Historia

Śmiertelne zaniedbanie. Deklaracja, która mogła zmienić bieg powstania warszawskiego

Ostatnia aktualizacja: 02.08.2024 06:00
Czy powstanie mogłoby skończyć się już w drugiej połowie sierpnia 1944 roku? Istniała taka szansa. Ale warunkiem było to, by rząd RP na uchodźstwie i alianci zachodni szybciej zajęli się kwestią praw kombatanckich żołnierzy AK.
Wymarsz powstańców z Warszawy po kapitulacji powstania
Wymarsz powstańców z Warszawy po kapitulacji powstaniaFoto: NAC

11 sierpnia 1944 roku niemiecki pierścień zaciskał się wokół pozycji powstańców na Stawkach i Starym Mieście. Wojska okupanta prowadziły zacięte szturmy od wczesnych godzin porannych.

"Natarcia (Niemców – red.) wsparte ogniem artyleryjskim pociągów pancernych, moździerzy, granatników i dział przeciwpancernych. Olbrzymia i druzgocąca przewaga ognia nieprzyjaciela. (…) Straty w zabitych i rannych. (…) Lotnictwo nieprzyjaciela ostrzeliwuje miasto z broni pokładowej" – depeszował do Londynu gen. Tadeusz Komorowski "Bór".

Mimo presji i przewagi militarnej wroga żołnierze Armii Krajowej byli jeszcze w stanie miejscami dawać odpór niemieckim atakom. Ich morale było wysokie. Tymczasem cierpiąca niewyobrażalnie w wyniku walk, nalotów i pożarów ludność cywilna miała coraz bardziej chwiejne nastroje. Sprzyjała powstańcom, ale przygnębiał ją brak pomocy ze strony Sowietów i Anglosasów. "W tym kryje się jakaś zbrodnia międzynarodowa" – mówiło się na warszawskiej ulicy, jak raportował ppor. Kazimierzowi Moczarskiemu, szefowi obsługi telegraficznej KG AK, jeden z podwładnych.

Ogrom śmierci, cierpień i beznadzieja sytuacji mieszkańców Warszawy szczególnie mocno poruszyły księdza Józefa Warszawskiego ps. "Ojciec Paweł", kapelana Zgrupowania "Radosław". Postanowił niezwłocznie działać. 12 sierpnia duchowny poszedł na ul. Barokową, gdzie przebywała cała Komenda Główna AK. Gen. "Bór" i jego zastępca, gen. Tadeusz Pełczyński "Grzegorz", milczeli, gdy kapłan przez godzinę zawzięcie kłócił się z ich bezpośrednimi podkomendnymi, szczególnie z płk. Józefem Szostakiem ps. "Filip".

Ks. Warszawski wytykał przywódcom AK podjęcie błędnej decyzji. Mówił im wprost, że powstanie nie może się udać. "Pomocy z Zachodu nie otrzymujemy, front ustala się, Rosjanie nie posuwają się naprzód, nasze rezerwy wyczerpują się, a Niemcy otrzymują nowe posiłki i wyniszczają nas. Wiedzieliśmy przecież o tym wszyscy, nawet dziewczynki sanitariuszki znały tę sytuację" – wywodził "Ojciec Paweł".

O ile bezceremonialność kapłana zrobiła na wojskowych wrażenie, to jego argumenty – mimo że zgodne z prawdą i celne – nie przekonały ich do rozpoczęcia rokowań z Niemcami. Dlatego też, gdy 18 sierpnia parlamentariusze gen. Ericha von dem Bacha, dowódcy wojsk okupanta pacyfikujących Warszawę, pojawili się w ogrodzie Saskim ze wstępnymi warunkami kapitulacji, gen. "Bór" pozostawił tę propozycję bez odpowiedzi.

Motywacje gen. Komorowskiego były proste. Nawet gdyby chciał wówczas poddać miasto, to nie mógł uwierzyć, że Niemcy, jak zapewniał von dem Bach w zaproszeniu do negocjacji, nagle zaczną respektować prawa kombatanckie żołnierzy AK. Nie było ku temu podstaw, skoro dotychczas po prostu ich rozstrzeliwano zaraz po wzięciu do niewoli. Postępowanie żołnierzy Hitlera wobec pojmanych powstańców zmieniło się dopiero dwa tygodnie później, gdy wreszcie o objęcie konwencjami haskimi zadbał polski rząd na uchodźstwie i zachodni alianci. Nie da się ukryć, że zadziałali o co najmniej miesiąc i tysiące istnień ludzkich za późno.

Czytaj także: 

Karygodne opóźnienie        

W myśl VI Konwencji Haskiej z 1907 roku ustawy, prawa i obowiązki wojenne winny być stosowane wobec wszelkich formacji, nie tylko regularnej armii, spełniających następujące warunki: "jeżeli mają na czele osobę odpowiedzialną za swych podwładnych; noszą stałą i dającą się rozpoznać z daleka odznakę wyróżniającą; jawnie noszą broń; przestrzegają w swych działaniach praw i zwyczajów wojennych". W jej myśl jeńcy pojmani podczas walk powinni być traktowani w sposób humanitarny, a także między innymi nie powinni być okradani z przedmiotów osobistych.    

Powyższa konwencja, co oczywiste, nie dotyczyła działaczy antyniemieckiej konspiracji i partyzantów – działali bez odznak, mundurów i nie nosili jawnie broni. Z powstańcami w Warszawie było inaczej. Występowali bowiem zorganizowani na sposób wojskowy, poruszali się otwarcie z bronią w ręku, nosili biało-czerwone opaski na rękawach i miewali elementy polskich mundurów.

Rząd RP na uchodźstwie uznawał AK za część Polskich Sił Zbrojnych, więc uważał, że teoretycznie status powstańców walczących w Warszawie powinien być unormowany. Niestety – jak można się było spodziewać, biorąc po uwagę wcześniejsze zbrodnie hitlerowców – już pierwsze dni walki o miasto pokazały, że Niemcy nie respektują żadnych dokumentów wydawanych przez polski rząd i nie zamierzają stosować wobec pojmanych żołnierzy AK żadnych konwencji. Zresztą, w pierwszych dniach sierpnia 1944 roku Reichsführer SS Heinrich Himmler wprost rozkazał jednostkom pacyfikacyjnym, by nie brały jeńców.

Podkomendni gen. Ericha von dem Bacha trzymali się barbarzyńskich wytycznych. Zabijali rannych i bezbronnych powstańców nawet w lazaretach. Dopiero gdy wieść o ich zbrodniach na Ochocie i Woli dotarła do Londynu, rząd RP na uchodźstwie zaczął intensywnie działać, by również Wielka Brytania i Stany Zjednoczone potwierdziły na forum międzynarodowym status żołnierzy AK, jako członków regularnych sił zbrojnych. 

Pierwszą oznaką nacisków aliantów zachodnich na III Rzeszę w sprawie powstania warszawskiego było wyemitowanie 10 sierpnia 1944 roku przez radio BBC ostrzeżenia we wszystkich językach europejskich pod adresem Niemców dopuszczających się zbrodni w trakcie powstania warszawskiego. 

Było to jednak za mało, by powstrzymać zbrodnie. Powstańcy wykrwawiali się każdego dnia, a tymczasem wydawałoby się prosta sprawa ugrzęzła w machnie dyplomatycznej na parę tygodni. Dopiero 29 sierpnia 1944 roku rozgłośnia BBC wyemitowała identyczne deklaracje rządów w Londynie i Waszyngtonie w sprawie żołnierzy AK.

Składały się na nie trzy punkty. Alianci potwierdzali, że Armia Krajowa jest zmobilizowaną siłą zbrojną; zapewniali, że żołnierze AK przestrzegają spraw wojennych, występują otwarcie przeciwko wrogowi i posiadają odróżniające ich odznaki lub mundury; ponownie ostrzegali, że Niemcy odpowiedzialni za zbrodnie przeciwko jeńcom ponoszą ryzyko odpowiedzialności karnej za swoje czyny.


Podpisanie aktu kapitulacji powstania warszawskiego. Widoczni od lewej: gen. Tadeusz Komorowski "Bór" i gen. Erich Von dem Bach Zalewski. Fot.: PAP Podpisanie aktu kapitulacji powstania warszawskiego. Widoczni od lewej: gen. Tadeusz Komorowski "Bór" i gen. Erich Von dem Bach Zalewski. Fot.: PAP

Zmiana postawy jeńców. Propozycja gen. Rohra

Deklaracje Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii nie podziałały na Niemców jak dotknięcie czarodziejskiej różdżki. Zdarzało się, że Niemcy wciąż dopuszczali się zbrodni na jeńcach. Po ewakuacji Starówki, 2 września, wymordowali około tysiąca pozostawionych tam rannych powstańców, w tym około 200 pacjentów Centralnego Powstańczego Szpitala Chirurgicznego nr 1 na Długiej 7. Podobnie było 27 września, gdy rozstrzelali około 120 akowców pojmanych na ul. Dworkowej na Mokotowie. Jednak tak spektakularne zbrodnie zdarzały się tylko sporadycznie w drugim miesiącu walk.

Wyraźnym sygnałem zmiany postawy okupantów była również wymiana korespondencji  pomiędzy gen. Komorowskim a dowódcą jednej z grup bojowych operujących pod von dem Bachem, gen. Güntherem Rohrem, dotycząca kapitulacji.

10 września Niemiec obiecał Komorowskiemu, że żołnierzom AK zostaną zapewnione pełne prawa kombatanckie. Zaznaczył również, że nie będą wobec nich prowadzone dochodzenia w sprawie działalności przeciw III Rzeszy przed 1 sierpnia 1944 roku.

Koniec końców "Bór" podpisał "Układ o zaprzestaniu działań wojennych w Warszawie", będący de facto aktem kapitulacji miasta, dopiero 2 października. Co ważne, potwierdzał on objęcie konwencjami dotyczącymi jeńców zarówno samych powstańców walczących na linii, jak i całego personelu pracującego na zapleczu, np. w sztabach i szpitalach. Na jego mocy do obozów jenieckich na terenie Rzeszy trafiło około 15 tys. weteranów AK obojga płci.

Bez odpowiedzi

Na koniec analizy tej kwestii trzeba zadać sobie ważne pytanie: czy możliwe jest, że powstanie trwałoby dużo krócej, gdyby tylko rząd londyński i alianci na czas zadbali o prawa kombatanckie żołnierzy AK? Może wówczas 18 sierpnia "Bór" nie odrzuciłby propozycji von dem Bacha i ocalono by tysiące istnień ludzkich? Na to pytanie nigdy nie poznamy odpowiedzi.

Wojciech Rodak

Wszystkie cytaty pochodzą z książki "Decyzje Bora", która ukazała się nakładem wydawnictwa Ośrodka Karta w 2023 r.

Czytaj także

Powstanie Warszawskie. "Obrońcy Warszawy są u kresu ludzkiej wytrzymałości"

Ostatnia aktualizacja: 29.09.2024 05:50
29 września 1944 roku. Sześćdziesiąty dzień powstania, piątek. Od rana Niemcy rozpoczynają generalny szturm na Żoliborz, przeważające siły wroga nacierają na stanowiska powstańcze ze wszystkich stron. Dochodzi do bitwy pod Jaktorowem, podczas której zostaje rozbita grupa "Kampinos".
rozwiń zwiń
Czytaj także

Powstanie Warszawskie. 1 października 1944. "Gdy zapadła nad miastem śmiertelna cisza"

Ostatnia aktualizacja: 01.10.2024 06:00
Sześćdziesiąty drugi dzień powstania, niedziela. Trwa zawieszenie broni. Ze Śródmieścia wychodzi 8 tysięcy osób. Według Niemców ewakuacja miała objąć od 200 do 250 tysięcy ludzi.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Zbrodnia bez kary, czyli powojenne losy pięciu nazistowskich zbrodniarzy

Ostatnia aktualizacja: 04.07.2024 05:35
Po II wojnie światowej niektórzy Niemcy odpowiedzialni za zbrodnie nazistowskie z czasów istnienia III Rzeszy stanęli przed sądem. Nie wszyscy winowajcy ponieśli karę adekwatną do swoich czynów: niektórzy w więzieniu spędzili zaledwie kilka lat, inni zostali z niego zwolnieni warunkowo. Spora część natomiast nigdy nie została osądzona. 
rozwiń zwiń