14 marca 2023 roku podczas transmitowanej na żywo konferencji prasowej przedstawiciele Ministerstwa Sprawiedliwości, pionu śledczego IPN i samego Instytutu poinformowali opinię publiczną, że w wyniku drugiego śledztwa (rozpoczętego 21 kwietnia 2020) zdobyto niepodważalne dowody na to, że w lutym 1987 roku ks. Franciszek Blachnicki został otruty.
Było to już drugie prokuratorskie dochodzenie prowadzone przez pion śledczy IPN. Pierwsze, zakończone postanowieniem o umorzeniu śledztwa z 6 lipca 2006 r., potwierdziło jedynie, że ks. Franciszek był rozpracowywany przez Służbę Bezpieczeństwa, a od jesieni 1984 roku inwigilowali go agenci Departamentu I MSW (wywiad PRL). Podczas tego pierwszego śledztwa wykonano m.in. obszerną kwerendę archiwalną i przesłuchano żyjących nadal świadków. Nie zrealizowano jednak jednej czynności śledczej: badań szczątków ks. Blachnickiego, które od roku 2000 są złożone w Krościenku, w dolnej kaplicy kościoła Chrystusa Dobrego Pasterza.
W umorzeniu z 2006 roku prokurator Ewa Koj tak pisała o okolicznościach śmierci kapłana:
"W dniu 26 lutego 1987 r. w godzinach wieczornych ksiądz Franciszek Blachnicki poprosił do swojego biura Gizelę Skop i Zuzannę Podlewską. Powiedział im, że wieści, które docierały na temat Gontarczyków [małżeństwa, które poznał w I połowie l. 80. XX w. a później zatrudnił w Carlsbergu] są prawdziwe i że oni »rozłożyli« wydawnictwo [Maximilianum – przyp. autora]. Nic więcej na ten temat nie mówił. Następnego dnia [27 lutego], po mszy św. i śniadaniu, w godzinach przedpołudniowych ksiądz Blachnicki udał się do Maxymilianum [tak błędnie zapisana nazwa w tekście prokuratorskiego umorzenia]. Wrócił ok. 14 i zjadł obiad w małej kuchni. W tym czasie przebywała tam Gizela Skop, Zuzanna Podlewska i Grażyna Sobieraj. Panowała bardzo dobra atmosfera, bo ksiądz cieszył się, że udało [mu] się wydać »prawie doskonałe« pozycje pt. »Wskazówka«. Po spożyciu obiadu, jak to miał w zwyczaju, udał się do swojego pokoju na popołudniową drzemkę. Ok. godz. 16.00 zarówno Gizela Skop, jak i Zuzanna Podlewska usłyszały odgłos kaszlu dochodzący z pokoju księdza. Był on na tyle nienaturalny, że obie się zaniepokoiły. Gizela Skop weszła do jego pokoju, ksiądz powiedział, że jest mu duszno. Od razu z jego pokoju zadzwoniła po lekarz[a], który od 1982 r. opiekował się księdzem. Doktor Reiner Fritsch przyjechał niezwłocznie, osłuchał księdza i polecił wezwać pogotowie. Ksiądz Blachnicki w tym czasie słabł, tracił przytomność. Z jego ust zaczęła wydzielać się w sposób ciągły ślina w kolorze biało-szarym, przypominająca pianę. Lekarz oświadczył, iż już nic nie może zrobić, podał mu zastrzyk do serca, ale to nie pomogło i chwilę potem [ksiądz] Franciszek Blachnicki zmarł".
Czytaj także:
Tekst umorzenia pierwszego śledztwa IPN.pdf
Kapłan dla władzy niewygodny
Urodzony 24 marca 1921 roku w Rybniku Franciszek Blachnicki po wybuchu II wojny światowej uczestniczył w kampanii wrześniowej i wkrótce dostał się do niemieckiej niewoli. Odzyskał wolność, ale latem 1940 roku za działalność konspiracyjną trafił do niemieckiego obozu koncentracyjnego i zagłady Auschwitz-Birkenau. Otrzymał numer 1201 i przebywał w obozie do września 1941 roku. Później przewieziono go do Zabrza, a następne do Katowic, gdzie 30 marca 1942 roku orzeczono wobec niego karę śmierci.
Franciszek Blachnicki. Fot. Muzeum Auschwitz
Wyrok miał zostać wykonany poprzez ścięcie przy pomocy gilotyny. W więzieniu, w oczekiwaniu na śmierć, Franciszek Blachnicki przeżył nawrócenie. Wkrótce został ułaskawiony, a karę śmierci zamieniono na 10 lat ciężkiego więzienia. Wolność odzyskał w 1945 roku. Wstąpił wówczas do Śląskiego Seminarium Duchownego. Po święceniach (1950) pracował na terenie diecezji katowickiej. W l. 60. XX w. studiował na KUL w Lublinie. W roku 1961 aresztowano ks. Blachnickiego za rozpowszechnianie publikacji katolickich. W więzieniu spędził kilka miesięcy. W l. 1964-1980 włączył się w posoborowe reformy Kościoła w PRL. Stan wojenny zastał go w Rzymie. Początkowo planował powrót, ale ostatecznie komunistyczne władze wydały za nim list gończy. Osiadł w Carlsbergu (wówczas RFN) i podjął działalność wydawniczo-ewangelizacyjną. W l. 1982-1987 stworzył tam m.in. Międzynarodowe Centrum Ewangelizacji Światło-Życie, prowadził ożywioną działalność Chrześcijańskiej Służby Pomocy Polsce, którą przekształcił z czasem w Chrześcijańską Służbę Wyzwolenia Narodów, i współpracował z sekcją polską Radia Wolna Europa.
Małżeństwo z Polski
Jolanta i Andrzej Gontarczykowie przez wiele lat byli (jak to zaznaczono w umorzeniu śledztwa z 2006 r.) dobrowolnymi płatnymi współpracownikami Służby Bezpieczeństwa. Andrzej Gontarczyk (pseudonim "Yon") od 1974 roku, zaś jego żona Jolanta (pseudonim "Panna") od roku 1977. Obydwoje zostali pozyskani przez Wydział II WUSW w Łodzi.
Czym się zajmowali?
Między innymi rozpracowywaniem opozycyjnych środowisk Komitetu Obrony Robotników (KOR) oraz struktur łódzkiej Solidarności. 24 czerwca 1982 roku, już podczas stanu wojennego, pozyskano ich do współpracy z Departamentem I MSW, czyli wywiadem cywilnym PRL, zaś 6 września 1982 roku przerzucono do RFN, w ramach tzw. akcji łączenia rodzin (mieszkały tam ciotka i babka Jolanty Gontarczyk). W Niemczech Zachodnich próbowali działać m.in. w lokalnych strukturach zdelegalizowanej wówczas Solidarności.
Wreszcie, na polecenie centrali, doprowadzili do spotkania z ks. Franciszkiem Blachnickim (po latach opowiadali, że doszło do niego już w połowie 1983 r. w Neuss koło Düsseldorfu, choć w dokumentach IPN pada też data 1984). Ksiądz zaufał im na tyle, że zaprosił do Carlsbergu, gdzie zamieszkali i stali się jednymi z jego najbliższych współpracowników. W czerwcu 1985 roku Jolanta Gontarczyk została prezesem Chrześcijańskiej Służby Wyzwolenia Narodów (ChSWN), a jej mąż doradcą zarządu.
Kluczowe dla ich współpracy z Blachnickim były l. 1985-1987. To wówczas ksiądz stworzył w Carlsbergu Wydawnictwo Maximilianum wraz z drukarnią, które miało pracować na inne stworzone przez niego przedsięwzięcia ewangelizacyjne. Wedle jego planów firma miała być nowoczesna i wydajna (wprowadził w niej m.in. sześciogodzinny dzień pracy, a każdy ze współpracowników wykonywał ściśle określone zadania). To miało przynosić wymierne efekty. Jednak nie do końca się udało. M.in. przez działania agentów Departamentu I MSW.
Już w kwietniu 1986 roku Blachnicki dokonał kolejnego awansu wobec małżeństwa emigrantów z Polski. Jolanta Gontarczyk miała się zająć administracją i recepcją Chrześcijańskiej Służby Wyzwolenia Narodów, zaś jej mąż Andrzej m.in. redakcją techniczną i tzw. studiem audiowizualnym tej organizacji. O ich podwójnej roli w Carlsbergu ks. Blachnicki miał się dowiedzieć na trzy tygodnie przed śmiercią. Informacje te dostarczył mu osobiście Andrzej Wirga z "Solidarności Walczącej". W zachowanym w IPN raporcie z 31 stycznia 1987 roku sporządzonym przez podpułkownika Andrzeja Makowskiego (oficera Wydziału XI Departamentu I MSW) możemy znaleźć informacje, iż duet "Yon i "Panna" zastał zdekonspirowany przez "Solidarność Walczącą".
Na dzień przed śmiercią, 26 lutego 1987 roku, ks. Blachnickiemu przedstawiono przekonujące dowody na temat agenturalnej działalności małżeństwa. To wówczas miał powiedzieć do swoich bliskich współpracowników, że "Gontarczykowie wykończyli Maximilianum". W dniu swojej śmierci – wedle relacji świadków – Blachnicki odbył burzliwą rozmowę z Gontarczykami.
***
Czytaj także:
***
Dr Robert Derewenda – dyrektor lubelskiego Oddziału IPN – w niedawno opublikowanym artykule dotyczącym wydawniczej działalności ks. Blachnickiego w Carlsbergu podkreśla, że problemy kapłana zaczęły się wiosną 1986 roku. To wtedy drukarnię działającą przy Maximilianum przekształcono w Ekumeniczne Wydawnictwo Ewangelizacyjne. W tym też czasie miało dojść do realizacji intratnego kontraktu na druk 170 tys. egzemplarzy książeczek, tzw. "Wskazówek". Za usługę - pisze Derewenda - protestanci zapłacili 237.067 DM. Chociaż na rachunku znalazła się informacja o wyodrębnieniu z tej kwoty 14 proc. podatku (29.113,56 DM), to nie został on odprowadzony do urzędu skarbowego. Wiele wskazuje na to, że faktura mogła zostać wręcz ukryta przed ks. Blachnickim. Konto, na które wpływały fundusze, było zarządzane przez Jolantę Gontarczyk. A właśnie bankructwo finansowe ks. Blachnickiego zakładano w działaniach przewidzianych dla małżeństwa agentów Jolanty i Andrzeja Gontarczyków. Mimo napływu zleceń sytuacja finansowa wydawnictwa wyglądała na tragiczną.
I tak pozostało do śmierci kapłana.
Powrót do kraju
Małżeństwo Gontarczyków pozostawało w Carlsbergu jeszcze przez jakiś czas po śmierci i pogrzebie ks. Blachnickiego. Sytuacja stała się groźna w 1988 roku. Gontarczykami zaczął się w tym czasie interesować zachodnioniemiecki wywiad. Postanowiono zorganizować dla nich przerzut do kraju, "pod legendą" dziennikarzy Radia Wolna Europa, którzy wybrali wolność i demokrację, zamiast "zgniłego Zachodu". W akcję włączył się ówczesny rzecznik prasowy rządu minister Jerzy Urban i dziennikarze. W tygodniku "Polityka" (nr 22 z 28 maja 1988) Wojciech Markiewicz opublikował reportaż "Powrót". Pisał, że Gontarczykowie źle znosili ataki ze strony zawistnych im ludzi, że zazdroszczono im rosnących wpływów oraz znajomości w kręgach chociażby rządu londyńskiego. Ani słowem reporter "Polityki" nie wspomniał w swoim tekście o śmierci ks. Blachnickiego w lutym 1987 roku.
Gontarczykowie – po występach w prasie i telewizji oraz zalegalizowaniu swojego powrotu do ojczyzny – mieli otrzymać od Departamentu I MSW sporo gotówki. Z zachowanych dokumentów wynika, że było to m.in. 3 tysiące dolarów oraz blisko 17 tysięcy marek DM. Planowano też każdemu z małżonków wypłacać co miesiąc pensję w wysokości 80-100 tys., począwszy od kwietnia 1988 roku do czasu znalezienia przez nich pracy. Otrzymali też w Warszawie mieszkanie (wcześniej był to LK, czyli lokal konspiracyjny kryptonim "Czanel II"), należące do Departamentu I MSW.
W pierwszym umorzonym śledztwie pionu śledczego IPN Gontarczykowie mieli status świadków.
Piotr Litka
Podczas pisania korzystałem z materiałów z Archiwum IPN, tekstu umorzenia śledztwa przez pion śledczy IPN z 6 lipca 2006 r., artykułu Wojciecha Markiewicza "Powrót" z tygodnika "Polityka", nr 22 z 28 maja 1988 r. oraz tekstu Roberta Derewendy "Działalność wydawnicza ks. Franciszka Blachnickiego w RFN w latach 1982-1987", opublikowanego na łamach czasopisma "Pamięć i Sprawiedliwość", nr 2 (40) z 2022 r.