też wieniec, przystrajano go niekiedy jarzębiną, jabłkami. Symbolizował on czas cykliczny, łączył koniec z początkiem. Wieniec dożynkowy, przypominający kształtem królewską koronę, zakładano na głowę dziewczynie, która przodowała w czasie żniw. W niektórych regionach wszystkie młode dziewczyny razem niosły go na rękach na czele korowodu. Orszak dożynkowy podążał do dworu, by podziękować gospodarzowi za żniwa. Czasami wcześniej wstępowano jeszcze do kościoła, żeby wieniec poświęcić. W każdym razie ta korona z kłosów już wówczas miała wymiar w pewnym sensie i polityczny i religijny i magiczny.
W czasie dożynek odbywała się także inicjacja najmłodszych żniwiarzy, tych, którzy po raz pierwszy wyszli w pole żąć zboże. No i oczywiście zabawa z tańcami. Dożynki miały więc także bardzo istotny aspekt społeczny, lokalny, wspólnotowy.

W okresie międzywojennym dożynki zmieniły nieco swój charakter – coraz częściej organizatorami tego święta stawali się przedstawiciele władz gminnych, powiatowych lub… parafie. Również w Międzywojniu, a dokładnie w 1927 roku po raz pierwszy odbyły się dożynki prezydenckie. Zainicjował je prezydent Ignacy Mościcki, rozpoczynając tym samym tradycję święta żniw w Spale. Na stronie można obejrzeć świetne zdjęcia archiwalne z tej imprezy. I choć wojna przerwała ten zwyczaj, w wolnej Polsce przywrócił go Aleksander Kwaśniewski. Oficjalny patronat głowy państwa z pewnością wskazuje na moment, gdy dożynki stały się imprezą jednoznacznie polityczną.
Choć ową polityczność można pewnie stopniować. No bo to, co działo się na Stadionie Dziesięciolecia w czasach Polski Ludowej można śmiało nazwać rytuałem dziękczynnym i pochwalnym dla ustroju socjalistycznego! Stały się one także rytuałem potwierdzającym pierwszeństwo klasy chłoporobotniczej w społeczeństwie. Delegacje rolników z całego kraju, w odświętnych ubraniach regionalnych, defilowały po płycie stadionu przed przedstawicielami władz, niosąc już nie jakieś tam wieńce, ale gigantyczne architektoniczno-słomiane konstrukcje!


Dożynki w Krakowie Dożynki w Krakowie

Prawda jest jednak taka, że poza względami propagandowymi, dożynki w Warszawie podobały się ich uczestnikom. Bardzo często w skład delegacji wchodzili członkowie zespołów regionalnych. Wspólny wyjazd do stolicy był okazją do podróżowania, zabawy. Opowiadali mi o tym między innymi starsi członkowie Regionalnego Zespołu Pieśni i Tańca Wilamowice. Nie tylko wszyscy wspominali te imprezy zdecydowanie pozytywnie, ale jeszcze przypominali sobie różne wariackie historie – jak na przykład sytuację, gdy jeden z chłopaków ufarbował sobie włosy na zielono i tak chciał przemaszerować przed Gomółką. Albo historie osobiste – jedna z pań opowiadała mi o piosence, którą specjalnie na tę imprezę napisał jej ojciec:

Mój tatuś to napisał na żniwa. Jak pojechał nasz zespół do Warszawy na dożynki, po wilamowsku żeby zaśpiewali. Przyszedł kierownik zespołu: „Józa, ty umiesz dobrze po wilamowsku, napisz nam”. No i dyktowali, i napisali piosenkę.

No a później dożynki oficjalne, centralne wróciły do Spały w roku 2000. Jeździli tam kolejni prezydenci – Lech Kaczyński, Bronisław Komorowski i Andrzej Duda. Tę imprezę szczególnie cenili sobie włodarze Ziemi Tomaszowskiej, na terenie której leży Spała. Mówili, że jest ona najważniejszym cyklicznym wydarzeniem działającym na rzecz promocji regionu. Na dożynki w Spale przyjeżdżali politycy, rolnicy, samorządowcy oraz firmy związane z rolnictwem z całego kraju, nie brakło też widzów, którzy marzyli, by uścisnąć rękę prezydenta lub zrobić sobie z nim selfie.
W zeszłym roku z powodu pandemii dożynki w Spale się nie odbyły. Para prezydencka zorganizowała skromniejszą uroczystość w Pałacu Prezydenckim, z udziałem zespołu Mazowsze i przedstawicielami władz lokalnych oraz kół gospodyń wiejskich. Zostało to przyjęte ze zrozumieniem. Sytuacja tego wymagała. W tym roku jednak znów dożynki prezydenckie będą w Warszawie. Nadto na stronie prezydenta RP można przeczytać, że tak ma być już zawsze. No i to władzom województwa łódzkiego i Ziemi Tomaszowskiej bardzo się nie podoba. „To ogromny cios... O imprezie było głośno w ogólnopolskich mediach, gdzie prowadzone były relacje na żywo. Dożynki były nie tylko okazją do spotkania się rolników z całej Polski, ale także do chwalenia się bogactwem Ziemi Tomaszowskiej i całego województwa łódzkiego... Takiej możliwości w Warszawie na pewno nie będzie, a impreza, która z założenia miała być świętem otwartym dla wszystkim, stanie się spotkaniem dla wybranych...“ – komentował wójt gminy Inowłódź, Bogdan Kącki.

Lepsze dożynki w Spale, czy w stolicy? Można się przekonać osobiście 18 i 19 września w Warszawie. Ale zostawmy ten spór, bo dużo ciekawsze i ważniejsze dla wszystkich społeczności lokalnych są dożynki gminne! Przecież tradycja dożynek ani nie zaginęła ani nie przerodziła się w czysto polityczny spektakl. W tysiącach gmin w Polsce co roku na przełomie sierpnia i września organizowane są dożynkowe festyny i to nie tylko w społecznościach rolniczych. To tam tak naprawdę dzieją się ciekawe rzeczy. Oczywiście z dawnych rytuałów niewiele już zostało – może tylko wieńce, ale dziś zazwyczaj plecione są na konkursy. Dożynki to dziś raczej rodzinno-sąsiedzkie pikniki – z jedzeniem, muzyką, malowaniem buziek, balonami z helem, plastikową biżuterią, warsztatami dla dzieci, wystawami lokalnych artystów i zespołów, prezentacją kół gospodyń wiejskich i „zwiedzaniem” wozu strażackiego. Bywa przaśnie, bywa wesoło. Ale przede wszystkim dożynki staja się okazją do spotkania, do świętowania swojej lokalności, do pobycia razem i do wspólnej zabawy – wszystko jedno czy w rytm muzyki disco polo, czy przy udziale gwiazd sceny pop (choć ja raz byłam na dożynkach, gdzie występowała Kapela ze Wsi Warszawa, więc wiele zależy od organizatorów). Można spotkać lub poznać sąsiadów, poplotkować, pośmiać się, coś przekąsić. I chyba właśnie wspólnota świętowania stanowi współcześnie najgłębszy dożynkowy sens.

dr Maria Małanicz-Przybylska

Dożynki w Cieszynie Dożynki w Cieszynie

***

Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.


 

Czytaj także

Marianna

Ostatnia aktualizacja: 12.11.2020 13:00
Miesiąc już będzie, jak go pochowałam. Smutno, najgorzej smutno, jak przyjdą w odwiedziny, a jego nie ma, to mnie wtenczas boli wszystko. Jak sama jestem, to się czymś zajmę, różaniec zmówię, mszę w radiu wysłuchom, no i czytam. Oczy się od tego czytania psują.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Muzykanckie sceny z „Misia”

Ostatnia aktualizacja: 29.10.2020 11:53
Kiedy muzykanci grali w mieście na folklorach, to mieli problem z niekiedy wielogodzinnym oczekiwaniem na występ. Nie wiedzieli, gdzie się podziać. Garderób dla muzykantów przecież w domach kultury nie było. Zostały małe i ciemne korytarzyki prowadzące do kibla. Tam skupiało się życie muzykanckie, było ciasno, swojsko, można było zagrać, wypić i nikt z organizatorów się nie przyczepiał, że przeszkadzają. 
rozwiń zwiń
Czytaj także

Teorbaniści

Ostatnia aktualizacja: 05.11.2020 10:00
Dzisiaj o dworskich czy magnackich związkach z historyczną muzyką tradycyjną. O teorbanistach z XVIII i XIX wieku.
rozwiń zwiń