Samospalenie Walentego Badylaka - krzyk protestu przeciw ukrywaniu prawdy o Katyniu
- Z daleka wyglądało to jak jakaś lalka. Pomyślałem, że to pewnie jakiś happening. Zbliżyłem się i zobaczyłem, że to nie żadna sztuczka aktorska, ale, że to jest człowiek - tak opisywał czyn Walentego Badylaka Andrzej Łukaszewski, artysta malarz.
2023-03-21, 05:50
21 marca 1980 roku na Rynku Głównym w Krakowie emerytowany piekarz, żołnierz AK Walenty Badylak dokonał samospalenia. Zrobił to w proteście przeciw przemilczaniu zbrodni katyńskiej.
Anna Kluz-Łoś z Rozgłośni Polskiego Radia w Krakowie dotarła do świadków tamtego dramatycznego wydarzenia. Emisja dokumentu pt. "Ofiara" odbyła się w 30. rocznicę pamiętnego czynu Walentego Badylaka.
Posłuchaj
Dlaczego tak postąpił?
- Absolutnie wiedziałem, że to jest protest polityczny - mówił w reportażu znany fotografik, Stanisław Markowski. - I że coś się zaczęło w Polsce, po prostu czułem to całym sobą, każdym centymetrem skóry.
REKLAMA
Niezwykle dramatycznie brzmią po latach wspomnienia jednej z kobiet, która znalazła tabliczkę z wyjaśnieniem powodów podjętego przez emerytowanego piekarza, żołnierza AK, czynu. - On miał napis, to była taka tablica na łańcuszku - opowiadała . - I tam było napisane tak: "Całą rodzinę wymordowali mi w Katyniu, syna mi zdeprawowali, zabrali mi lokal, tam zrobili knajpę. Syn chodził do technikum i tak go nauczyli pić wódkę, że się chłopak nie chciał uczyć. Nie mam innego wyjścia" - I dodała: - Podpisane było, nie pamiętam imienia, ale Badylak.
Siostra żony Walentego Badylaka opowiadała w reportażu o trudnych momentach w jego życiu. - Masę czytał, interesował się literaturą, był wielkim patriotą, był związany z podziemiem antykomunistycznym na pewno – podkreślała.
Historia zapisana na zdjęciach
Stanisław Markowski, znany fotografik tamtego dnia był na krakowskim Rynku Głównym. Przypadkiem miał przy sobie aparat. Prezentował autorce dokumentu zdjęcia, które wtedy zrobił. Przypomniał, jak wpadł do jednej z kamienic z nadzieją, że ktoś mu otworzy i pozwoli uwiecznić ten tragiczny moment.
- Otwiera mi drzwi starsza pani, wzywa mnie, proszę - wspominał Markowski. - Na sofie leżał mężczyzna, który się podniósł i powiedział: "Otwórzcie szybko okno! Niech pan fotografuje! Ja przeżyłem Powstanie Warszawskie i przeżyłem najcięższe czasy stalinowskie, niech pan to robi, niech pan fotografuje to świadectwo".
REKLAMA
Kilkanaście minut później, gdy Stanisław Markowski wyszedł już na rynek, znaleźli się przy nim ubecy. Jednak szczęśliwym zrządzeniem losu udało mu się wyrwać z rąk dwóch SB-ków i ukryć zdjęcia u znajomego antykwariusza, Stanisława Czarnieckiego.
Ostatnia lektura - "Konrad Wallenrod"
Także do niego dotarła Anna Kluz- Łoś z Rozgłośni PR w Krakowie. Na kilka dni przed dokonaniem samospalenia, Walenty Badylak zakupił u niego wydanie "Konrada Wallenroda". - Chciałbym go jeszcze raz przeczytać, ale nie dlatego żeby go uważać za wzór - miał odpowiedzieć na pytanie Stanisława Czarnieckiego. - Potem mi się skojarzyło, że on wybrał inną drogę niż Wallenrod, nie podstęp, nie czyn zbrojny, ale poświęcenie własnego życia - opowiadał Stanisław Czarniecki. - To była decyzja na ból fizyczny, na cierpienie.
O planach zrealizowania filmu o Walentym Badylaku opowiadał w reportażu Jarosław Majka.
Posłuchaj historii człowieka, który 35 lat temu, w tak dramatyczny sposób postanowił zaprotestować przeciwko przemilczaniu zbrodni katyńskiej. Posłuchaj reportażu Anny Kluz-Łoś.
REKLAMA
Audycję udostępniła Rozgłośnia Polskiego Radia w Krakowie>>>
REKLAMA