Gdy 22 października 1948 roku zmarł prymas Polski kardynał August Hlond najpoważniejszym kandydatem do objęcia prymasowskiego tronu stał się biskup łomżyński Stanisław Kostka Łukomski. Kościół katolicki znajdował się w tym czasie w niezwykle trudnej sytuacji. Pełnię władzy w kraju przejęli komuniści, którzy dążyli do kontroli nad wszystkimi sferami życia publicznego i, jak się okazało, duchowego. Kościół, który zajmował w II RP szczególną pozycję stał się przedmiotem szykan i inwigilacji, a przynależność do niego była piętnowana. Władze chciały mieć również wpływ na obsadę kluczowych stanowisk w Kościele i podporządkować sobie duchownych tak, aby odsunąć ich jak najdalej od kwestii politycznych i zminimalizować ich wpływ na społeczeństwo.
Biskup łomżyński był dla komunistów szczególnie niewygodny. W jednym z pierwszych kazań powojennych przypomniał donosicielstwo i jego tragiczne skutki pod obydwiema okupacjami, co wzbudziło do niego nienawiść bezpieki. Uznano go za wroga nowego ustroju. Był nieustannie inwigilowany przez Urząd Bezpieczeństwa Publicznego. Mimo to utrzymywał kontakty z antykomunistycznym podziemiem narodowym. Nawoływał do poparcia PSL w zapowiedzianych wyborach. Nie krył swojej sympatii do przedwojennej endecji. Miał jeszcze jedną wadę - był niezwykle popularny i szanowany.
Jego wybór na prymasa Polski mógł doprowadzić do otwartej wojny między Kościołem i jego wiernymi a komunistycznym państwem. Ubecja sięgnęła po ostateczny środek...
Tajemniczy wypadek
Biskup Łukomski zdążył jeszcze odprawić 27 października 1948 roku uroczystości pogrzebowe prymasa Hlonda. W drodze powrotnej za Ostrowią Mazowiecką samochód, którym jechał (prawdopodobnie przedwojenny Polski Fiat 508) nagle uległ awarii i wpadł z dużą prędkością na drzewo. Rozbił się doszczętnie, a kierowca i pasażerowie odnieśli liczne obrażenia. Najciężej ranny był ks. biskup. Przewieziony do szpitala w Warszawie zmarł dzień później. Czynniki oficjalne uznały po krótkim dochodzeniu, że był to nieszczęśliwy wypadek. Nie zachowały się jednak żadne dokumenty ze śledztwa - w archiwach nie ma protokołów ani zdjęć, co jest pośrednim dowodem na to, że do katastrofy mogli przyczynić się funkcjonariusze UBP.
Jak napisał w opracowaniu "Biskupi diecezji łomżyńskiej. Działalność społeczna, polityczna, religijna" Tadeusz Kowalewski "W sporządzonym przez UB sprawozdaniu skrupulatnie zapisano, że przywiezienie zwłok i pogrzeb odbyły się bez jakichkolwiek demonstracji. 3 listopada przy udziale pocztów sztandarowych cechów rzemieślniczych, harcerstwa, Sodalicji Mariańskiej oraz przedstawicieli "Caritas" przeniesiono zwłoki biskupa do katedry. W ostatniej drodze towarzyszyło mu około 100 księży, 11 biskupów na czele z arcybiskupem Romualdem Jałbrzykowskim, siostry zakonne szarytki i OO Kapucyni. Obecni byli też mieszkańcy Łomży w liczbie 3 000. I Sekretarz PPR w Łomży chwalił się, że nie dopuszczono do zorganizowanego udziału młodzieży w pogrzebie, Straży Pożarnej oraz szkół. Następnego dnia po uroczystym nabożeństwie zwłoki złożono do grobowca w katedrze. Zgodnie z jedną z ostatnich informacji zamieszczoną odnośnie jego osoby w materiałach UB, duchowieństwo diecezji łomżyńskiej miało stać się po jego śmierci łatwiejsze do kontroli". Komuniści zrobili wszystko, aby nie dopuścić do przerodzenia się pogrzebu w manifestację patriotyczną.
Następca
Kościół stanął przed trudnym wyborem. Stało się jasne, że konfrontacja z władzą mogła być wręcz śmiertelnie niebezpieczna. Pełna współpraca była prostą drogą do utraty samodzielności, niezależności i tożsamości Kościoła, a co za tym idzie narodu. Potrzebny był człowiek rozsądnego kompromisu, który przeprowadzi Kościół i naród przez ten trudny okres. Wybór padł na biskupa diecezji lubelskiej Stefana Wyszyńskiego, który 12 listopada 1948 roku został metropolitą gnieźnieńskim i warszawskim, prymasem Polski. Dokonany wybór był z pewnością słuszny, bo Stefan Wyszyński przeszedł do historii jako Prymas Tysiąclecia.
Więcej o prymasie Stefanie kardynale Wyszyńskim w serwisie specjalnym >>>