Eksploracje prowadzone są pod nadzorem dr. Wojciecha Rutkowskiego oraz Ireny Podolskiej-Rutkowskiej z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Łódzkiego. W wykopaliskach biorą również udział studenci z koła naukowego "Antropołowcy" działającego przy Wydziale Biologii i Ochrony Środowiska UŁ.
Kubek pozostawiony na grobie
– To niezwykle ciekawe i unikalne stanowisko, przede wszystkim dlatego, że jest niemal nienaruszone – powiedział PAP dr Wojciech Rutkowski.
Opisywane stanowisko archeologiczne znajduje się w lesie i być może dlatego nie zostało naruszone w trakcie prac rolniczych. Problem, z którym muszą mierzyć się badacze, to obsypująca się skarpa, której erozja może zagrozić znaleziskom. Większa część terenu jest jednak nienaruszona.
- Co ciekawe, rzeczy, które zostały umieszczone na grobie wieki temu, nadal tam są. Po odgarnięciu ściółki i zejściu kilka centymetrów w dół natrafiamy na nienaruszone artefakty. Na przykład kubek gliniany, który ktoś postawił na grobie. Jest on co prawda zgnieciony, ale nie był przemieszczany, dzięki temu dowiadujemy się wiele o zwyczajach pogrzebowych sprzed stuleci – zaznaczył naukowiec.
Czytaj także:
Kamienne kręgi
Badane cmentarzysko pochodzi z II i III wieku naszej ery. Po raz pierwszy zostało zlokalizowane i wstępnie opisane w 1911 roku przez geomorfologa Stanisława Lencewicza, który podróżował w rejonie środkowej Bzury. Odkrył on kamienne kręgi, które sugerowały, że może być to miejsce pochówku. Podczas wstępnych wykopów znaleziono tam przedmioty sprzed dwóch tysięcy lat.
Naukowcy powrócili na miejsce dopiero w 1966 roku, kiedy badania w Mnichu rozpoczęła prof. Maria Blombergowa z Instytutu Archeologii UŁ. Kolejne jednosezonowe badania pod auspicjami prof. Marka Olędzkiego przeprowadzono w 2011 roku. To one doprowadziły do obecnych wykopalisk, które są realizowane w tym miejscu od ubiegłego roku.
Pogrzebowe zwyczaje, których się nie spodziewano
- Na cmentarzysku odkryliśmy dwa rodzaje pochówku. Część ludzkich szczątków kostnych pozostałych po spaleniu na stosie pogrzebowym znajduje się w jamach, a część w popielnicach, czyli urnach pogrzebowych. Oba rodzaje pochówku pochodzą z tego samego okresu i nie jesteśmy w stanie powiedzieć, skąd ta różnorodność na terenie jednego cmentarza. Może miały na to wpływ zwyczaje rodzinne. Przy niektórych grobach znaleźliśmy przedmioty codziennego użytku, być może dary dla zmarłych - wyjaśniał dr Wojciech Rutkowski.
W opinii łódzkich archeologów stanowisko w Mnichu jest jednym z najciekawszych w Polsce pod względem badania zwyczajów pogrzebowych.
- Odkryliśmy tu zwyczaje, których się na tym terenie nie spodziewaliśmy. Według dotychczasowej wiedzy na tym obszarze występowała kultura przeworska, której przedstawiciele oznaczali swoje groby bruczkami (drobnymi kamieniami). Tutaj mamy sytuację wyjątkową, charakterystyczną raczej dla kultury wielbarskiej, występującej na Pomorzu, czyli kamienne kręgi – tłumaczył badacz.
Przeszłość zapisana w kościach
Dr Beata Borowska z Katedry Antropologii Wydziału Biologii i Ochrony Środowiska UŁ oraz opiekunka koła naukowego "Antropołowcy" zwróciła natomiast uwagę, że odnalezione szczątki są nie tylko przepalone, lecz także pofragmentowane. Nie można złożyć z nich kompletnego szkieletu.
- Ponadto w niektórych pochówkach jest więcej, a w innych mniej kości. Wygląda na to, że niektóre grupy zabierały ludzkie szczątki kostne ze stosu grzebalnego bardzo pieczołowicie, a inne mniej starannie. Mogło to wynikać z różnych czynników, na przykład z pośpiechu, bo coś im przeszkodziło. Może kiedyś nauka pozwoli nam odpowiedzieć na te pytania – powiedziała PAP.
Mimo wszystko, jak dodała antropolożka, całkiem sporo można wyczytać z kości. - Z punktu widzenia antropologa ważne jest, czy w jamie grobowej lub urnie są kości jednej, czy większej liczby osób. Czy jest to kobieta, czy mężczyzna, a może kobieta i dziecko. Kości potrafią też powiedzieć, w jakim wieku była osoba zmarła, a to daje nam konkretną wiedzę na temat średniej długości życia w danym okresie. Dowiadujemy się również, czy ta populacja żyła na określonym terenie przez kilka pokoleń, czy pojawiła się tam tylko na chwilę. Można więc powiedzieć, że nasze badania uzupełniają wiedzę zdobytą przez archeologów – tłumaczyła.
Badania antropologów i archeologów doskonale uzupełniają się także pod innymi względami: by stwierdzić, z jakiego okresu pochodzą szczątki, potrzebna jest wiedza archeologiczna i odczytywanie datowników. - Doskonale nadają się do tego przedmioty codziennego użytku, które czasem towarzyszą pochówkowi. Elementy stroju, ceramika, grzebienie, wisiorki - to są znaleziska, które pozwalają dokładnie określić czas pochówku, z dokładnością do 5-8 dziesięcioleci – zaznaczył dr Wojciech Rutkowski.
"Antropołowcy" i bakcyl archeologii
Dzięki dobrej współpraca między wydziałami, w wykopaliskach mogli wziąć też udział studenci naukowego koła.
- Jako studentka biologii nie do końca wiedziałam, czego się spodziewać, ale udało się i zostałam wprowadzona w świat archeologii. Na co dzień na uczelni mamy do czynienia z kośćmi, które są już ułożone w pudełkach, wyczyszczone i opisane. Udział w badaniach w terenie to było zupełnie nowe doświadczenie i chyba udało mi się złapać archeologicznego bakcyla – przyznała Natalia Jaroniak, członkini koła naukowego "Antropołowcy".
- Członkami koła "Antropołowców" są zarówno studenci biologii, biologii kryminalistycznej, jak i archeologii. Ta współpraca jest bardzo korzystna, bo studenci mogą zobaczyć, jakie czynniki środowiskowe wpływają na znaleziska, dlaczego ich stan zachowania jest różny. I muszą się z tym zmierzyć. Studenci mogą uczestniczyć w eksploracji grobu, zobaczyć, jak kości w urnie są poukładane, jak wygląda wyjmowanie ich warstwa po warstwie oraz w jaki sposób przygotowywana jest dokumentacja fotograficzna i wstępna analiza antropologiczna i archeologiczna – podkreśliła dr Beata Borowska.(PAP)
Bartłomiej Pawlak/PAP/jp