Odznaczenia Virtus et Fraternitas zostały przyznane, decyzją prezydenta Andrzeja Dudy, "za heroiczną postawę w niesieniu pomocy Polakom, będącym ofiarami systemów totalitarnych XX wieku, za wybitną odwagę w obronie ludzkiej godności i człowieczeństwa".
W tym roku odznaczeni zostali obywatele Węgier i Ukrainy. W liście do uczestników uroczystości prezydent podkreślił, że odznaczeni ratowali Polaków na "skrwawionych ziemiach" naznaczonych piętnem dwóch ludobójczych totalitaryzmów. Dodał, że pamiętanie o niosących pomoc Polakom jest "naszym patriotycznym obowiązkiem" i jest przestrogą "przed rozprzestrzenianiem się zła".
Prezydent napisał, że agresja Rosji na Ukrainę przypomina o aktualności przesłania, które niosą ze sobą odznaczeni medalami Virtus et Fraternitas. "Tymi odznaczeniami Rzeczpospolita Polska wyraża najgłębszy szacunek i wdzięczność obywatelom innych państw niosących pomoc Polakom. Chcę podkreślić jak ważny był każdy taki gest człowieczeństwa i solidarności. Z tym większą czcią pochylamy głowy przed tymi, którzy wbrew niebezpieczeństwu wyciągnęli pomocną dłoń do cierpiących" – podkreślił prezydent. "Wyrażam najgłębszą cześć waszym dobroczyńcom" – zwrócił się prezydent do rodzin uratowanych Polaków.
W liście do uczestników uroczystości i uhonorowanych marszałek Sejmu Elżbieta Witek podkreśliła, że zasługą odznaczonych jest uhonorowanie tych, którzy nie ulegli nienawiści i "nie pytali czy trzeba ratować ludzi, ale co trzeba zrobić, aby ocalić ich jak najwięcej". Dodała, że swoich działań mimo niebezpieczeństwa, nie postrzegali jako heroizmu. "Towarzyszy mi przeświadczenie, że żadne słowa nie wyrażą wdzięczności za pomoc polskim obywatelom" – zauważyła marszałek Sejmu.
Rodzina Skakalskich
W imieniu pośmiertnie odznaczonych głos zabrał Wołodymyr Samczuk przedstawiciel rodziny Skakalskich, która ratowała Polaków ukrywających się przed ukraińskimi nacjonalistami w Krzemieńcu. Przypomniał długie związki tego miasta z polską kulturą oraz przekazywane przez kilka pokoleń wspomnienia o ratowaniu Polaków oraz kontaktach utrzymywanych przez obie rodziny od lat sześćdziesiątych, gdy uratowani po dwudziestu latach od tamtych wydarzeń odwiedzili Krzemieniec. Podziękował za pomoc udzielaną przez Polskę walczącej Ukrainie - w postaci dostaw broni oraz przyjmowania uchodźców.
Rodzina Skakalskich mieszkała w Krzemieńcu na Wołyniu. Po wkroczeniu Sowietów w 1939 roku przyjęła pod swój dach Marię Pietroniec i jej siostrę Janinę Paulus z czteroletnią córką Alicją. Czwórka przedstawicieli tej rodziny zapewniała Polkom schronienie i wyżywienie - uchronili je przed deportacją na Syberię oraz śmiercią z rąk ukraińskich nacjonalistów.
- Przyszli Ruscy, więc spodziewaliśmy się wywózki na Sybir. A potem przyszli Niemcy. Właśnie w czasie okupacji niemieckiej zaczęły dochodzić słuchy, że Ukraińcy, rezuny mordują Polaków. Państwo Skakalscy postanowili zabrać tę [naszą] rodzinę do siebie. I wtedy zaczęła się pomoc – wspominała uratowana Alicja Gienc z domu Paulus.
Dziękując w imieniu uratowanych głos zabrała Maria Król. Powiedziała, że dzięki pomocy rodziny Skakalskich jej matka "dostała szansę na życie". Wspominała, że już od najmłodszych lat matka uświadamiała jej wagę pomocy, którą otrzymała.
- Wówczas nawet nie rozumiałam jak wiele im zawdzięczam – powiedziała. Dodała, że jako lekarz od lat próbuje zrewanżować się za udzieloną pomoc, między innymi poprzez pomoc niepełnosprawnym w Krzemieńcu.
Trofim Danieluk
Z Ukrainy pochodzi także odznaczony pośmiertnie Trofima Danieluka z Czerniejowa na Wołyniu. Gdy 6 sierpnia 1943 roku banderowcy napadli na wieś, zamordowali m.in. Wiktorię Zubkiewicz oraz jej córki Genowefę i Marię. Ciężko rannemu ojcu rodziny, Feliksowi Zubkiewiczowi, udało się uciec i ocalić życie m.in. dzięki pomocy pastora Jana Jelinka. Jedyny syn Wiktorii i Feliksa, Władysław, wraz z żoną i dziećmi wracali tego poranka do domu po nocy spędzonej u sąsiada. Kiedy usłyszeli strzały, ukryli się w polu. Banderowcy szukając Władysława pytali o niego mieszkającego nieopodal Trofima Danieluka. Ukrainiec nie wydał go w ręce członków OUN-UPA i oszukał ich, mówiąc, że Polaka nie było w domu od trzech dni.
Ilona Andrássy
Wśród odznaczonych jest także Ilona Andrássy, córka polskiej hrabiny Marii Chołoniewskiej i węgierskiego hrabiego Manó Andrássyego, która w 1939 r. współtworzyła w Budapeszcie z innymi arystokratkami Węgiersko-Polski Komitet Opieki nad Uchodźcami. Tylko do końca 1939 r. znaleziono bezpieczne schronienie dla około 10 tys. polskich uchodźców. Hrabina Andrássy często wizytowała obozy internowania dla polskich żołnierzy, dostarczała im pożywienie, odzież i pieniądze. Pomagała też w potajemnej ewakuacji do Jugosławii.
Po wojnie była represjonowana przez władze komunistyczne. Pozbawiono ją majątku i wysiedlono z Budapesztu do Hortobágy, gdzie pracowała w gospodarstwie rolnym. Za rzekome szpiegostwo na rzecz państw Zachodu została w 1961 r. skazana na cztery lata pozbawienia wolności.
Medal Virtus et Fraternitas jest wyróżnieniem dla osób zasłużonych w niesieniu pomocy osobom narodowości polskiej lub obywatelom polskim innych narodowości, będących ofiarami zbrodni. Zgodnie z przepisami, chodzi o popełnione w okresie od 8 listopada 1917 roku do 31 lipca 1990 roku zbrodnie sowieckie, zbrodnie niemieckie, zbrodnie z pobudek nacjonalistycznych lub inne przestępstwa stanowiące zbrodnie przeciwko pokojowi, ludzkości oraz zbrodnie wojenne.
Odznaczenie mogą także otrzymać osoby, które podejmują działania dla upamiętnienia tych, którzy nieśli pomoc i ocalenie. Po raz pierwszy medale wręczono w czerwcu 2019 r. Dyrektor Instytutu Pileckiego prof. Magdalena Gawin powiedziała, że do tej pory oznaczenie przyznano 52 osobom z dziewięciu krajów.
PAP/Michał Szukała/bm