"Orlęta. Grodno ‘39". Do kin wchodzi pierwszy film o sowieckiej agresji na Polskę w 1939 roku. Jak wyglądała obrona miasta przed wrogiem?
9 września 2022 do kin wchodzi film "Orlęta. Grodno ‘39" w reżyserii Krzysztofa Łukaszewicza. Najnowsza produkcja twórcy "Karbali" i współscenarzysty dzieła "Generał Nil" poświęcona jest bohaterskim obrońcom Grodna, którzy we wrześniu 1939 roku stawili opór wkraczającym do Polski wojskom sowieckim.
2022-09-09, 05:45
Grodno, choć kilkukrotnie mniejsze od Wilna czy Lwowa, jako jedyne stawiało tak zacięty opór wojskom sowieckim we wrześniu 1939 roku. Generał Władysław Sikorski nazwał obrońców Orlętami i obiecał postarać się o nadanie miastu orderu Virtuti Militari. To nigdy się nie wydarzyło, a po wojnie Grodno znalazło się kilkanaście kilometrów od polskiej granicy.
O tej bohaterskiej, tragicznej obronie miasta przed sowiecką agresją opowiada film "Orlęta. Grodno '39". Reżyserem i scenarzystą produkcji jest Krzysztof Łukaszewicz. Film kręcono w kilku polskich miastach: Poznaniu, Radomiu, Warszawie, Konstancinie-Jeziornej, Skierniewicach i Nowym Dworze Mazowieckim. W główne role wcielili się nastolatkowie: Feliks Matecki, Wit Czernecki i Almira Nawrot. Na planie zobaczymy też bardziej doświadczonych aktorów takich, jak Bartłomiej Topa, Antoni Pawlicki, Leszek Lichota, Andrzej Mastalerz, Jowita Budnik czy Filip Gurłacz.
Czytaj także:
Filip Gurłacz o filmie "Orlęta": W obliczu wojny wszyscy jesteśmy jak dzieci
REKLAMA
Film "Orlęta. Grodno '39" to dramatyczny obraz wojny widziany oczami 12-letniego Leona. W momencie wybuchu II wojny światowej jego szkoła w Grodnie zostaje zbombardowana przez Niemców. Chłopak, tak jak jego rówieśnicy, musi stawić czoła nowym, dramatycznym i trudnym do zrozumienia okolicznościom. Gdy Polskę napadają Sowieci, Grodno przygotowuje się do odparcia nieprzyjaciela. Nielicznych żołnierzy zgromadzonych w mieście wspierają cywilni mieszkańcy, w dużej mierze młodzież szkolna. Jak przebiegały walki o to kresowe miasto?
Wybuch wojny
1 września 1939 roku niemieckie wojska przekroczyły polską granicę. Tego samego dnia Grodno zostało zbombardowane. W następnych dniach Luftwaffe jeszcze kilkukrotnie zrzuciło bomby na miasto. Byli zabici i ranni. W wyniku nalotów zniszczeniu uległo też 50 proc sprzętu wojskowego i amunicji, które zgromadzono w magazynach.
Jednak najgorsze było dopiero przed Grodnem. 17 września zgodnie z wcześniejszymi niemiecko-rosyjskimi układami sojuszniczymi do Polski wtargnęli Sowieci. Zaskoczona polska armia był wówczas zaangażowana w działania obronne przed Niemcami. Wobec słabości sił na wschodzie kraju marszałek Edward Rydz-Śmigły wydał rozkaz, aby nie podejmować walki z Sowietami.
Czytaj także:
"Wszyscy jesteśmy żołnierzami!" - komunikat z 1 września
17 września 1939. Zdradziecki atak Stalina na Polskę
Dzień po sowieckiej agresji do Grodna przybył dowódca Grupy Operacyjnej "Grodno" gen. Józef Olszyna-Wilczyński. Nie widział możliwości obrony miasta i zgodnie z rozkazem naczelnego wodza nie zamierzał stawiać oporu najeźdźcom. Jeszcze tego samego dnia wraz z prezydentem i starostą Grodna udał się w kierunku Litwy. Kilka dni później został schwytany i rozstrzelany przez Rosjan.
Grodnianie, którzy już w 1920 roku doznali bolszewickiej okupacji, nie zamierzali oddać miasta nieprzyjacielowi bez bitwy.
REKLAMA
Posłuchaj
"Labirynt historii". Audycja Jacka Raginisa-Królikiewcza poświęcona obronie Grodna w 1939 roku, okraszona wypowiedziami historyków (PR, 17.09.2017) 24:41
Dodaj do playlisty
- Mieszkańcy Grodna byli mentalnie przygotowani, że trzeba będzie bić się z wrogiem. Strzelać, nie ważne czy nieprzyjaciel będzie miał swastykę, czy czerwoną gwiazdę – stwierdził historyk prof. Marek Jan Chodakiewicz.

Przygotowania do walki
Chęć do walki o swoje miasto wyraziło wielu ochotników, głównie młodych chłopców, natomiast o dobrze zorganizowaną służbę medyczną zadbały miejscowe kobiety i dziewczęta. Ze wglądu na odesłanie większości wojsk, które stacjonowały w Grodnie, do walki z Niemcami, w mieście pozostało nieco ponad 200 żołnierzy. Do obrony miasta było gotowych 2000-2500 uzbrojonych mieszkańców. Problem stanowił jednak brak artylerii, czołgów i lotnictwa, które posiadał nieprzyjaciel.
Po wyjeździe najwyższych władz wojskowych i cywilnych przygotowaniami do obrony Grodna kierowali wiceprezydent Roman Sawicki i komendant Rejonowej Komisji Uzupełnień major Bogdan Serafin. Historyk Czesław K. Grzelak pisał o nich: "Dwóch ludzi stanowiło mózg i duszę obrońców miasta. [...] Obaj mieli silne poparcie patriotycznie nastawionej ludności polskiej w Grodnie. Rozbudowali obronę poprzez kopanie rowów i wznoszenie zapór przeciwczołgowych, a także organizowali szkolenie ochotników i służb pomocniczych".
REKLAMA
Sawicki i Serafin musieli także zmierzyć się z komunistycznymi dywersantami, którzy uaktywnili się po sowieckiej agresji i przejęli główny plac w mieście. Polakom wprawdzie udało się ich stamtąd skutecznie wyrzucić, ale gdy do miasta zbliżali się Sowieci, dywersanci służyli im jako przewodnicy i informatorzy. Naprowadzali artylerię i wskazywali cele dla rosyjskich czołgów.
Pierwsze starcie
20 września do miasta od strony zachodniej wjechało kilkanaście rosyjskich czołgów i wozów pancernych. Wszystkie zostały zniszczone. Jak to możliwe, skoro Polacy nie posiadali broni przeciwpancernej?
Sowieci byli przekonani o rychłym zwycięstwie i nie zadbali o odpowiednie rozpoznanie. Gdy wkroczyli do miasta, wpadli w pułapkę. Wóz pancerny odpowiedzialny za łączność został zniszczony, a czołgi rozjechały się po wąskich uliczkach. Skuteczne w walce z wrogiem okazały się dwa działka przeciwlotnicze, granaty i, przede wszystkim, butelki zapalające. W ten sposób podczas pierwszego sowieckiego natarcia Polacy zniszczyli wszystkie pojazdy nieprzyjaciela.
Jeszcze tego samego dnia pod Grodno dotarły rosyjskie posiłki i kilkadziesiąt czołgów wdarło się do miasta, czyniąc poważne straty wśród obrońców i cywilów, ale ze względu na problemy z paliwem maszyny zostały wycofane. Krwawe żniwo zbierał też ostrzał z sowieckiej artylerii, który nie ustał nawet po zmroku.
REKLAMA
W trakcie walk o Grodno Rosjanie uciekali się do najdrastyczniejszych metod. Najlepiej świadczy o tym historia Tadzia Jasińskiego. 13-letni obrońca Grodna, podobnie jak jego starsi koledzy, próbował unieruchomić wrogi czołg za pomocą koktajlu Mołotowa. Niestety, płyn w rzuconej przez niego butelce nie zapłonął. Sowieci wyszli z maszyny, pobili chłopca, a następnie przywiązali go do czołgu i traktowali jako żywą tarczę. Mimo to obrońcy nie zaprzestali ostrzału czołgu. Dwóm odważnym Polkom udało się uwolnić Tadzia, ale było już za późno i chłopiec zmarł w wyniku odniesionych ran. W 2009 roku Tadzio Jasieński otrzymał pośmiertnie Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski.

Krwawe walki i rozkaz ewakuacji
W nocy z 20 na 21 września do miasta dotarły polskie posiłki z gen. Wacławem Przeździeckim na czele. Przejął on dowodzenie obroną, ale zapowiedział, że jego głównym zadaniem jest zorganizowanie ewakuacji wszystkich zbrojnych oddziałów. Nie nastąpiło to od razu, a krwawe walki o Grodno trwały cały następny dzień.
- Tym razem miasto zostało zaatakowane silniejszymi siłami. Wśród nowych jednostek był 6 korpus kawalerii, którym dowodził Andriej Jeriomienko, przyszły marszałek Związku Radzieckiego. Trzy razy próbował zdobyć most kolejowy, trzy razy poniósł porażkę i na dodatek został ranny. Zniesiono go z pola walki i ten atak ponownie się załamał – opisywał wydarzenia sprzed 83 lat historyk i publicysta Ireneusz Wywiał.
W nocy z 21 na 22 września Grodno opuścili zdolni do walki żołnierze i ochotnicy, po czym udali się w kierunku Litwy. Z miasta wydostali się też inicjatorzy obrony wiceprezydent Roman Sawicki i mjr Bogdan Serafin.
REKLAMA
- Zgodnie z rozkazem o ewakuacji polskie oddziały, wykorzystując fakt, że pierścień rosyjskiego okrążenia nie był szczelny, wyszły z miasta. Nie chciano też dłużej narażać ludności cywilnej - mówił w audycji Polskiego Radia dr Witold Wasilewski.
Zemsta na cywilach
22 września rano Sowieci przeprowadzili generalny szturm, do którego wykorzystano niemal 100 czołgów i wozów pancernych. Po opuszczeniu Grodna przez uzbrojonych obrońców tak poważne siły były zbędne. Opór stawiany przez nielicznych został szybko stłumiony, a Rosjanie dokonali wtedy zemsty na ludności cywilnej.
- Śledztwo prowadzone przez IPN wykazało zamordowanie przez Sowietów po wkroczeniu do miasta 300 osób, co nie znaczy, że to wyczerpuje całą liczbę ofiar – mówił dr Witold Wasilewski.
Straty, które Sowieci ponieśli podczas walk były dotkliwe, biorąc pod uwagę siły, jakimi dysponowali, głównie cywilni, obrońcy.
REKLAMA
- Zgodnie z rosyjskimi danymi, które były zaniżone, stracili pięć wozów bojowych, a 14 zostało uszkodzonych. Te straty były w rzeczywistości dużo większe. Co więcej, poległo lub odniosło rany ponad 200 żołnierzy. Za to się mszczono i tych 300 zamordowanych grodnian poświadcza zaciętość walk – stwierdził prof. Wiesław Jan Wysocki.
W 1941 roku gen. Władysław Sikorski w rozmowie z obrońcami Grodna stwierdził: "Jesteście nowymi Orlętami. Postaram się, żeby wasze miasto otrzymało Virtuti Militari i tytuł zawsze wiernego". To jednak nigdy nie nastąpiło. Gen. Sikorski zginął w katastrofie lotniczej w 1943 roku, a po II wojnie światowej Grodno znalazło się w Związku Radzieckim.

Typowe kresowe miasto
W II Rzeczypospolitej Grodno wprawdzie nie odgrywało ważniejszej roli, nie było nawet miastem wojewódzkim, ale leżało na ważnym szlaku komunikacyjnym, mniej więcej w połowie drogi między Wilnem a Warszawą. Położone nad Niemnem miasteczko przed wojną było silnym ośrodkiem polskości. Spośród 60 tys. mieszkańców, dwie trzecie stanowili właśnie Polacy.
- Silne były tam tradycje historyczne i patriotyczne. Istniały szkoły, drużyny harcerskie, rozwijano życie oświatowe i przygotowanie wojskowe młodzieży – mówił w audycji Polskiego Radia dr Witold Wasilewski, historyk z Instytutu Pamięci Narodowej.
REKLAMA
Grodno, jak każde kresowe miasto, zamieszkiwały również mniejszości narodowe, przede wszystkim byli to Żydzi i w mniejszym stopniu Białorusini. Niektórzy przedstawicieli tych grup sympatyzowali z ruchami komunistycznymi i wspierali sowiecką agenturę, działająca w mieście.
- W tak zróżnicowanym środowisku bardzo łatwo było podsycać antagonizmy narodowościowe oraz pretensje wobec Polaków i to wykorzystywano do szerzenia poglądów komunistycznych. Frazesy o wolności i równości trafiały szczególnie do tych, którzy mieli pretensje wobec państwa polskiego – powiedział historyk prof. Wiesław Jan Wysocki w audycji Jacka Raginisa-Królikiewicza.
th
Przy pisaniu artykułu korzystałem z pracy: C. K. Grzelak, Kresy w czerwieni. Agresja Związku Sowieckiego na Polskę w 1939, Warszawa 1998.
REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
57h