Film "Wniebowzięci" ma co najmniej kilku ojców. Jednak obok reżysera najważniejszy był na pewno Jan Himilsbach, kamieniarz, legendarny aktor naturszczyk, który zagrał w ponad 30 filmach, ale i interesujący pisarz. Obaj panowie odpowiedzialni są za scenariusz filmu.
- My z Jankiem często bawiliśmy się razem - wspominał Andrzej Kondratiuk w audycji Polskiego Radia w 1991 roku. - Przeżyliśmy bardzo dużo wesołych chwil, trochę smutnych no i wspólnie chodziliśmy do kasy. Bardzo nas cieszyły honoraria, bo wiedzieliśmy, że my je z całą pewnością wydamy, ale się pobawimy trochę - dodawał reżyser.
32:47 Wniebowzięci2.mp3 "Cztery pory roku - wspomnienia o Janie Himilsbachu". (PR, 14.12.1991)
Wydaje się, że opisana scena jest prototypem uruchamiającej akcję sceny z "Wniebowziętych", w której bohaterowie udają się do kasy Totalizatora Sportowego po odbiór wspólnej wygranej. Scenarzyści – Kondratiuk i Himilsbach – podbili tylko stawkę czekającej bohaterów zabawy, zwiększając sumę otrzymanych przez nich pieniędzy przy pomocy upragnionej przez Polaków wygranej w popularnej loterii. Magia kina!
Wspomniana scena zrymowała się z innym zdarzeniem z życia, kiedy to Kondratiuk z Himilsbachem, odprowadzając znajomą na samolot i obserwując startujące maszyny, postanowili, że razem zrobią film o lataniu. Takie są początki "Wniebowziętych".
Nierozłączna para
W kultowym już dzisiaj filmie Zdzisław Maklakiewicz zagrał Arkaszkę, a Jan Himilsbach – Lutka. Stworzyli duet dwóch prostych mężczyzn, którzy, chcąc doświadczyć czegoś nowego i wyrwać się z przyziemnego życia, za pieniądze wygrane na loterii postanawiają polecieć samolotem. Choć tuż przed startem Arkaszkę oblewa blady strach, to po pierwszym locie koledzy odnajdują w tym wielką przyjemność i ostatecznie wszystkie wygrane pieniądze wydają na loty po Polsce. Za granicę, wtedy, w 1973 roku, lecieć nie było można. Swoją przygodę kończą bez żalu na plaży przed Grand Hotelem w Sopocie.
Zdzisław Maklakiewicz i Jan Himilsbach to komediowy duet przyjaciół i aktorów.
- On lubił ze mną grać pomimo ukończenia studiów w wyższej szkole teatralnej - wspominał Maklakiewicza Jan Himilsbach w audycji Polskiego Radia w 1991 roku. - Często pomagał mi w jakiś sposób. Aktorzy zawodowi, z teatru wzięci do filmu, niechętnie dzielili się swoim doświadczeniem z naturszczykami. Ale Maklakiewicz nie był zazdrosny o tajemnice swojego zawodu. To była jego główna cecha, która zjednywała mu ludzi, którzy po raz pierwszy zetknęli się z filmem - dodawał.
Choć Maklakiewicz był wykształconym aktorem, a Himilsbach słynnym już naturszczykiem, który miał kilka filmów na swoim koncie, to w filmie "Wniebowzięci" zagrali jak dwaj prawdziwi naturszczycy - w pozytywnym tego słowa znaczeniu i z korzyścią dla filmu. Tym razem to raczej Maklakiewicz uczył się od swojego młodszego kolegi.
Niski budżet
Kondratiuk wbrew pozorom dysponował dość skromnym budżetem na realizację filmu. Aby nakręcić sceny w samolocie, mógł wykorzystać bardzo małą ekipę, ponieważ sponsor - Polskie Linie Lotnicze LOT - zapewnił tylko kilka biletów. Reżyserowi nie udało się także zrobić zdjęć chmur czy ziemi widzianej z okien samolotu, dlatego musiał korzystać z materiałów archiwalnych. I tych jednak by nie było, gdyby nie namowy Tadeusza Konwickiego, kierownika literackiego Zespołu Filmowego Pryzmat, który przekonał reżysera, aby włączyć je do filmu jako przeciwwagę dla szarzyzny i brzydoty świata na ziemi. To zestawienie podkreślają groteskowe słowa bohatera, który dzieląc się wrażeniami z pierwszego lotu, stwierdza, że "piękny jest ten nasz kraj..." i po chwili dodaje: "z góry".
Wspólne pisanie
Himilsbach, pisząc scenariusz "Wniebowziętych" razem z Kondratiukiem debiutował w roli scenarzysty.
- Mam dość monotonne, szare życie, mimo że ludzie uważają, że jestem jakąś barwną postacią - mówił Jan Himilsbach w audycji Polskiego Radia. - Dlatego bardziej skłaniam się ku ukazywaniu życia w formie groteskowej. Jest bardzo wiele śmiesznych rzeczy w naszym życiu. Czasami jest tak, że za co się nie weźmiemy, to każdy gest jest śmieszny – dodawał Himilsbach.
Ten groteskowy rys jest z całą pewnością najsilniejszą stroną filmu. Andrzej Kondratiuk o swoim współpracowniku wypowiadał się w audycji Polskiego Radia następująco:
- Jego prawdziwą namiętnością i jednocześnie męczarnią było pisanie. Akurat ja mogę o tym powiedzieć, bo napisaliśmy razem parę rzeczy. Nie na tej zasadzie, jak to bywa, że jest pisarz, który ma pomysł i nadaje temu formę, a reżyser tylko dorzuci parę dialogów i potem się mówi, że to jest współautorstwo. Nie, to była pełna spółka z obopólną przyjemnością, z tym że Janek był wtedy bardziej doświadczony, bardziej biegły w piórze. Natomiast podstawą naszego wspólnego pisania był podobny bunt na zastaną rzeczywistość – dodawał reżyser.
az