Niemcy byli jeszcze "urzędującymi" mistrzami świata sprzed czterech lat, mistrzostw rozgrywanych właśnie u nich, gdzie Polacy byli czarnym koniem rozgrywek. Do Argentyny jechaliśmy z niesamowicie silnym składem, zarówno zawodników jak i trenerów. Wielu stawiało nas jako jednych z głównych pretendentów do złotego medalu.
Dziwne to były mistrzostwa i z pewnością nie spełniły naszych oczekiwań. Dość powiedzieć, że obecni kibice "nie odnaleźliby się" w tamtejszej rzeczywistości. Mecze trwały 2x45 minut i nie było ani zwyczaju ani przepisów pozwalających na ich przedłużenie choćby ze względu na przerwy. Boiska otoczone były głębokimi fosami – do tej pory trwają spory, czy wszystkie fosy zawsze były pełne wody. Fosy te oddzielały boiska od trybun, które nie miały innych barier, choćby w postaci siatek. Rozwiązanie takie miało zabezpieczyć piłkarzy przed wbiegnięciem krewkich kibiców na boisko w trakcie lub po meczu. Fosy te spowodowały jednak konieczność wyciągania piłek specjalnymi podbierakami, co wydłużało przerwy w meczu – zabierając efektywny czas gry.
Miejsce 5-8
Wyliczono, że średnio wyjmowanie tych piłek zabierało ponad 5 minut meczu, a czasu nie przedłużano jak teraz. Teraz też jest inna punktacja za zwycięstwo, remis i przegraną. Wtedy drużyna zwycięska dostawała 2 punkty, a remis kończył się podziałem punktów – po jednym dla każdej drużyny. W przeciwieństwie do czasów obecnych były tylko 4 grupy I rundy – po 4 drużyny każda. Liczba wszystkich reprezentacji wynosiła 16, co też wydaje nam się teraz dziwne i "ubogie". W II rundzie były tylko dwie grupy – też po 4 drużyny. O mistrzostwo walczyli więc zwycięzcy tych grup, a o 3. miejsce walczyły drużyny z drugich miejsc. Reszta klasyfikowana była na miejscach 5-8 bez konkretnego podziału. Polska zajęła właśnie miejsce od 5. do 8.
Polacy z plejadą gwiazd
W naszym składzie mieliśmy prawdziwe gwiazdy, podziwiane nie tylko u nas w kraju, ale też szeroko w świecie. Wymienić należy choćby Jana Tomaszewskiego w bramce, w obronie Antoni Szymanowski, Jerzy Gorgoń, Władysław Żmuda czy Roman Wójcicki, w środku pola Adam Nawałka, Henryk Kasperczak, Andrzej Iwan, Marek Kusto, Zbigniew Boniek i Kazimierz Deyna, a w ataku Grzegorz Lato, Andrzej Szarmach i Włodzimierz Lubański. Naszym głównym trenerem był sam Jacek Gmoch.
Wygwizdany Deyna
Dość powiedzieć, że kwalifikacje do mistrzostw przeszliśmy jak burza. Graliśmy w grupie z Cyprem, Danią i Portugalią. Oprócz jednego meczu wygraliśmy wszystkie. Ostatni mecz w grupie, z Portugalią, graliśmy na Stadionie Śląskim w Chorzowie, przy prawie stutysięcznej publiczności. Był to tak zwany "zwycięski remis", a cudowną bramkę dla Polski strzelił Kazimierz Deyna.
Niestety, publika stadionu zachowała się skandalicznie i niemiłosiernie wygwizdała polskiego zawodnika. Tak całą rzecz opisuje dziennikarz sportowy Dariusz Dobek: "Deyna... Gol! Prosto z rogu, Kazimierz Deyna! Coś niesamowitego, proszę Państwa! Rzadko się zdarza w meczach międzypaństwowych taka sytuacja. Osłupieli zupełnie Portugalczycy, nie bardzo wiedzieli, co się stało - tak wydarzenia sprzed (...) lat komentował na żywo niezapomniany Jan Ciszewski. Bezpośrednim strzałem z rzutu rożnego Kazimierz Deyna dał prowadzenie reprezentacji Polski w meczu z Portugalią. Trybuny Stadionu Śląskiego eksplodowały z radości, tyle że po ogłoszeniu strzelca bramki naraz pojawiły się gwizdy. Była to sytuacja bez precedensu. Wygwizdać kapitana strzelającego gola w tak spektakularny sposób - trudno ocenić tę sytuację inaczej niż kuriozum".
Wielcy nieobecni
Być może te wydarzenia wpłynęły na dyspozycję naszego kapitana na mistrzostwach świata. W meczu II rundy z gospodarzami, Argentyną, kiedy przegrywaliśmy 0:1 Kazimierz Deyna wykonywał rzut karny podyktowany za obronę ręką strzału przez Mario Kempesa, napastnika stojącego na linii własnej bramki. Niestety, Deyna strzelił lekko i w dość sygnalizowany sposób i argentyński bramkarz – Ubaldo Fillol – z łatwością obronił strzał. Przykrość była podwójna, bo był to 100. mecz Kazimierza Deyny w naszej reprezentacji. Wielu znawców ocenia, że mecz ten był najlepszy w naszym wykonaniu na tamtych mistrzostwach..., a Argentyńczycy prawie do końca drżeli o wynik tej rozgrywki.
Szkoda, bo pod nieobecność Holendra Johana Cruyffa, który obawiał się o bezpieczeństwo własne i rodziny, Deyna uchodził za najlepszego reżysera gry tamtych mistrzostw. Wśród nieobecny był także Paul Breitner, który ostentacyjnie zrezygnował z udziału w mistrzostwach na znak protestu wobec junty wojskowej generała Jorge Videla i przeciw nagminnemu łamaniu przez nich praw człowieka. Na mistrzostwach zabrakło też "cesarza" Franza Beckenbauera, który na krótko przed mistrzostwami zakończył swoją karierę w reprezentacji Niemiec.
Mistrzostwa inne niż dzisiaj
Wiele ciekawostek na temat tych mistrzostw można znaleźć na łamach "Przeglądu Sportowego": "Podobnie jak 4 lata wcześniej Holandia, tak tym razem gospodarze zdecydowali się na przydział numerów koszulek zgodnie z kolejnością alfabetyczną. Z "1" grał ofensywny pomocnik Norberto Alonso, bramkarz Umbaldo Fillol z "5", jeden z jego zmienników Hector Balley z "3".
To też wprawiłoby obecnych kibiców w lekkie osłupienie. Ciekawe są też informacje o wschodzących gwiazdach futbolu, które pojawiły się właśnie na tych mistrzostwach: "MŚ 1978 wykreowały wiele młodych gwiazd. Kenny Dalglish, Zico, Karl-Heinz Rummenigge, Michel Platini, Paolo Rossi czy Zbigniew Boniek przez następne lata mieli rządzić na światowych boiskach".
Na temat mistrza tych mistrzostw "Przegląd Sportowy" pisze także kilka ciekawostek: "Argentyna grała widowiskowo, ale też nie sposób uciec od podejrzeń, że dołożono wielu starań, by ekipie Luisa Menottiego dopomóc. W meczu grupowym z Węgrami sędzia był sprzymierzeńcem gospodarzy, wyrzucając z boiska dwóch rywali. Jeszcze więcej podejrzeń wzbudził mecz z Peru. Argentyna musiała wygrać aż 4 golami, by wyprzedzić w tabeli Brazylię. Skończyło się na 6:0, w czym palce maczali podobno przywódcy obu krajów (ceną za zwycięstwo gospodarzy miały być miliony dolarów kredytów dla Peru) oraz bramkarz Quiroga, urodzony w argentyńskim Rosario, a grający dla Peru. Po finale Menotti obraził Holendrów mówiąc, że tak się wygrywa z frajerami. "France Football" ocenił pracę sędziego Sergio Gonelli z Włoch jednoznacznie: stronnicza".
PP