Gustaw Flaubert, który przyszedł na świat 12 grudnia 1821 roku, uważał, że jest pisarzem bez biografii.
– Podkreślał, że tylko mieszczanin epatuje swoją biografią. Prawdziwy artysta słowa zajmuje się sztuką literacką. Nawet kiedy proszono go, by dla celów dziennikarskich podał jakieś fakty z własnego życia, kategorycznie odmawiał – mówiła Renata Lis.
40:36 gustaw flaubert - pisarz, który twierdził, że nie ma biografii___365_10_ii_tr_0-0_4b466d2f[00].mp3 "Gustaw Flaubert - pisarz, który twierdził, że nie ma biografii". Mówią: Renata Lis, tłumaczka i eseistka, oraz dr Joanna Żurowska z UW. Audycja Ewy Stockiej-Kalinowskiej z cyklu "Zakładka literacka" (PR, 2010)
Niemożliwość biografii
Oczywiście, była w tej postawie pisarza swoista gra z odbiorcą. Wszak o losach Gustawa Flauberta, syna Achille’a-Cléophasa Flauberta, lekarza chirurga, i Anne-Justine-Caroline z domu Fleuriot, można by napisać wiele. O jego, w końcu porzuconych, studiach prawniczych. O kobietach jego życia (z żadną się formalnie nie związał). O podróżach (jako młody chłopak przemierzył pieszo plaże Normandii i Brytanii, jako dwudziestokilkulatek pojechał na Bliski Wschód). O finansowych zależnościach (spadek po ojcu) i o rozlicznych kłopotach.
O śmierci w wieku zaledwie 58 lat.
Biografia ta stała się nawet sama w sobie tematem literackim. Julian Barnes w książce "Papuga Flauberta" przedstawił fikcyjnego biografa autora "Pani Bovary", Geoffreya Braithwaite’a, który próbuje odtworzyć wizerunek swojego mistrza. Ale ta rekonstrukcja życiorysu okazuje się arcytrudna, bo podważają ją wątpliwości: na ile mamy dostęp do przeszłości? do drugiego człowieka?
– Wspaniałe i poruszające wydaje mi się potraktowanie chronologii wypadków z życia Flauberta – opowiadał w Polskim Radiu o książce Barnesa poeta i eseista Tomasz Różycki. – Mamy tu rozdział "Chronologia", który składa się z trzech części. Pierwszą jest serią dat wziętych z oficjalnych biografii pisarza. Druga część, na zasadzie kontrastu, też ma daty i wydarzenia, ale pokazuje punkty biografii przerażające i trudne. Trzecia część ułożona jest z cytatów, świetnie dobranych, wziętych z samego Flauberta.
I tak dzięki temu wielostronnemu spojrzeniu na historię życia pisarza można się dowiedzieć na przykład, że "bezustannie spada na niego śmierć kogoś z bliskich", że "w Egipcie Gustaw łapie syfilis. Wypada mu mnóstwo włosów", że "mnóstwo mieszczan robi na mnie (pisał sam Flaubert – przyp. red.) wrażenie gotowanej wołowiny".
Pięć zdań dziennie
Gustaw Flaubert wymagał od siebie jako twórcy rzeczy szalenie trudnych. Przy tym: nie należał do pisarzy, którzy dotknięci natchnieniem tworzą szybko i bez skreśleń.
- On stawiał sobie niemożliwie zadania. Już "Pani Bovary" była swego rodzaju niemożliwością – podkreślała Renata Lis, opowiadając o paradoksach prozy Flauberta.
Jakie były źródła tej niemożliwości? – W "Pani Bovary" postanowił w piękny sposób opisać to, co było, delikatnie mówiąc, niepiękne i przeciętne. Normandię, która uchodziła we Francji za region najbardziej przaśny i nieciekawy. Ludzi niewyróżniających się niczym. Wcześniej, w "Salammbô", postanowił zrekonstruować świat starożytnej Kartaginy, do czego nie miał żadnych podstaw. Przerył paryskie biblioteki pod tym kątem, znalazł strzępy dokumentów, dlatego musiał ten świat wymyślać – opowiadała Renata Lis.
Jeśli chodzi o proces twórczy Gustawa Flauberta – tu też piętrzyły się problemy.
- "Panią Bovary" pisał przez pięćdziesiąt sześć miesięcy, prawie pięć lat. Zapełnił trzy tysiące osiemset czternaście kartek. Podobnie było ze "Szkołą uczuć" – zaznaczał w radiowej audycji prof. Tomasz Swoboda.
Pisarz miał w swoim gabinecie, wokół siebie, setki, a bywało, że i tysiące dokumentów, fiszek, notatek z lektur. Próbował pisać i bez przerwy coś poprawiał. Zdarzało się, że wychodziło z tego tylko pięć zdań dziennie.
Pracował najczęściej od późnego wieczora, gdy matka (z którą mieszkał) już położyła się spać. "Czasami jestem tak zniechęcony, że najchętniej wyskoczyłbym przez okno", przyznawał.
48:17 gustav (1).mp3 "Zmieścić ocean w karafce, czyli pisanie Gustawa Flauberta". Mówią: Renata Lis, Jan Gondowicz oraz prof. Tomasz Swoboda. Audycja Doroty Gacek z cyklu "Strefa literatury" (PR, 2016)
"Bez przerwy gadał autor"
Te twórcze zmagania się z materią słowa mogły wynikać również z tego, że Gustaw Flaubert postanowił wynaleźć nową formułę na powieść. Wymyślić ten gatunek na nowo.
- Powieść uważał za formę, która dopiero poszukuje swoich środków i narzędzi, nowego języka – tłumaczyła Renata Lis.
Jak opowiadała, punktem wyjścia była dla Flauberta proza Wiktora Hugo czy Honoré de Balzaka. Ale "drażniły go te książki, że bez przerwy gadał w nich sam autor. Mówił, co myśli, podpowiadał, jak oceniać bohaterów, mądrzył się".
Dlatego Flaubert dążył do wycofania bezpośredniej instancji autorskiej z tekstu. - Pisarz powinien być w swoim dziele jak Bóg w stworzeniu. Nigdzie niewidoczny, ale wszędzie wyczuwalny – powtarzała myśl Gustave’a Flauberta Renata Lis.
Ponoć George Sand, przyjaciółka pisarza, namawiała go, by w "Pani Bovary" wprowadził narratora, który pokazałby, co jest dobre, a co złe (wszak jest to opowieść o namiętnej czytelniczce romansów, która zaczyna się nudzić swoim małżeństwem i pragnie gorętszych uczuć…). Podobnie George Sand radziła przy innej powieści przyjaciela, przy "Szkole uczuć".
O tym nowatorstwie prozy Flauberta opowiadał w Polskim Radiu również prof. Tomasz Swoboda.
- On wprowadził rodzaj rewolucji do narracji powieściowej. Kiedy czytamy "Panią Bovary", widzimy bezlitosną ironię, krytykę poszczególnych postaw życiowych czy warstw społecznych. Ale klasyczna ironia odsyłała do jakiegoś uniwersalnego systemu wartości, a tymczasem w "Pani Bovary" nie mamy takiego punktu odniesienia. Nauka czy religia? Cudzołóstwo czy małżeństwo? Arystokracja czy mieszczanie? Odpowiedzią za każdym razem jest tu: "ani to, ani to". Ironia Flauberta dotyka wszystkich – opowiadał literaturoznawca.
Gustaw Flaubert, ok. 1860 r. Fot. Etienne Carjat/domena publiczna
"Sznur, nie perła, niesie naszyjnik"
Szukanie innej formuły powieści nie ograniczało się u Gustawa Flauberta jedynie do zmiany narratora na stanowczo "mniej gadatliwego". Chodziło również, a może przede wszystkim, o nowy styl, nową kompozycję i dzięki temu – nową wizję świata.
Jeśli chodzi styl, nie chodziło pisarzowi o szeroko pojętne "klasyczne piękno". – Zdanie według Flauberta powinno być muskularne i męskie, pozbawione ozdobień, miękkości, łagodności – tłumaczyła Renata Lis. – Te zdania, pojedynczo wzięte, nie są same w sobie "ładne". Ale cały tekst, mimo tych chropowatych i złamanych zdań, płynie, ma swoje brzmienie, jest spójny.
Co do kompozycji, autor "Pani Bovary" powtarzał za Goethem, że nie perły tworzą naszyjnik, tylko sznur. Innymi słowy - konstrukcja jest wszystkim.
- Najpierw poświęcał wiele czasu nad koncepcją całości. Potem tworzył konspekty, nazywał je scenariuszami, były one coraz bardziej szczegółowe. Planował, co z czym ma się rymować, gdzie będą rozmaite fabularne echa, nawiązana, rymy - opowiadała Renata Lis.
Dopiero wówczas zasiadał do, i tak żmudnego, pisania.
Powieść o niczym, czyli o wszystkim
Jaka wizja świata wyłania się z tych nowatorskich, jak na swoje czasy, powieści Flauberta? Za odpowiedź posłużyć mogą komentarze do "Szkoły uczuć", jednej z najważniejszych (obok "Pani Bovary" czy "Bouvard i Pecuchet") powieści francuskiego pisarza, "moralnej i uczuciowej" historii pokolenia lat 20. XIX w.
We wstępie do nowego przekładu "Szkoły uczuć" znakomity tłumacz Ryszard Engelking pisał: "W roku 1869 »Szkoła uczuć« była zbyt nowoczesna, by spodobać się czytelnikom i krytyce. Raziła przedstawionym bezlitośnie obrazem ludzkiej małości i bezsensu istnienia. Dziś po stu pięćdziesięciu latach »Szkołę uczuć« uznaje się za jedno z arcydzieł, które wytyczają drogi rozwoju powieści".
- Następuje tu jakby zgęszczenie zdarzeń, które rozgrywają się we Francji między połową lat 40. XIX w. a połową lat 60. – mówił w Polskim Radiu eseista Jan Gondowicz. – "Szkoła uczuć" zaskoczyła czytelników, nie potrafili się rozeznać w wielkiej liczbie postaci. Zwłaszcza że przedstawiony świat składał się z osób niesympatycznych, byle jakich, przypadkowych. Poza tym poruszamy się tu ruchem zygzakowym, od jednego wydarzenia do drugiego.
Gustaw Flaubert chciał tym samym pokazać, jak wielką rolę odgrywa w życiu przypadek. - Ta chaotyczność życia jest właśnie tematem tej książki. Flaubert miał bowiem ambicje napisania powieści o niczym, czyli o wszystkim. A to wszystko nie ma osobnego znaczenia – tłumaczył Jan Gondowicz.
– "Szkoła uczuć" to powieść straszliwa – dopowiadał prof. Tomasz Swoboda. – To obraz klęski całego pokolenia, ale i szerzej: opowieść o klęskach człowieka jako takich. Tam się nic takiego nie wydarza, ale ta historia jest straszliwa właśnie przez to, co się w niej nie dzieje.
***
Czytaj także:
***
Czytając Flauberta, widzimy rozmijanie się ludzi, banalność ich poczynań, nudę, która dopada tych bohaterów, ich naiwne przeświadczenia o sobie. Widzimy niespełnioną potrzebę miłości, niemożność przekroczenia ograniczeń własne egzystencji. - Patrzymy na te postaci i widzimy, że to musi się źle skończyć. Ale one jeszcze tego nie wiedzą – mówiła Renata Lis.
Jak zaznaczała tłumaczka, właściwością spojrzenia Flauberta jest swoiście okrutne, pozbawione litości "spojrzenie bez złudzeń" – na człowieka, na życie.
Pocieszenia w klasycznym tego słowa rozumieniu proza Gustawa Flauberta nie zawiera. Spotkanie jednak z tym światem – tak mistrzowsko skonstruowanym i opisanym – może być, jak zawsze przy wielkiej sztuce, samo w sobie nagrodą.
jp
Źródła: Julian Barnes, "Papuga Flauberta", tł. Adam Szymanowski, Warszawa 2019; Mason Currey, "Codzienne rytuały. Jak pracują wielkie umysły", tł. Agata Napiórska, Warszawa 2009.