Ryszard Kukliński, pułkownik Ludowego Wojska Polskiego, zastępca szefa zarządu operacyjnego Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, miał dostęp do ściśle tajnych dokumentów. Ale nie tylko: "W zimie z 1964 na 1965 rok miałem po raz pierwszy okazję widzieć głowice jądrowe, których oficjalnie w Polsce nie było" wyznawał po latach. To doświadczenie, widmo nuklearnego konfliktu, pchnęło Kuklińskiego do podjęcia najważniejszej i najbardziej dramatycznej decyzji w życiu – rozpoczęciu współpracy z CIA.
15:49 Spowiedź Ryszarda Kuklińskiego, 29.04.1998, Kraków.mp3 Miłość żąda ofiary i wierności, wierności dla jednego Boga i jednej, jedynej ojczyzny - Polski - mówił płk Kukliński, odbierając tytuł honorowego obywatela Krakowa. (PR, 29.04.1998)
Wśród dokumentów, które "Jack Strong" przekazał amerykańskiemu wywiadowi były plany strategiczne na wypadek III wojny światowej, rozmieszczenie sił radzieckich w państwach satelickich, dane techniczne uzbrojenia i informacje dotyczące wprowadzenia stanu wojennego w Polsce. W sumie 42 tys. stron.
Jak prezentowały się plany bloku wschodniego na wypadek III wojny światowej?
Scenariusz katastrofy
Doktryna Układu Warszawskiego (czyli de facto Moskwy) na wypadek konfliktu z NATO opierała się na założeniu, że w warunkach wojny, w której obie strony dysponują olbrzymimi siłami konwencjonalnymi i nuklearnymi, działania obronne są bezcelowe, kluczową rolę zaś odgrywać będą "działania zaczepne" – pod tym eufemizmem rozumieć należy zmasowany atak wszystkimi dostępnymi rodzajami broni i przełamanie obrony przeciwnika w pierwszych dniach konfliktu. Stawiano na uderzenie wyprzedzające, które dawać miało przewagę agresorowi. Innymi słowy, Związek Sowiecki zakładał, że to on będzie stroną atakującą.
Taki scenariusz oznaczał, że żołnierze wysłani w pierwszym rzucie na front byliby narażeni nie tylko na ogień przeciwnika, ale też operowaliby niebezpiecznie blisko skażenia radioaktywnego wywołanego przez eksplozję własnych ładunków jądrowych. W najgorszej sytuacji znaleźliby się żołnierze armii wysłanych w pierwszym rzucie, czyli siły NRD, Czechosłowacji i Wojsko Polskie oraz jednostki sowieckie stacjonujące w tych krajach.
Plan zakładał, że uderzenie sowieckie sformowane będzie w trzech frontach pierwszego rzutu: Nadmorskim, Centralnym i Południowym. Ten pierwszy miał się składać głównie z jednostek polskich. Na wypadek wojny Wojska Frontu Polskiego miały być wyposażone w 177 taktycznych rakiet jądrowych i 17 atomowych bomb lotniczych. Ludowe Wojsko Polskie w sile 600 tys. żołnierzy miało uderzyć na Danię, a później Holandię i Belgię. Uderzenia nuklearne planowano m.in. na Kopenhagę, Bremę, Amsterdam, Rotterdam i Antwerpię. Front Polski miał dysponować siłą 2700 czołgów, 2459 dział i moździerzy oraz 417 samolotów.
"Plan operacji zaczepnej frontu nadmorskiego" czyli plan ataku Ludowego Wojska Polskiego w ramach operacji Układu Warszawskiego na Niemcy, Danie, Belgie i Holandie z użyciem taktycznej broni atomowej. Plan zatwierdzony w 1970 roku przez ówczesnego ministra obrony narodowej Wojciecha Jaruzelskiego. Fot.: Grzegorz Kozakiewicz / Forum
Zadaniem armii pierwszego rzutu było wyrąbać korytarz dla sowieckich dywizji drugiego i trzeciego rzutu, które miały przeć dalej na zachód, aż po Atlantyk. Przy czym nie liczono się ze stratami własnymi. Według szacunków sięgałyby one 50 proc.
Atomowa pustynia
Konsekwencje wdrożenia tego planu byłyby dla Polski katastrofalne.
- Doszliśmy do wniosku, że niezależnie od tego, kto tę wojnę wywoła, przez Polskę w ciągu pierwszych dziesięciu dni wojny przetoczy się lawina trzech frontów. (…) Prezydent Stanów Zjednoczonych nie ważyłby się uderzyć na siły rozmieszczone w ZSRR, gdyż oznaczałoby to automatyczną ripostę na terytorium USA. Z kolei skierowanie tej broni na terytorium Niemiec mijałoby się z celem obrony tego kraju (sojusznika USA), bo zamieniałoby ten obszar w perzynę - pustynię radioaktywną. Nasze serca polskie podpowiadały nam, że między tym terenem bronionym przez NATO i terenem Związku Radzieckiego leży ziemia niczyja: polska i czeska. Tu była największa groźba użycia broni nuklearnej przeciwko siłom sowieckim – mówił Kukliński.
Planiści sztabu zdawali sobie z tego sprawę. Przewidywano, że niemal natychmiast po rozpoczęciu natarcia nastąpi uderzenie odwetowe NATO. Jego główny impet spadłby na Polskę. Na odtajnionych mapach operacyjnych – tych samych, na których pracował Kukliński – zaznaczone są przewidywane cele ataku.
- Latami siedziałem nad wielkimi mapami. Miałem symbole grzyba jądrowego, które musiałem przyklejać tam, gdzie miały paść [u nas] kolorem niebieskim, a kolorem czerwonym gdzie my mieliśmy uderzyć. Na tym szczeblu, na którym ja to robiłem, można było to zrobić mechanicznie, ale ja nie potrafiłem – mówił Kukliński na antenie Polskiego Radia. - Ćwiczenia rzutu strategicznego robiono symbolicznie. Zamiast 50 dywizji, puszczano 6-8. Całości nie wolno było pokazać. Ale ja musiałem wiedzieć, jak to będzie wyglądało w całej, strategicznej skali.
19:44 głos ma ryszard kukliński___pr iii 11.11.1997.mp3 - Polska była krajem zniewolonym. Ja wierzyłem w możliwość wybicia się na niepodległość - mówił Kukliński. (PR, 11.11.1997)
W tej skali przewidywano też odwet NATO. Zdaniem planistów LWP atomowy płaszcz pokryłby niemal całą powierzchnię kraju. Bomby spadłyby na najważniejsze porty – Trójmiasto i Świnoujście. Jądrowa anihilacja czekałaby największe ośrodki miejskie – Łódź, czy Kraków. Strategiczne bombardowania uderzyłyby na linii Wisły, niszcząc najważniejsze mosty, nim przeprawiłyby się nimi oddziały Armii Czerwonej. Nuklearny ogień miał przede wszystkim pochłonąć gospodarcze i polityczno-wojskowe serca kraju - górnośląskie zagłębie przemysłowe i Warszawę.
Ale na tym nie koniec, spodziewano się, że odwetowe uderzenie Paktu Północnoatlantyckiego będzie wymierzone również w granicę polsko-radziecką. Linia Bugu byłaby miejscem położenia nuklearnej zapory przeciwko nacierającym kolejnym zagonom Armii Czerwonej. Bomby spadłyby na najważniejsze węzły komunikacyjne od Sokółki na północy, po Przemyśl na południu.
To, co Kukliński dojrzał w planach Układu Warszawskiego, było scenariuszem katastrofy na nieznaną dotąd skalę. Prognozowane straty ludności szacowano na 3,5 mln zabitych i napromieniowanych. A to tylko w przypadku powodzenia akcji ewakuacji mieszkańców szczególnie narażonych miast i czterdziestoprocentowym powodzeniu akcji ukrywania w schronach przeciwatomowych. O wiele bardziej przerażające i niestety bardziej prawdopodobne były szacunki mówiące o 14 mln poległych. Polakom groziła eksterminacja całego narodu, a Kukliński zdawał sobie z tego sprawę.
bm
Korzystałem z książki Sławomira Cenckiewicza "Atomowy szpieg. Ryszard Kukliński i wojna wywiadów"; Wydawnictwo Zysk i S-ka, 2014.