Ostatkami nazywano trzy ostatnie dni karnawału. W różnych regionach Polski funkcjonowały także nazwy: kuse dni (kusaki), dni diabelskie, mięsopustne, szalone lub zapuśne. Podczas tych trzech ostatnich dni przed nadchodzącym Wielkim Postem starano się hucznie bawić oraz najeść i napić do syta.
Przebierańcy
W miastach, by wziąć udział w ostatkowych zabawach zbierano się na centralnych placach i w domach prywatnych. Imprezy organizowano również w kawiarniach i restauracjach. Na ulicach można było spotkać barwne korowody przebierańców.
W miastach odbywały się zabawy na centralnych placach i w prywatnych domach. Przebieranie się czy choćby zakładanie na siebie masek, było w ostatki regułą. Na wsiach do domów, czyniąc rwetes wpadali chłopcy udający zwierzęta, najczęściej niedźwiedzie, kozy, turonie, konie, a także bociany i żurawie. Po ulicach biegali mężczyźni przebrani za kobiety, rogate diabły, śmierć z kosą owita w białe prześcieradło.
Kusaki w miastach
W Krakowie i w całej Małopolsce ostatniego dnia karnawału można było natknąć się na dumnie przemierzającego ulice Księcia Zapust ze swą nieodłączną świtą. Książę miał na sobie wysoką czapkę przybraną dzwoneczkami, gałązkami i kolorowymi wstążkami oraz długą, haftowaną sukmanę. W skład jego orszaku wchodził profesor z nałożoną na siebie maską w kształcie oślej głowy oraz dziad i baba niosący wielki kosz. Przebierańcy odwiedzali wszystkie domy. Po przekroczeniu progu domu, Książę Zapust recytował okolicznościowe wiersze i śpiewał karnawałowe piosenki, a następnie zaczynając od profesora przedstawiał członków swojej grupy. Później prosił gospodarzy o datki w postaci wędlin i ciasta, które z zapałem do wielkiego kosza wrzucał dziad.
W dziewiętnastowiecznej Warszawie ulice zapełniały się kusakami, czyli chłopcami przebranymi za Cyganów, Żydów, handlarzy i różne zwierzęta, zazwyczaj konie i niedźwiedzie. Orszak podążał za księdzem, który zamiast komży miał na sobie koszulę. Po przybyciu do karczmy, "kapłan" stawał na beczce i wygłaszał śmieszne kazanie będące podsumowaniem mijających zapust.
W domach szlachty i mieszczan w ostatki podejmowano gości tzw. maślaną kolacją. Uczta składała się z ryb, nabiału i pieczywa. Potrawy wnoszono do pokoju o północy. Z racji tego, że posiłek spożywano przed pierwszym pianiem koguta, nazywano go również podkurkiem. Czasami zdarzało się, że w półmisku chowano żywego wróbla. Kiedy gospodarz lub gospodyni unosiła pokrywa, przestraszony ptak natychmiast ulatywał. Ucieczka ptaka była symbolicznym odejściem karnawału i zwiastowała nadejście Wielkiego Postu.
Orszaki przebierańców
Najbardziej rozbudowane obchody pożegnania karnawału były praktykowane na wsi. Niezależnie od regionu, wsie w ostatki przemierzały niezliczone grupy przebierańców, wśród których można było zobaczyć mężczyzn udających kobiety, śmierć z kosą, rogate diabły i rozmaite zwierzęta. Czasem w tej niezwykłej grupie można było wypatrzyć nowożeńców, przy czym im bardziej była umalowana i bardziej wiekowa panna młoda, tym więcej wzbudzała śmiechu. Przebierańcy zaczepiali przechodniów i zapraszali do wspólnej zabawy. Na zaczepki szczególnie narażone były panny na wydaniu, które często były porywane do tańca. W północno-zachodniej części Mazowsza pojawiały się wielkoludy – chodzący na szczudłach chłopcy, przebrani za postacie męskie i kobiece, nazywane żartobliwie Jasiem i Małgosią.
Bachuski
Ciekawym zwyczajem zapustnym były bachuski (nazwa wywodzi się od starożytnego rzymskiego boga wina i zabawy Bachusa). Zwyczaj ten kultywowano na ziemi lubelskiej i sandomierskiej. W tych regionach Bachusem nazywano owiniętego słomą chłopca lub słomianą lalkę, którą na sankach lub wózka obwoziła wesoła grupa przebierańców zbierających drobne datki. Za zdobyte w ten sposób pieniądze, młodzież tego samego dnia wyprawiała imprezę w karczmie.
W małopolskim Jordanowie obwożono na wózku beczkę, na której sadzano przebranego za Bachusa parobka. Bachus wraz ze świtą złożoną z kawalerów zajeżdżał do domów zamieszkanych przez panny lub wdowy. Kobiety były zapraszne na zabawę, jednak by dotrzeć do karczmy, to właśnie wdowy i panny musiały ciągnąć wózek, będąc poganiane przez mężczyzn.
Tańce na len i konopie
Koniec zapust w całej Polsce był domeną zamężnych kobiet. Tego dnia wszystkie karczmy w kraju przechodziły w posiadanie przedstawicielek płci pięknej. Właściwie tylko przez ten jeden dzień w roku mogły bezkarnie porzucić codzienne obowiązki i całkowicie oddać się szalonej zabawie. W gospodzie zajmowały oddzielny stół i zamawiały tłuste mięsa oraz ciasto. Jako trunek wybierały najczęściej wódkę lub mocniejsze alkohole. Spotkaniu towarzyszyło wiele śmiechu i docinków pod adresem mężczyzn siedzących w drugim kącie karczmy. Kulminacyjnym momentem imprezy był "taniec na len i konopie", który był dalekim echem dawnych pogańskich praktyk magicznych. Starając się wykonać jak najwyższe podskoki, kobiety wierzyły, że ich taniec spowoduje urodzaj lnu i konopii w nadchodzącym okresie wegetatywym. Urodzajne plony tych roślin miały docelowo zapewnić płótno na odzież oraz potrzebne w gospodarstwie sznury i oleje.
Jarmark dziewcząt
Na ziemi opoczyńskiej, zebrani w gospodzie mężczyźni podczas ostatkowej zabawy podrzucali swoje czapki pod sufit "na wysoki len". Organizowali również zabawę o nazwie "jarmark dziewcząt". Stoły przestawiano pod ściany, na środku stawiano żłóbek z sianem, drabinę, pień, beczkę, które stawały się podestem dla prowadzącego targ. Wieczorem do karczmy przybywali kawalerowie, którzy za pośrednictwem handlarzy odgrywali role nabywców. Dziewczęta, które w karnawale nie znalazły narzeczonego, po kolei wychodziły na środek karczmy. Handlarze wymieniali ich zalety, starając się jak najlepiej zaprezentować panny. Jeśli, któraś z dziewcząt spodobała się kawalerowi, wkładał on pieniądze do żłóbka i prowadził pannę do stołu, gdzie czekał na nią poczęstunek. Dziewczyny wredne i nielubiane, zamiast z "zakupem", spotykały się z drwinami zebranej w gospodzie gawiedzi.
Wkup do bab
Na Podlasiu na domach starych panien i kawalerów malowano prześmiewcze rysunki zwane mazuchami. Dziewczyny, które wyszły za mąż w ciągu ostatniego roku, musiały poddać się zwyczajowi nazywanego "wkupem do bab". W karczmie obowiązkowo musiały postawić starszym gospodyniom wódkę i jedzenie. W innych regionach Polski gospodynie przebrane za mężczyzn, ciągnęły za sobą wózek, na który wsadzały wszystkie znajome mężatki. Następnie zawoziły je do gospody, gdzie młode żony musiały odpowiednio się wkupić. W zamian od starszych koleżanek dostawały życzenia szczęścia i licznego potomstwa. Dopiero po tym obrzędzie dziewczyny zostawały w pełni włączone do społeczności mężatek i mogły wziąć udział w tańcu na len i konopie.
Podkoziołek
Ostatki były także okresem rozliczenia całego czasu karnawału. Pannom i kawalerom, którzy w czasie zapust nie zaręczyli się lub nie zawarli związku małżeńskiego, kazano ciągnąć za sobą pień lub kłodę. Delikwenci na oczach tłumu musieli zatargać drzewo na główny plac we wsi lub do karczmy. Na miejscu ofiara mogła wykupić się od kary, stawiając swoim oprawcom piwo.
Na Kujawach i w Wielkopolsce, osoby stanu wolnego brały udział w obrzędzie zwanym podkoziołkiem. W ostatki panny zbierały się w gospodzie, gdzie na stole ustawionym na środku sali ustawiono drewnianą figurkę kozła. Koło figurki kładziono talerzyk, na który panny rzucały drobne pieniądze, płacąc w ten sposób symboliczny okup za wymiganie się od małżeńskich obowiązków. Koziołka pilnowała specjalna straż, która sprawdzała, czy każda z dziewcząt rzuciła monetą. Na Kujawach podkoziołkiem zwano opłatę za taniec, którą panny uiszczały w karczmie.
Posłuchaj o dawnym podkoziołku w audycji Polskiego Radia
Pożegnanie zimy
Ostatki, przypadające na przedwiośnie, zawierały liczne elementy, które symbolicznie zabijały zimę. Na Rynku Głównym w Krakowie ścinano Mięsopusta – słomianą kukłę będącą personifikacją karnawału. W Wielkopolsce o północy w karczmie ścinano "głowę Zapustowi". O północy grający na skrzypcach muzykant, odrzucał instrument, zrywał strunę, klękał, a zebrani w karczmie mężczyźni stawiali stos z czapek, który przetrącano kijem. Później to miejsce zasypywano popiołem. Podobny zwyczaj istniał na Kujawach i na ziemi rzeszowskiej.
Pogrzeb basów
W całej Polsce o północy wnoszono do karczmy garnek z żurem lub nabitego na patyk śledzia, oznaczającego nadejście Wielkiego Postu i koniec zabaw.
Na Górnym Śląsku i opolszyźnie, o północy w ostatkową noc, odbywał się pogrzeb basów. Muzykanci ostentacyjnie odkładali instrumenty, chowali je do futerałów lub owinięte w płótno zamykali w skrzyni, po czym w uroczystym orszaku z udawanym głośnym zawodzeniem, wynosili je z gospody.
Na ziemi chełmskiej ostatni tydzień zapust nazywano maślanym tygodniem. Przez ten czas młodzież urządzała szalone zabawy. W tym okresie nie gorszyły one nawet starszych ludzi. We wtorek przed Środą Popielcową odbywała się wielka zabawa w karczmie, która trwała aż do białego rana. Wraz z nadejściem świtu, rozochoceni tancerze wołali: "Powiedzice wstępnej środzie, niech poczeka w ogrodzie". W końcu jednak, wraz z nadejściem dnia, musieli oddać pola wielkopostnej powadze i udać się do domów.
Przytoczone zwyczaje mogą obecnie wydawać się śmieszne lub niekiedy nawet okrutne, jednak w czasach naszych dziadków wyznaczały pewną chronologię, której poddany był rytm życia każdego człowieka.
seb
Źródła: Barbara Ogrodowska, Polskie obrzędy i zwyczaje doroczne, wyd. 2010, Oskar Kolberg, Lud. Jego zwyczaje, sposób życia, mowa, podania, przysłowia, obrzędy, gusła, zabawy, pieśni, muzyka i tańce: Chełmskie (wyd.1890), Kujawy (1962), Krakowskie, cz. I (wyd.1871), Góry i Podgórze (wyd.1968), Mazowsze, cz. I i III (wyd.1963), Lubelskie (wyd.1888), Radomskie (wyd.1964), Wielkie Księstwo Poznańskie, cz. I, II, III (wyd.1967-1969).