"Odtąd datuje się moja wolność". Sławomir Mrożek na emigracji
Trudno wyobrazić sobie historię polskiego dramatu bez sztuk Sławomira Mrożka. Nawet ci, którzy nie chodzą do teatru, nie czytają i nie śledzą życia kulturalnego, znają przynajmniej "Tango" lub o nim słyszeli. W dniu 11 . rocznicy śmierci Sławomira Mrożka przypominamy z archiwum Polskiego Radia oraz Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa wypowiedzi pisarza na temat jego twórczości.
"Papierowa literatura"?
Twórczość dramaturgiczna Sławomira Mrożka - między innymi z powodu wyjazdu pisarza z kraju, a później powrotu do kraju zasadniczo różniącego się od PRL, a także przez fakt, że tworzył on sztuki przez kilkadziesiąt lat zarówno w XX wieku, jak i w kolejnym - zawsze stawać musiała wobec zmiennej i nieprzewidywalnej oceny publiczności oraz środowiska teatralnego. To drugie, zwłaszcza w Polsce na początku XXI stulecia, za sprawą młodych buntowników zanurzyło się w rewolucyjnym fermencie i żądało dramatów i spektakli lepiej ich zdaniem oddających ducha czasów niż teksty, które pisano wcześniej.
W tym burzliwym okresie w oczach samozwańczych reformatorów dramaturgii Mrożek stał się, mimo sukcesów swoich późnych dzieł, przedstawicielem nieaktualnego podejścia do opisu rzeczywistości. W 2005 roku "Rzeczpospolita" zapytała ludzi teatru o ich stosunek do dorobku autora "Miłości na Krymie", którego dzieła notowały wówczas znaczący spadek popularności na polskich scenach.
Młodzi reżyserzy radykalnie przekreślali tę twórczość jako tę, która mówi "pełnymi zdaniami, którymi teraz się nie komunikujemy". W ich oczach w brutalnych czasach transformacji nie było miejsca na postawę intelektualisty, który subtelnie i filozoficznie analizuje świat. Agnieszka Olsten mówiła wtedy: "Mrożek o tyle przynależy do współczesnej rzeczywistości, o ile należy do niej lajkonik na Rynku w Krakowie". Jan Klata stwierdził: "nie jest grany, bo jego dramaturgia jest papierowa".
Twórcy starszych pokoleń bronili Mrożka. Jan Englert powiedział "jest grany rzadziej, ponieważ niezwykle dba o formę, co dziś nie jest w cenie. Bohaterami są zazwyczaj inteligenci, co nie należy do modnych tematów. Posługuje się też żartem à rebours, którego może nie rozumieć spora część społeczeństwa".
Kłopot z Mrożkiem mieli jednak nie tylko artyści wychowani po 1989 roku. Kontrowersje towarzyszyły pisarzowi od początku jego kariery dramaturga. Początek ten zbiegł się z jednej strony z pierwszą w epoce komunizmu "odwilżą", z drugiej zaś - z ucieczką autora z kraju, który skutecznie zakłócał artystyczną i egzystencjalną wolność twórcy.
"Straszne podejrzenie"
Sławomir Mrożek doskonale zdawał sobie sprawę z płynności i niestałości teatralnego sukcesu i niepowodzenia. Chętnie teoretyzował na ten temat, zarówno w kontekście własnego dzieła, jak i w perspektywie ogólnej refleksji o odbiorze utworów i całych nurtów kulturalnych. Przywoływał konkretne przykłady ilustrujące ten problem. W tym samym roku, w którym zbuntowana młodzież teatru odrzuciła jego dramaturgię, pisarz w audycji Polskiego Radia zwracał uwagę na to, że sposób, w jaki realizacja sceniczna nabiera znaczenia, jest znacznie silniej związany z masową świadomością niż z niemożliwą w gruncie rzeczy do ustalenia wartością samego spektaklu i samego tekstu.
– Najpiękniejsze przedstawienie, jakie widziałem w życiu - utwór dramatyczny nieporównanej zręczności i głębi, reżyseria niedościgniona, aktorzy niepowtarzalni, słowem: wydarzenia teatralne najwyższej miary - to był "Szewc Dratewka". Miałem wtedy 12 lat i to był pierwszy teatr, jaki w ogóle widziałem. Potem też widywałem dobre teatry, ale już nie takie. Mimo że autorzy byli renomowani, reżyserzy coraz sławniejsi, aktorzy podobno coraz lepsi, to wszystko razem było coraz gorsze – mówił pisarz w 2005 roku.
14:27 sławomir mrożek___1122_05_ii_tr_1-2_388e67cd[00].mp3 Sławomir Mrożek o swoich wieloletnich związkach z kinem i z teatrem (PR, 2005)
– Jaki z tego wniosek? – ciągnął Mrożek. – Oczywiście ten, że się starzeję i tracę wrażliwość. Ów wniosek banalny i nikogo poza mną nieobchodzący nasuwa mi podejrzenie, że wszystko, co się mówi o teatrze nie ma sensu, jeżeli ten, kto mówi, nie mówi także o sobie. Jeżeli nie bierzemy pod uwagę czegoś więcej niż sam tylko teatr, nasze oceny i wyroki w jakimś stopniu zależą bardziej od wartości danego zjawiska teatralnego samego w sobie, a mniej od nas samych, od tego, kim jesteśmy, gdzie i kiedy – stwierdził.
Zwróciwszy uwagę na dwie krakowskie inscenizacje - powojenne "Wesele" w Teatrze Słowackiego i "Hamleta" w Teatrze Starym w 1966 roku - które nie tylko on sam uznał za genialne, choć prawdopodobnie były przeciętne, snuł Mrożek "straszne podejrzenie, o którym lepiej zapomnieć". Skoro bowiem w latach 60. w Krakowie "tyleż grał Hamlet, co moment i miejsce", to co mówi nam to o kanonie teatralnym, o dziełach, które zgodnie uznajemy za klasyczne?
– Jeżeli teraz mamy teatr pierwszej jakości, technicznie na poziomie lepszym niż kiedykolwiek i tylko nam się z jakichś powodów nie podoba, z powodów, z których sami nie zdajemy sobie sprawy, to może nuda, czczość, dobroć jest w nas, a nie w teatrze i odwrotnie. Może jakiś teatr niegdysiejszy, taki, który przeszedł do historii jako doskonały lub wielki, wcale nie był ani tak wielki, ani tak doskonały. Może nawet był całkiem marny, średni, a tylko szczególnej konfiguracji i szczególnemu kontaktowi ze współczesnymi zawdzięcza, że zapisali go w annałach ze czcią i uwielbieniem – powiedział.
Najlepsza sztuka Mrożka (według Mrożka)
Jako dramatopisarz Mrożek debiutował w 1958 roku komedią "Policja", powstałą na fali przemian po październiku 1956 roku. Uniwersalne przedstawienie absurdu totalitarnego państwa, które samo musi reprodukować własnych wrogów, by uzasadniać własne istnienie, została przez wielu odczytana jako aluzja do rzeczywistości PRL w latach 50., choć temat został przez autora uogólniony na tyle, że do dziś jest on zrozumiały niemal wszędzie.
"Policja" od razu stała się sukcesem Mrożka, ale przyczyniła się także do przyklejenia mu łatki pisarza politycznego, doraźnego krytyka PRL. Echem tej "gęby" stała się późniejsza niechęć Jana Klaty i Agnieszki Olsten. Oczywiście wpływ obserwacji świata Polski Ludowej, który sam w sobie wytwarzał permanentnie groteskową sytuację, był w przypadku Mrożka niewątpliwy. Zaliczony do surrealistów i przedstawicieli nurtu teatru absurdu, tym się różnił do Becketta, Ionesco, Dürrenmatta czy Geneta, że jego dramaturgia nie była po prostu spekulacją czy metaforą egzystencji bez skutku poszukującej sensu. Sceny Mrożka obficie czerpały z klimatu miejsca i czasu, nawet wtedy, gdy były oczyszczone z wyraźnych odniesień do konkretnej rzeczywistości.
W jednoaktówkach z początku lat 60. - "Na pełnym morzu", "Karol" i "Strip-tease" - znów stawiał autor bohaterów w groteskowym położeniu, które obnażało pozory umów społecznych postawionych wobec przewagi władzy, siły fizycznej lub symbolicznej. W "Indyku" z 1960 roku rozprawiał się z mitem romantycznym, wrzucającym człowieka w stan beznadziei i apatii, mimo głoszenia szczytnych ideałów.
Już po wyemigrowaniu z Polski do Włoch napisał Mrożek swoją najwybitniejszą sztukę - "Tango". Dramat uczynił go sławnym na całym świecie, w Polsce zaś niemal od razu zaliczono go do najważniejszych - obok "Kartoteki" Różewicza i "Ślubu" Gombrowicza - dokonań polskiej dramaturgii powojennej. Nieobjęty jeszcze zakazem druku, dzięki "Tangu" stał się Mrożek, pomimo swej ucieczki z kraju, powodem do dumy: oto Polak, który robi prawdziwie światową karierę. Zadowolenie władz było na tyle duże, że nawet cenzura dzieł Mrożka, wprowadzona po jego proteście przeciw wkroczeniu wojsk Układu Warszawskiego do Czechosłowacji, trwała stosunkowo krótko. Mrożek nawet na emigracji był narodowym skarbem.
Pod względem trafności społecznej diagnozy "Tango" zestawiano z "Weselem" Wyspiańskiego. Gorzka komedia Mrożka pokazuje świat nijaki, rozpadający się, którego nie może ocalić nawet pozornie silna konstrukcja rodziny, w którym konflikt konserwatyzmu i anarchii nie prowadzi do wypracowania żadnego sensownego modelu społecznego, i w którym ostatecznie zwyciężyć musi bezideowa, amoralna siła, przemoc, którą kierujący się biologicznym instynktem osobnik zapewnia sobie wygodne życie w środowisku, którego nie ocali żadna, nawet najbardziej wyrafinowana kultura.
W chwili publikacji "Tanga" w "Dialogu" w 1964 roku i potrójnej premiery w 1965 roku (Bydgoszcz, Belgrad, Warszawa) Sławomir Mrożek znajdował się wciąż na początku dramatopisarskiej drogi, ale żadnym dziełem scenicznym nie udało mu się powtórzyć tak wielkiego sukcesu. A przecież przez kolejne pół wieku stworzył kilkadziesiąt sztuk, a jego dramaty wystawiano właściwie wszędzie - oprócz Polski i Europy oglądano Mrożka m.in. na Broadwayu, w Afryce i w Japonii. Nie zawsze były to dzieła udane, co sam autor przyznawał w rozmowie z Polskim Radiem w 1990 roku.
– Miewałem okresy trudne, napisałem kilka sztuk moim zdaniem niedobrych. Jest kilka sztuk, których serdecznie nie lubię – przyznał. – Oczywiście autor zawsze lubi tę swoją sztukę, która przynosi mu największe sukcesy. Jesteśmy przecież w teatrze, nie robimy sztuki w powietrzu, tylko robimy sztukę dla ludzi. Ale z moich sztuk najbardziej lubię tę, której jeszcze nie ma, która dopiero będzie, a więc następną sztukę, którą napiszę, ponieważ oczywiście ta właśnie sztuka w mojej wyobraźni i w moim oczekiwaniu będzie genialna – mówił. – Potem się okazuje, że każda już napisana sztuka jest znacznie gorsza od oczekiwań autora i następuje rozczarowanie. Ponieważ jednak mam szczerą nadzieję, że napiszę następną i jeszcze następną, to właśnie w ich stronę kieruję moje upodobanie – dodał.
01:48 Sławomir Mrożek o swoich sztukach PR 1990 DŁUŻSZE.mp3 Autor o swoich sztukach. Fragment reportażu z festiwalu Sławomira Mrożka w Krakowie (PR, 1990)
Polak na świecie, Polak w Polsce
Koniec lat 60. i początek kolejnej dekady to bardzo płodny czas w biografii Mrożka. Powstały wówczas m.in. takie dramaty, jak "Vatzlav" (1968), "Szczęśliwe wydarzenie" i "Rzeźnia" (oba w 1971 roku). W 1974 roku - w okresie długoletniego pobytu w Paryżu - Mrożek napisał "Emigrantów", sztukę, w której czerpał z własnego doświadczenia życia na obczyźnie. Tym razem autor zainscenizował pojedynek dwóch postaci - emigranta politycznego AA i emigranta zarobkowego XX, po raz kolejny, choć w sposób znacznie bardziej zniuansowany, prezentując konflikt bankrutującego inteligenta z aroganckim chamem.
Potem były m.in. "Krawiec" (1964, wyd. 1977), "Pieszo" (1980), "Ambasador" (1982) i "Portret" (1987). W 1989 roku Mrożek wraz z żoną Susaną przeniósł się z Francji na ranczo La Epifania w Meksyku i zamierzał usunąć się w cień, czemu zresztą sekundowali krytycy, historycy i teoretycy teatru, już wówczas bowiem panowało przekonanie, że autor "Tanga" zestarzał się jako dramaturg i w gruncie rzeczy nadszedł czas na podsumowanie jego dorobku.
Tymczasem to właśnie w Ameryce Południowej, daleko od polskiej ojczyzny i w ogóle Europy, powstały znakomite dzieła późnego okresu twórczości pisarza - "Wdowy" (1992) oraz "Miłość na Krymie" (1993). Drugie z tych dzieł to przenikliwa i jednocześnie bardzo zabawna rozprawa z traumą komunizmu oraz rosyjskiej dominacji we wschodniej i środkowej Europie, a przy okazji erudycyjne nawiązanie do dramaturgii Antona Czechowa, od którego Mrożek pożyczył zarys sytuacji i klimat przedstawionej rzeczywistości, a także - ku uciesze wielbicieli teatru - słynną wiszącą na ścianie strzelbę, która "musi wystrzelić".
Popularność twórcy w Polsce i na świecie nie przemijała. Po śmierci Witolda Gombrowicza (1904-1969) był jedynym żyjącym polskim dramatopisarzem o takiej renomie. Do sławy Mrożek podchodził ze stoickim spokojem. Już w 1970 roku na antenie Radia Wolna Europa mówił:
– Niekiedy jest to bardzo przyjemne, bardzo łechcące moją próżność, niekiedy drażniące, bo zauważyłem, że przeszkadza to w pracy. Wydaje mi się jednak, że z czasem i doświadczeniem artysta raczej obojętnieje na tego rodzaju okoliczności – stwierdził.
28:11 Rozmowa ze Sławomirem Mrożkiem 06-11-1970.mp3 Rozmowa Tadeusza Nowakowskiego ze Sławomirem Mrożkiem o teatralnej sławie, sukcesach, krytyce, emigracji i miejscu we współczesnej dramaturgii (RWE, 1970)
Po powrocie do Polski w 1996 roku Sławomir Mrożek napisał już tylko dwa dramaty i oba nie spotkały się z ciepłym przyjęciem, co również nie umknęło uwadze teatralnym przeciwnikom pisarza. Grano go coraz rzadziej. Po 2000 roku 70-letni autor wszedł więc w epokę podsumowań, wydając prozę autobiograficzną, dzienniki i korespondencję z ludźmi kultury, do czego zresztą w znacznym stopniu przyczynił się przebyty w 2002 roku udar i afazja, którą pisarz leczył m.in. pracą literacką.
W Polsce ponownie odkrywano Mrożka - zwłaszcza tego "dawnego", mniej znanego autora jednoaktówek - już po jego śmierci w 2013 roku. I tak długo, jak długo bywalcy teatru będą chcieli oglądać "Tango", "Emigrantów" czy "Miłość na Krymie", tak długo żyć będzie dzieło pisarza na scenach polskich i światowych. W końcu to właśnie publiczność jest warunkiem istnienia dramatu, niekiedy bardziej podstawowym niż sam tekst sztuki.
Sławomir Mrożek zawsze zresztą myślał o odbiorcach i swojej relacji z nimi. W 1982 roku na antenie Radia Wolna Europa Zdzisław Najder zapytał dramaturga o to, dla kogo pisze swoje sztuki. – Kiedy mieszkałem w Krakowie, zaczynałem pisać w Krakowie, myślałem o publiczności krakowskiej, potem o publiczności polskiej w ogóle, krótko mówiąc: o nas. Przez pierwsze lata życia poza Polską ciągle jeszcze przy pisaniu myślałem o publiczności polskiej – odpowiedział Mrożek.
40:24 Rozmowa Zdzisława Najdera ze Sławomirem Mrożkiem 23-05-1982 2.mp3 O wymaganiach publiczności teatralnej i odpowiedzialności moralnej pisarza ze Sławomirem Mrożkiem rozmawia Zdzisław Najder (RWE, 1982)
– Potem, stopniowo, nie dlatego, że przestałem myśleć o nas w ogóle, tylko siłą faktu, że nie żyłem między nami, a moje sztuki wystawiano w różnych krajach, zacząłem myśleć o publiczności w ogóle, czyli mówiąc inaczej: o żadnej, publiczności nieokreślonej. Wyobrażałem ją sobie jako zbiorowisko wyposażone w podstawowe odruchy, reagujące w sposób podstawowy, najprościej, bez specyficzności, co, jak myślę, jest i gorzej, i lepiej dla sztuki. Lepiej dlatego, że to, co pisałem później, stało się może bardziej uniwersalne, a ja mniej brnąłem w doraźności, w efekty, które są skuteczne, ale tylko na krótką metę i tylko w określonym miejscu – mówił.
– Prawdopodobnie działa we mnie mechanizm, który dla mnie samego nie jest jasny i nigdy nie będzie – ciągnął Mrożek. – Mechanizm ten sprawia, że jakkolwiek zdaję sobie sprawę w mojej świadomości, że mieszkam poza granicą, że nie znam tak dobrze w tej chwili publiczności polskiej, to przecież jestem Polakiem, emocjonalnie, kulturowo i językowo jestem stamtąd – dodał.
mc