"Konsul" - prawdziwa historia hochsztaplera

33 lata temu odbyła się premiera filmu "Konsul" w reżyserii Mirosława Borka, z genialnie zagraną główną rolą Piotra Fronczewskiego. Sensacyjna fabula oparta była na prawdziwych wydarzeniach.

2022-08-18, 05:30

"Konsul" - prawdziwa historia hochsztaplera
Piotr Fronczewski, 2011 r.Foto: PAP/Stach Leszczyński

Debiut reżysera, wibitni aktorzy

Trzy rzeczy związane z tym filmem tworzy niepowtarzalną atmosferę tego wydarzenia - sensacyjna i nieodległa w czasie prawdziwa kanwa zdarzeń, debiut fabularny reżysera uznawanego za dokumentalistę i wybitna rola Piotra Fronczewskiego. Bork był też scenarzystą swojego filmu, a historia przez niego opowiadana mogłaby posłużyć dzisiaj za temat tak popularnych sfabularyzowanych dokumentów. Tu jednak mieliśmy fabułę co się zowie i pokazano ją z rozmachem, dbałością o historyczne szczegóły i z wybitnymi kreacjami ekranowymi, bo przecież nie tylko Piotr Fronczewski grał w tym filmie.

Obsada aktorska była wyśmienita, z jedną z najbardziej genialnych ról Piotra Fronczewskiego. Świetni też byli partnerujący mu: Maria Pakulnis, Krzysztof Zaleski, Jerzy Bończak, Gustaw Lutkiewicz, Henryk Bista, Grażyna Krukówna czy Ryszard Kotys. Pozostałe epizodyczne role też zagrane były na najwyższym poziomie.

Reżyser osobiście stwierdzał odnośnie własnej produkcji: "Kiedy realizowałem swój film telewizyjny, przekonałem się, że sprawa Silbersteina to we Wrocławiu wciąż żywa historia (...) Całość obrosła legendą i aż byłem zdziwiony, że nikt jeszcze nie podjął się jej przedstawienia w filmie fabularnym. (...) Silberstein był oszustem, hochsztaplerem, kryminalistą, krętaczem - to prawda. A jednak każdy, kto się z nim spotkał, od razu znajdował się pod jego urokiem. Prawie nikt nie miał mu za złe jego czynów, co więcej - wyśmiewano się z ofiar krętactwa Silbersteina".

Historia prawdziwego hochsztaplera

Fabuła frapowała wielu widzów, a jej temat odbił się szerokim echem. Wszystkich zastanawiało to, jak zwykły oszust, a może właśnie przez to niezwykły, oszukał władze w tak ważnym zdarzeniu, jak otwarcie konsulatu. Dzięki zręcznym działaniom, wykorzystując luki prawne, choć bardziej wykorzystywał luki w działaniu organów państwowych, przez pewien czas żył "jak panisko" i zyskiwał ogólne uznanie i szacunek w otaczającej go komunistycznej rzeczywistości PRL.

REKLAMA

A wszystko to oparto na podstawie historii prawdziwego hochsztaplera, który korzystając z więziennego zwolnienia warunkowego, dokonuje kolejnych oszustw, które zapewniają mu "należną" uwagę, czynią z niego osobę ważną i poważaną, ale przede wszystkim pozwalają mu żyć ponad stan. Wszędzie, gdzie się pojawia kreuje wymyślone postacii z którym otoczenie "ma się liczyć". Jednak, kiedy tylko jeden "biznes" zdaje się być bliski demaskacji, natychmiast w innym miejscu robi następny... aż kolejnego dnia, we Wrocławiu, ogłasza, że jako nowy konsul zakłada austriacki konsulat. To wszystko udaje mu się głównie dzięki niewiedzy urzędniczych kręgów - w każdym przypadku sprawdzenie jego przeszłości wymagało wysiłku i czasu, a przy okazji można było się "narazić", jeśliby opowieści oszusta okazały się prawdą. Na wszelki wypadek lepiej było wierzyć.

Co ciekawe, widzów zastanawiało i to, że tak łatwo można oszukać nawet państwowe urzędy, a wystarczyło być bezczelnym. Oszust okazał się być postacią nietuzinkową. Nominalnie nie okradał biednych ludzi, a jedynie korzystał z dobrodziejstw PRL. Jego działania ośmieszały władzę. Całość opowiedziana jest na kanwie procesu sądowego, podczas którego oszukane osoby jako świadkowie opowiadają o licznych oszustwach, którym ulegli. Na podstawie ich wypowiedzi dochodzimy do konkluzji, że nikt do niczego nie został przymuszony - główną winą każdego była wiara w słowa i zapewnienia oszusta.

Oszustwa trudne do uwierzenia

Portal Film Polski dorzuca jeszcze garść istotnych informacji: "W filmie przedstawiono pięć anegdot, wszystkie historie wydarzyły się naprawdę, a tylko w jednej z nich Silberstein nie brał udziału. Przygotowując dokumentację, reżyser odszukał sędziego, który prowadził sprawę Śliwy, przez tydzień, od świtu do nocy czytał sądowe akta. Wynikało z nich, że Silberstein sprzedawał rzeczy, których nie miał, chociaż zdobył tylko podstawowe wykształcenie, z powodzeniem podawał się za inżyniera i jako taki pracował w dwóch przedsiębiorstwach. Najgłośniejszy "numer" Śliwy to założenie konsulatu austriackiego, który funkcjonował ponad miesiąc. Ta historia stała się przyczyną aresztowania Silbersteina w roku 1970. Jako recydywista skazany został na kilka lat więzienia. Wyroku jednak nie odsiedział, zmarł wkrótce po uwięzieniu. Poszczególne krętactwa Silbersteina Mirosław Bork przedstawił stopniowo - od najprostszego oszustwa po największe. Z pewnych zrezygnował, gdyż obawiał się, że widz po prostu w nie nie uwierzy".

Warto więc zobaczyć ten film teraz - jest w wielu miejscach internetowej skarbnicy - i skonfrontować go ze współczesnością. Widzowie zawsze będą zadawać sobie pytanie: czy ja też dałbym się tak oszukać.

REKLAMA

PP


Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej

Najnowsze