Jak to bywa ze słowami najdawniejszymi, takimi, które nazywają rzeczy podstawowe – pytanie o ich językowe pochodzenie będzie zawsze otwarte. Geneza takiego słowa opiera się na rekonstrukcji, stanowi hipotezę. Tak również jest z polską "śmiercią".
Znikanie, ubywanie, koniec
– "Śmierć". Rdzeniem tego prasłowa jest skrócona, najprawdopodobniej praindoeuropejska, samogłoska "mer" – mówił w Polskim Radiu prof. Radosław Pawelec.
Inni językoznawcy dodają również, jako hipotetyczne źródła "śmierci", takie pracząstki jak "mr", "mor", "mrt". Są przypuszczenia, że te zbitki mogły nieść znaczenie negatywne, związane ze "znikaniem", "niszczeniem" czy "spaleniem". Pozostałością tego byłaby nie tylko "śmierć", lecz także takie słowa jak "martwy", "umierać", "mara" (zjawa), "morzyć" (dawniej: "zabijać", potem: "dręczyć"), "morowy" (w zn. "niosący mór", "groźną chorobę"), "pomór", a nawet "martwić" (dawniej: "martwić kogoś", czyli "zabijać").
Nim "śmierć" ukształtowała się w znanej nam dzisiaj formie, w języku prasłowiańskim funkcjonowała być może jako "sъmŕ̥tь". Bez trudu wyłuskamy stąd wspomniany, liczący tysiąclecia, rdzeń "-mŕ̥tь". Ale co z początkiem tego słowa? Na to "sъ-" jest kilka interpretacji. Najpopularniejsza z nich mówi, że ta krótka cząstka oznaczała coś, co "dobre", "naturalne".
I tu kolejna zagadka: dlaczego "śmierć" miałby być "dobra"? Nasi słowiańscy praprzodkowie używali być może "sъmŕ̥tь" w przypadku określania "naturalnego" (w odróżnieniu od zabójstwa) odejścia z tego świata. Tym samym też oswajali grozę śmierci, obudowywali zakończenie życia jakimś "pozytywnym kontekstem".
Są jednak teorie, że "sъ-" niosło znaczenie "swój". Wtedy prasłowo "sъmŕ̥tь" nazywałoby doświadczenie, które przecież jest czymś najbardziej osobistym, niewytłumaczalnym nieprzekazywalnym. "Śmierć jest tylko i wyłącznie własnością prywatną kogoś, kto umarł", mówił przecież filozof prof. Leszek Kołakowski.
Czytaj także:
Ubogi nieboszczyk i smętny cmentarz
Ciekawe pochodzenie (czyli, mówiąc uczenie, etymologię) ma również słowo "nieboszczyk".
Wszystko zaczęło się zamierzchłe wieki temu od słowa "bóg" – w prasłowiańskim "bȏgъ – które pierwotnie oznaczało "szczęście", "pomyślność" (stąd mamy w polszczyźnie np. "bogactwo"). Po przyjęciu chrześcijaństwa nasi praprzodkowie słowem tym zaczęli określać biblijnego Stworzyciela, Pana wszechświata.
Pierwotne znaczenie słowa "bóg" zachowało się między innymi w zaprzeczeniach: "niebogi", "ubogi", zatem: "pozbawiony szczęścia", "bez majątku", "nieszczęśliwy". Stąd już blisko do staropolskiego "niebożec", a z niego narodził się "nieboszczyk". Ktoś, kogo szalenie trudno nazwać szczęśliwym.
50:11 językowy obraz śmierci___v2011002354_tr_0-0_89f18932[00].mp3 O językowym obrazie śmierci mówią Agata Hącia i prof. Radosław Pawelec. Audycja Małgorzaty Tułowieckiej z cyklu "Sezon na Dwójkę" (PR, 2.11.2011)
W radiowej audycji o języku polskim związanym ze sferą śmierci omówiono także źródła słowa "cmentarz". Tak zwana ludowa etymologia – zatem nieprofesjonalna – wywodziła "cmentarz" ze "smętarza", miejsca "smętnego", czyli smutnego. Językoznawcy mają jednak inne wyjaśnienia.
Najpierw był w języku greckim "koimētḗrion" – sala sypialna, miejsce spoczynku. Słowo to przeszło następnie do łaciny jako "cœmētērium"/"cīmītērium", by wejść do polszczyzny z dodatkiem pięknego "-en-". "Tę nosówkę albo sami wstawiliśmy, albo od Romanów zasłyszeli", tłumaczył w swoim słowniku Aleksander Brückner. Od "Romanów", bo w języku francuskim (należącym do rodziny romańskiej) mamy choćby "cimetière".
I tak "cmentarz" niesie znaczenie "miejsca spoczynku", a smutek-smętek wpisany został w cmentarną przestrzeń już niejęzykowo, a po prostu: po ludzku.
Czytaj także:
***
Wszystkie imiona śmierci
Po ludzku też – bo to wynika z fundamentalnego człowieczego lęku przed śmiercią – użytkownicy polszczyzny dorobili się dziesiątków różnych określeń, którymi opisują nie wprost moment końca życia.
"Oddać Bogu ducha", "odejść", "zejść", "zgasnąć", "wyzionąć ducha", "wydać ostatnie tchnienie", "dokonać żywota", "skończyć życie", "dożyć swojego wieku", "rozstać się z życiem", "pożegnać się ze światem", "wybrać się na tamten świat", "przenieść się do wieczności".
Albo: "zamknąć powieki", "zamknąć oczy na zawsze", "zasnąć na wieki", "zasnąć snem wiecznym" (w mitologii greckiej Hypnos, bóg snu, i Tanatos, bóg śmierci, byli braćmi).
Albo też z zupełnie innej strony: "wykitować", "przekręcić się", a nawet "wyciągnąć nogi/kopyta".
– Śmierć jest objęta tabu nie tylko językowym, lecz także kulturowym, bo nie lubimy myśleć o niej, boimy się jej – mówiła w Polskim Radiu językoznawczyni Agata Hącia. – I ta obfitość określeń eufemistycznych, czyli takich nie wprost, świadczy o tym, że oczywiście zdajemy sobie sprawę z nieuchronności śmierci. I przez takie zabiegi językowe tę śmierć oswajamy. Czy to przez uwznioślanie, żeby nie wydała nam się taka straszna, czy też przez obśmiewanie.
Jak pisał historyk Ariés Phillipe w swojej książce "Człowiek i śmierć": "Dawna postawa, kiedy śmierć była jednocześnie bliska, swojska i pomniejszona, słabiej odczuwana, zbyt kontrastuje z naszą postawą, kiedy budzi taki strach, że nie śmiemy wymówić jej imienia".
Jacek Puciato
Źródła: Wielki słownik języka polskiego - wsjp.pl; Aleksander Brückner, "Słownik etymologiczny języka polskiego"; Anna B. Burzyńska, Jan Kamieniecki, "Wpływ przeszłości na językowy obraz śmierci ludzi i zwierząt w polszczyźnie", "Etnolingwistyka", 9/10, 1997/1998.