Historia

Gladiator. Sława i hańba, krew i pieniądze, dziewczęta i kciuki

Ostatnia aktualizacja: 15.11.2024 05:58
Byli uwielbiani i pogardzani. Kochały ich kobiety, zarabiali krocie, ale nie mieli większości praw obywatelskich. Ich życie zależało tyleż od sprawności w walce, co od kaprysu tłumu. W związku z premierą filmu "Gladiator II" sprawdzamy, kim byli wojownicy umierający ku uciesze rzymskiego ludu.
Gladiatorzy Margarites i Hellenikos upamiętnieni na mozaice w starożytnym domu na Cyprze
Gladiatorzy Margarites i Hellenikos upamiętnieni na mozaice w starożytnym domu na CyprzeFoto: Shutterstock

Zgon na pogrzebie, czyli skąd wzięły się igrzyska gladiatorów?

Epoka walk gladiatorów trwała prawdopodobnie około tysiąca lat, a większość tego okresu to dzieje igrzysk gladiatorskich organizowanych w starożytnym Rzymie. Nie zawsze były to jednak tego rodzaju widowiska, z jakimi dziś powszechnie kojarzy zmagania gladiatorów popkultura. Wszystko zaczęło się dość skromnie, z pobudek dalekich od potrzeby zapewnienia rzymskim masom taniej i krwawej rozrywki.


Posłuchaj
08:57 starożytny rzym (2)___fl 5708_tr_0-0_2a78fc60[00].mp3 Dr Jan Trynkowski opowiada o starożytnych walkach gladiatorskich w rzymskich amfiteatrach (PR, 1984)

 

– Początki igrzysk gladiatorskich związane są z religią. Na początku to były po prostu uroczystości organizowane ku czci zmarłych – mówił w 1984 roku dr Jan Trynkowski, historyk starożytności, w rozmowie z Aldoną Kołodziejską. A filolog klasyczny Jerzy Roman Kaczyński dopowiadał w 1995 roku, że chodziło o "uczczenie poległych w walce".

– W Rzymie pierwsze takie igrzyska gladiatorskie zostały urządzone w trzecim wieku przed naszą erą przez synów, którzy chcieli uczcić swego ojca Brutusa Perę. Pierwotnie nie były one niesłychanie imponujące. Było to dość skromne widowisko, które nie miało własnej budowli. Dopiero później, zwłaszcza za czasów cesarstwa, owe igrzyska gladiatorskie rozwijały się coraz bardziej. Zaczęto sprowadzać ogromną ilość gladiatorów i dokonywać rzeczywiście prawdziwych rzezi, już w budowlach amfiteatralnych specjalnie do tego celu przeznaczonych, takich jak rzymskie Koloseum – opowiadał Jerzy Roman Kaczyński.


Posłuchaj
12:47 jerzy roman kaczyński___odcinek 4____6921_95_ii_tr_0-0_2a79f8d1[00].mp3 Filolog klasyczny Jerzy Roman Kaczyński mówi o starożytnym Rzymie, jego zabytkach i jego obyczajach (PR, 1995)

 

Pochodzenie igrzysk gladiatorów jest niepewne, ale obecnie większość historyków skłania się ku teorii, że Rzymianie podpatrzyli ten obyczaj u plemion zamieszkujących Kampanię, gdy podbijali ten region podczas wojen samnickich. To właśnie od wojowniczych Samnitów nie mniej dzielni Rzymianie zapożyczyli osobliwy spektakl, w którym przelewano krew podczas ceremoniału pogrzebowego szlachetnie urodzonego żołnierza.

Tezę o samnickich źródłach wspiera również fakt, że pierwsze szkoły gladiatorów powstały właśnie w Kampanii, zaś jeden z najwcześniejszych typów gladiatora zwany był Samnis ("Samnita") i wyposażano go według wzoru uzbrojenia Kampańczyków - miał krótki miecz (gladius), prostokątną tarczę (scutum), oszczep (ocrea) oraz hełm. Oczywiście słowo gladius to nie przypadek - to od niego pochodzi łaciński termin gladiator ("szermierz").

Samnici z kolei mogli przejąć gladiatorskie rytuały od Greków, którzy kilka wieków wcześniej zasiedlili ziemie Kampanii (zakładając m.in. Neapol). W książce "Gladiatorzy. Krew i igrzyska" archeolog Mike C. Bishop zwraca uwagę, że wzmianka o tego typu krwawych obrzędach pojawia się już w "Iliadzie" Homera. W poemacie tym przed pogrzebem poległego w walce Patroklosa jego przyjaciel Achilles bierze dwunastu trojańskich jeńców tylko po to, by wszystkim ściąć głowy. Robi to, by spełnić obowiązek wobec zmarłego, do którego tak się zwraca:

"Żegnam cię, mój Patroklu! Ta cześć przy pogrzebie
Niechaj cię nawet w ciemnym pocieszy Erebie!
Co tylko ci przyrzekłem, wszystko wykonałem:
Razem dwunastu Trojan z twoim spalę ciałem".

Masowe egzekucje jeńców były zresztą dobrze znane starożytnym. Ze źródeł wiemy, że praktykowali je przynajmniej Etruskowie, którzy swego czasu również dzierżyli władzę nad Kampanią, i którzy dali Rzymowi termin lanista (handlarz i trener gladiatorów). Przez długi czas uważano zresztą (teorię tę wyprodukowali sami Rzymianie), że igrzyska gladiatorskie wzięto właśnie od Etrusków.

Teatr śmierci, czyli prezent dla żywych i umarłych

Silny związek między rzymską kulturą wojny a rytualnym mordowaniem się wojowników przed publicznością był zakorzeniony m.in. w ideologiach militarystycznych, które tworzyły rygorystyczną etykę żołnierską.

Jedną z jej zasad była całkowita akceptacja śmierci posunięta aż do celowego wystawienia się na zabicie na polu bitwy, jeśli uznano, że uczynienie ofiary z siebie może w magiczny sposób przyczynić się do zwycięstwa własnej armii. Publiczna rzeź jeńców miała z kolei podnosić morale żołnierzy, a także ludności, szczególnie wtedy, gdy Rzymianom nie wiodło się na polu bitwy.

Drugim filarem owego związku jest rzymskie umiłowanie teatru, szczególnie tego, w którym ryzyko utraty życia było jak najbardziej realne. Choć w ciągu kilku wieków sens walk gladiatorskich ulegał zmianom, to dla obywateli zarówno Republiki, jak i Cesarstwa śmierć i mord stanowiły jedno z najbardziej pożądanych widowisk, niezależnie od tego, czy było to składanie religijnej ofiary, egzekucja przestępcy, czy masowe imprezy urządzane dla zaspokojenia perwersyjnych potrzeb widzów.

Rzymianie uwielbiali spektakle śmierci i sami również nie stronili od teatralnych gestów, gdy przychodził czas na ich umieranie. W okresie rozkwitu rozrywkowych igrzysk gladiatorskich publiczność nie miała litości dla tych, którzy walczyli "nieładnie". Gdy obywatel Rzymu był blisko śmierci swojej lub cudzej, chciał, by wyglądała ona tak, by poruszyć i wzburzyć wszystkich jej świadków.

Nic dziwnego, że zaobserwowane u Samnitów walki gladiatorów tak chętnie włączono w rzymskie uroczystości pogrzebowe. Pierwszy wspomniany w rzymskich źródłach pokaz tych walk odbył się w 264 roku p.n.e. na rzymskim Forum Boarium ("targ bydła"). Zorganizowali go bracia Marek i Decymus ku czci zmarłego ojca, wspomnianego wcześniej Juniusza Brutusa Pery. W porównaniu z późniejszym rozpasaniem pierwszy spektakl bardzo skromny: na arenie pojawiły się trzy pary gladiatorów (tak przynajmniej utrzymują dawni autorzy).

Walki zaczęto określać wówczas słowem munus (liczba mnoga: munera), pojęciem bardzo pojemnym, które oznaczało "dar" (dla zmarłego, ale i dla ludu) i "świadczenie na rzecz bogów lub publiczności". Prywatne igrzyska gladiatorów urządzane jako część hołdu dla zmarłego członka rodziny szybko stały się tradycją wśród wyższych sfer. Antropolog teatru Mirosław Kocur pisze w książce "We władzy teatru. Aktorzy i widzowie w antycznym Rzymie":

"Rodzina Juniuszów zaliczała się wówczas do najwyższych elit rzymskich. Młodzi Juniusze, organizując munus na cześć swego ojca, stworzyli model zachowania dla urzędniczej arystokracji (nobiles), naśladowany potem chętnie i wzbogacany. Popularność walk gladiatorskich sprawiła, że termin munera stał się ich synonimem".

Z czasem przybywało gladiatorów walczących podczas munera, a lud przyzwyczaił się do igrzysk na tyle, że tłum potrafił "aresztować" zwłoki jakiegoś dostojnika, dopóki pogrążona w żalu rodzina nie obiecała zorganizowania i sfinansowania "daru dla ludu". Akty takie były już zapowiedzią nowego etapu w dziejach igrzysk - ery gladiatorskiego show-biznesu.

***

Co jest faktem, a co fikcją w filmie "Gladiator" Ridleya Scotta? Posłuchaj podcastu z cyklu "Prawda czasu i prawda ekranu":

***

Kiełbasa wyborcza, czyli coraz większa jatka

Mike C. Bishop tak streszcza historię walk gladiatorów: "ich charakter ewoluował z biegiem czasu i zmienił się z rytuału pogrzebowego za czasów wczesnej Republiki Rzymskiej (509-264 p.n.e.) w narzędzie polityczne do manipulacji masami w okresach szczytowego rozwoju i schyłku Republiki Rzymskiej (264-27 p.n.e.), aż stały się czystą rozrywką w epoce pryncypatu (27 p.n.e. - 296) i dominatu Cesarstwa Rzymskiego (296-410)".

Pamięć o źródłach tego obyczaju była jednak z pewnością żywa. Pomimo daleko idących zmian przeciętny widz zawsze mógł przecież usprawiedliwić swoją żądzę krwawego widowiska względami religijnymi i mógł udawać sam przed sobą, że jest po prostu świadkiem spełniania świętych powinności wobec zmarłych. Można przypuścić, że przynajmniej jakaś część widzów dodawała sobie w ten sposób otuchy. U zarania Cesarstwa Rzymskiego ich wątpliwości zostały już zupełnie rozwiane, i to przez najwyższą władzę. Cesarz Oktawian August zdecydował wówczas przejąć kontrolę nad igrzyskami i ustanowił religijny i obywatelski obowiązek organizowania walk gladiatorów.

Motywacje Augusta były jednak zgoła inne. Cesarz zamierzał ukrócić pewne patologie życia publicznego, lecz nie związane wcale z zagadnieniami etycznymi. Prywatne munera, urządzane z reguły przez dobrze urodzonych obywateli, były niezwykle drogie i drożały tym bardziej, im większe ambicje polityczne miał ich organizator. Pod koniec istnienia Republiki igrzyska stały się bowiem dla rzymskich notabli sposobem zdobywania społecznego poparcia.

Terminy walk gladiatorów zaczęto przesuwać. Nie towarzyszyły już pogrzebom, ale stały się jednym z elementów kampanii wyborczych. Ten, kto wystawił wspanialsze munera, był oczywiście lepiej postrzegany przez lud od tego, który proponował skromniejsze widowiska. Licytowano się więc, które igrzyska będą miały większy rozmach, na których pokaże się więcej wojowników, a co za tym idzie - które będą droższe. August obawiał się, że rzymscy dostojnicy w celu skorumpowania popleczników zaczną jeden po drugim bankrutować, a to oznaczało również ryzyko dla państwowego budżetu.

Istotnie, wysoko urodzeni Rzymianie musieli dość szybko zorientować się, że walki gladiatorów przyciągają tłumy i że tłumy te niezwykle ciepło myślą o fundatorze igrzysk. Począwszy od III wieku p.n.e. źródła donoszą więc o stale rosnącej liczbie walczących i pojedynków na arenie, a także o wydłużaniu czasu trwania munera. W 216 roku p.n.e. trzej synowie zmarłego Marka Emiliusza Paulusa urządzili trzydniowe igrzyska z 22 parami gladiatorów.

"W 200 roku p.n.e. na pogrzebie Marka Waleriusza Lewinusa walczyło 25 par gladiatorów, a w 183 roku p.n.e. pamięć Publiusza Licyniusza Krassusa uczciło 60 par gladiatorów" – pisze Mike C. Bishop. – "Równocześnie rozdawano mięso, odbyły się igrzyska pogrzebowe i biesiada (...). Wszystkie wydarzenia rozgrywały się w ośrodku rzymskiego życia politycznego, na Forum Romanum, które miało pozostać głównym miejscem takich walk aż do wybudowania amfiteatru w Rzymie pod koniec I wieku p.n.e.".

Munera puchły niemal z roku na rok. Gdy August wziął się za uregulowanie tej sprawy, ograniczył liczbę występujących na arenie gladiatorów do 120, wydatki na igrzyska do 25 tysięcy denarów, a terminy ich organizacji oderwał od uroczystości pogrzebowych i przyporządkował do obchodów Saturnaliów i Kwinkwatrów.

Wbrew pozorom prawo Oktawiana Augusta nie likwidowało polityczno-korupcyjnego charakteru walk gladiatorów. Imperator chciał mieć po prostu monopol na tego rodzaju łapówkarstwo. Potrzebował przecież poparcia. Zresztą cesarze, nawet jeśli tworzyli kolejne rygorystyczne ograniczenia w organizowaniu igrzysk, chętnie łamali nawet własne prawo, jeśli intuicja podpowiadała im, że zapunktują w ten sposób u rzymskiego ludu.

Prawie sto lat po śmierci Augusta inny władca przekroczył - i to wielokrotnie - wszystkie dopuszczalne limity. – W 106 roku cesarz Trajan odniósł wielkie zwycięstwo nad Dakami, plemionami naddunajskimi. I wtedy właśnie podczas czczących to zwycięstwo igrzysk, które trwały 123 dni, wystąpiło 10 tysięcy gladiatorów, czyli tyle, ile za czasów Augusta w ciągu 30 lat jego panowania – opowiadała filolog klasyczna Iwona Żółtowska w rozmowie z Katarzyną Kobylecką.


Posłuchaj
30:06 koloseum___fl 18318_tr_0-0_2a756e86[00].mp3 O dziejach igrzysk gladiatorskich i rzymskim Koloseum w audycji z cyklu "Kamienie mówią" opowiada Iwona Żółtowska (PR, 1992)

 

Im bliżej zmierzchu Cesarstwa Rzymskiego, tym bardziej zacieśniano rygory związane z walkami gladiatorów, ale obyczaj ten zbyt mocno wrósł w kulturę Rzymian, by dało się go łatwo wyplenić.

– Cezurą jest uczynienie z chrześcijaństwa religii równouprawnionej, a potem państwowej – mówiła Iwona Żółtowska. – W 326 roku Konstantyn Wielki wydał edykt, na mocy którego powinno zaprzestać się w ogóle walk między ludźmi. Dopuszczalne były jeszcze walki z dzikimi zwierzętami. Przy czym trzeba powiedzieć, że sam Konstantyn nie stosował się do swego edyktu, ponieważ osobiście rozkazał, żeby jeńców germańskich wypuścić na scenę i żeby walczyli między sobą. Bardzo długo były więc poważne kłopoty z tym, żeby w ogóle położyć tamę tego rodzaju rozrywkom i prawdopodobnie dopiero w siódmym wieku ustały takie widowiska – dodała.

Ograniczenia na igrzyska gladiatorów nakładane były już jednak wcześniej niż w epokach Konstantyna i Augusta. Jedno z praw było efektem jednego z najbardziej dramatycznych wydarzeń u schyłku Republiki Rzymskiej.

Gladiator to ma klawe życie (o ile żyje)

W 73 roku p.n.e. Spartakus, niewolnik należący do szkoły gladiatorów w kampańskiej Kapui, wraz z grupą podobnych mu spiskowców wzniecił największe powstanie niewolników w dziejach starożytnego Rzymu. Świetnie wyszkoleni szermierze przy wsparciu tysięcy zbiegów z rzymskiej niewoli i biednych chłopów zagrozili potędze Rzymu, rozbijając wiele republikańskich oddziałów.

Iwona Żółtowska opowiadała w Polskim Radiu o znaczącej ironii losu, która stała się elementem powstania. – Spartakus potraktował swoich jeńców - trzystu Rzymian - tak samo, jak traktowali jeńców i gladiatorów jego panowie, władcy tej krainy. Kazał walczyć na arenie wybitnym Rzymianom, dowódcom wojskowym. I oni się nawzajem pozabijali. To były igrzyska ku czci jednego z wodzów Spartakusa, który poległ w bitwie. W ten sposób Rzymianie, którzy przedtem organizowali igrzyska gladiatorskie, sami stali się gladiatorami – mówiła.

Zdarzenie to, przepuszczony przez soczewkę odwracającą obraz do góry nogami, unaocznia jedną z podstawowych cech życia gladiatorów. W większości byli to ludzie, którym nie pozostawiono wyboru, niewolnicy, którym kazano iść na arenę i walczyć na śmierć i życie z takimi samymi nieszczęśnikami, jak oni. Jeńcy wojenni, przestępcy, przedstawiciele prześladowanych grup stawiani byli naprzeciw siebie lub rzucani na pastwę rozwścieczonych zwierząt. Dla większości z nich była to po prostu egzekucja, a dzierżona w dłoniach broń stawała się jedynie wezwaniem do szyderstwa ze strony rozbawionej publiczności.

Skąd więc w szeregach gladiatorów brali się ochotnicy i ochotniczki z wyższych sfer (kobietom udziału w walkach gladiatorskich zakazano dopiero około 200 roku n.e.)? Dlaczego na arenie chętnie występowali nawet cesarzowie (walczył tam m.in. Kommodus, którego w pierwszym "Gladiatorze" zagrał Joaquin Phoenix)?

– Gladiatorzy potrafili być bohaterami – tłumaczył dr Jan Trynkowski. – Z jednej strony zawód gladiatorów był zawodem pogardzanym, z reguły hańbiącym, ale z drugiej strony ci najlepsi cieszyli się pewną określoną popularnością. Mamy w Pompejach napisy wydrapywane na murach, w których wymienia się imiona gladiatorów i mówi się o nich "dziewcząt pan", "dziewcząt lekarz", "ozdoba dziewcząt". Rozumiemy więc, że zwłaszcza u płci pięknej owi wspaniali mężczyźni o kwadratowych barach i ramionach cieszyli się szczególnym powodzeniem – dodał.


Posłuchaj
03:16 z kraju i ze świata [18_00]___5_ serwis naukowy___1326_07_i_tr_0-0_2a7951b3[00].mp3 Archeolog dr Monika Rekowska komentuje odkrycie cmentarza gladiatorów w Efezie i mówi o losie wojowników rzymskiej areny (PR, 2007)

 

O sławie gladiatorów mówiła też w 2007 roku archeolog dr Monika Rekowska. – Po odbyciu dużej liczby zwycięskich walk, i to zwycięskich w pięknym stylu, przechodzili do grupy tak zwanych weteranów i tym samym mogli się stać trenerami nowej grupy gladiatorów lub uzyskiwali konkretne profity: niewolnicy odzyskiwali wolność, a ludzie ubodzy, którzy decydowali się na uprawianie tego zawodu, zdobywali majątek. Gladiatorów opromieniała również sława ludzi niesłychanie męskich, walecznych, a za tym szły profity innego rodzaju, chociażby względy pięknych pań, które gladiatorami interesowały się na równi z aktorami – opowiadała.

– Podejrzewano niekiedy wielkie damy o romanse. Często zastanawiano się, czy syn jakiegoś wielmoży to jego syn, czy może jakiegoś gladiatora – zauważyła Iwona Żółtowska.

Mimo wszystko stosunek społeczeństwa i jego praw do gladiatorów był ambiwalentny. Nie mogli oni na przykład piastować urzędów publicznych, bo walcząc na arenie pozbawiali się obywatelskiej godności. Pragnienie sławy czasem jednak okazywało się silniejsze

– Ten, kto z własnej woli wstąpił do szkoły gladiatorów, podpisywał specjalny kontrakt, w którym zgadzał się na to, żeby go zabito mieczem, ogniem, bito, et cetera. Wyrażał zgodę na wszystkie takie poczynania w czasie trwania jego kontraktu – mówiła Iwona Żółtowska. – Po wygaśnięciu kontraktu otrzymywał jako symbol uwolnienia od wszelkich zobowiązań drewniany miecz albo drewnianą laskę. Jeżeli ją zwrócił, oznaczało to, że ponawia swój kontrakt, odnawia swój klub. Aczkolwiek zdarzali się tacy gladiatorzy, którzy na przykład przeżyli 51 pojedynków i szczęśliwie dożywali emerytury – dodała.

Oczywiście tych, którzy dożywali chwili, w której mogli zakończyć przygodę z areną lub dzięki zgromadzonej fortunie mogli wykupić się z niewoli, było niewielu. Przecież ci, którzy przegrywali pojedynek, lecz nie ginęli na miejscu, musieli jeszcze poddać się sądowi widzów na trybunach.

– To jest obyczaj bardzo dawny, a mianowicie kiedy jeden z gladiatorów padał, publiczność wołała habet, hoc habet ("dostał", "ma za swoje"). Jeżeli publiczność machała chusteczkami i kierowała kciuk do góry, to oznaczało, że ten, który leży na arenie, może przeżyje, oczywiście jeśli cesarz potwierdzi tę decyzję. Kciuk skierowany w dół oznaczał decyzję wręcz przeciwną: miał być dobity – mówiła Iwona Żółtowska.

Badaczka zwróciła przy tym uwagę, że gest z użyciem kciuka jest dziś interpretowany według pewnego kanonu, ale uczeni spekulują, że nie musiało być wcale tak, że kciuk skierowany w górę był dobrym znakiem dla gladiatora ani że w ogóle wydawano wyrok w taki właśnie sposób (podejrzewa się, że kciuk mógł imitować ostrze miecza lub noża, którym widzowie markowali ruch podrzynania gardła).

Uważa się, że ostateczne zdanie w kwestii losu gladiatora należało do cesarza, w praktyce jednak potwierdzał on jedynie wolę rzymskiego ludu. Mało który ryzykował podjęcie odmiennej decyzji - mogło się to skończyć zamieszkami. W amfiteatrze niepodzielnie rządziła więc rzymska publiczność. – I była okrutna – podkreślił Jan Trynkowski. – Ułaskawiała z reguły tych bardzo dobrych, tych ulubionych, którzy cieszyli się wielką popularności i już zdążyli ją zdobyć. Dla tych mało znanych, tych, którzy walczyli "nieładnie", publiczność nie miała najmniejszej litości – mówił.

Kciuki widzów były jednak tylko jednym z bardzo wielu wymyślnych sposobów mordowania gladiatorów. Organizatorzy igrzysk w ciągu kilku wieków stworzyli naprawdę bogaty program walk, a wiele potyczek przeprowadzano z prawdziwie teatralnym rozmachem.

Uzbrojeni, bezbronni, zwierzęta i statki, czyli cyrk śmierci

– Gladiatorzy walczyli najczęściej jeden przeciwko drugiemu, ale bywało tak, że całe grupy walczyły przeciwko sobie. Niektóre walki były inscenizowane, czasem były to całe widowiska. Widownia zwykle reagowała ogromnie żywo. A wszystko z reguły było krwawe – podkreślił dr Jan Trynkowski.

– Gladiatorzy byli bardzo różni i różnie uzbrojeni – zauważyła w innej audycji Iwona Żółtowska Niektórzy nosili ciężkie zbroje, olbrzymie tarcze, pokaźne hełmy. Inny typ gladiatora to sieciarz, który walczył trójzębem, a przeciwnika miał obezwładnić używając sieci. Byli też gladiatorzy, którzy się posługiwali łukami. Używano ich wtedy, kiedy toczono pojedynki z dzikimi zwierzętami, ponieważ były nie tylko walki między ludźmi, lecz także człowieka z dzikim zwierzęciem bądź całą hordą dzikich zwierząt: im więcej człowiek zabije w pierwszej chwili strzałami, tym większe jego szanse – opowiadała.

Aby dostarczyć na arenę zwierzęta, organizowano niekiedy bardzo kosztowne wyprawy na przykład do Afryki, aby złowić możliwie najbardziej egzotyczne okazy. Nie wszystkie były w stanie przetrwać długi transport do Rzymu i wskutek niewłaściwej opieki umierały po drodze.

Gdy dotarły do celu, ich koszmar jednak dopiero się zaczynał. Zwierzęta były celowo drażnione przed walką, żeby pobudzić w nich skłonność do ataku. Niekiedy ich przeznaczeniem było po prostu stać i czekać na zaszlachtowanie przez człowieka. Cesarz Kommodus ku własnej uciesze potrafił podczas jednego występu ściąć głowy wielu strusiom naraz.

Mniej i bardziej egzotyczne drapieżniki służyły także do pobocznej, ale nie mniej umiłowanej przez lud rzymski rozrywki. Tym razem na arenę wypędzano nie gladiatorów, a m.in. chrześcijan lub inne źle widziane w państwie osoby, by dokonać na nich widowiskowej egzekucji.

Głównym nurtem igrzysk były jednak potyczki uzbrojonych wojowników. Aby urozmaicić przedstawienie, utworzono wiele osobnych kategorii gladiatorów. Odróżniało ich przede wszystkim wyposażenie oraz kostium.

"Najstarsze określenia gladiatorów wywodziły się od sposobu uzbrojenia - Samnis (Samnita) i Gallus (Gal)" – pisze Mirosław Kocur. - Najstarsze określenia gladiatorów wywodziły się od sposobu uzbrojenia - Samnis (Samnita) i Gallus (Gal). W I wieku p.n.e. pojęcia te zostały zastąpione przez murmillo, secutor, provocator, (h)yplomachus - wszystkie oznaczały ciężkozbrojnego. Taki gladiator miał na sobie hełm, długą, owalną lub prostokątną tarczę zakrywającą całe ciało, nagolennik i skórzaną opaskę na lewej nodze, na prawej tylko opaskę. Bronią były miecze o różnej długości. W II wieku n.e. pojawił się dimachaerus, gladiator walczący dwoma mieczami, trzymanymi w prawej i lewej ręce.

Do lekkozbrojnych zaliczano Traków (Thraex) i sieciarzy. Sieciarz (retiarius) walczył boso, bez hełmu i tarczy, do obrony służył mu tylko galerus - rodzaj niewielkiej, płaskiej tarczy mocowanej do lewego ramienia, wystarczająco dużej, by chronić twarz. W prawej ręce trzymał sieć i trójząb, w lewej sztylet. Traka chronił hełm i sięgające kolan metalowe nagolenniki. Tarczę miał małą, okrągłą lub prostokątną, walczył zakrzywionym sztyletem".

Ponieważ gladiatorzy musieli prezentować wysoką sprawność, każdego dnia, kiedy nie byli posyłani na śmierć na arenie, ćwiczyli w tzw. szkołach gladiatorów. Terminem tym najczęściej nazywano po prostu grupę niewolników skupionych wokół menedżera gladiatorów zwanego lanistą (o którym była już tu mowa). Tam właśnie wojownicy, posługując się m.in. drewnianymi kukłami, nieustannie trenowali swoje umiejętności.

– Proszę pamiętać, że to musieli być ludzie znakomicie przygotowani – mówił w Polskim Radiu dr Jan Trynkowski. – Publiczność znała się na tym bardzo dobrze i ktoś, kto był niewprawny, nie był przyjęty przez publiczność, choć oczywiście zdarzało się, że występowali ludzie niezawodowi – dodał.

Jednym z największych widowisk, jakie można było zorganizować w amfiteatrze, była naumachia (wojna morska). Areny - skonstruowane tak, by były maksymalnie szczelnie - na czas tego wydarzenia wypełniano tysiącami litrów wody. Na powstałe w ten sposób jezioro wypuszczano okręty bojowe (amfiteatry były ogromne, a ówczesne statki miały dość niewielkie rozmiary). Gladiatorów dzielono na dwie drużyny (mieli na przykład zagrać żołnierzy dwóch wrogich państw), a potem kazano walczyć tak, jak walczy się na morzu.

Jedna z takich naumachii, choć sama została zapomniana, dała dzisiejszej popkulturze jeden z mitów na temat gladiatorów. Wiele osób uważa, że tradycyjnym elementem występu na arenie było zawołanie przez walczących do cesarza słowami "Ave Caesar, morituri te salutant!" (""Witaj, Cezarze, idący na śmierć pozdrawiają cię"). Tymczasem najprawdopodobniej zdanie takie padło tylko raz, a usłyszał je cesarz Klaudiusz od uczestników naumachii w 52 roku n.e., co zresztą, jak w książce "Jeden dzień w starożytnym Rzymie" zauważył Alberto Angela, "skończyło się tragikomicznie".

"Klaudiusz odpowiedział na to pozdrowienie: »Albo i nie«, co gladiatorzy odebrali jako pozostawienie im wolnego wyboru, więc postanowili nie walczyć. Wzburzony cesarz musiał energicznie interweniować, żeby zmusić gladiatorów do walki".

Jak widać, ludzie zmuszani do walki na śmierć i życie chwytali się każdej nadziei, że jednak będą mogli spokojnie powrócić do swych codziennych bezpiecznych treningów, nawet jeśli pozostaną niewolnikami. Świadomość, że na arenie są jedynie przedmiotami rozrywki tłumu, a ich życie sprowadzone zostaje do igraszki łaknących widoku śmierci ludzi, musiała być dla wielu z nich nie do zniesienia. Mieli przecież świadomość, że mało kto wychodzi żywy z areny.

Próby pobieżnego obliczenia statystyki śmiertelności w samym tylko Koloseum podjął się wspomniany wyżej Alberto Angela, włoski paleontolog i popularyzator historii:

"Załóżmy (...), że śmiertelność wynosiła 50-100 osób miesięcznie, licząc łącznie skazańców i gladiatorów (to szacunki bardzo ostrożne jak na tak wielką budowlę, biorące pod uwagę okresy bez igrzysk). To oznacza, że zginęło tu od 270 tysięcy do ponad pół miliona ludzi. Niektórzy twierdzą zaś, że ta liczba mogła być znacznie, nawet dwukrotnie wyższa".

Biorąc po uwagę, że stałe amfiteatry znajdowały się w każdym większym mieście rzymskiego imperium (ważnym ośrodkiem były np. kampańskie Pompeje), można śmiało zakładać, że w ciągu kilku wieków zginęło być może nawet kilka milionów gladiatorów. Ostatecznie jednak kwestia ta musi pozostać w sferze przypuszczeń. Nawet cesarz Neron, który (m.in. za sprawą "Quo vadis" Sienkiewicza) nie cieszy się opinią litościwego władcy, potrafił w 57 roku zorganizować bezkrwawe igrzyska, podczas których nawet przestępcy nie spadł włos z głowy.

Do wielu prawd o życiu i śmierci gladiatorów zapewne nigdy nie uda się dotrzeć. Przeobrażenia, jakim poddawano igrzyska na przestrzeni wielu stuleci, utrudniają wyciągnięcie ogólnego wniosku o tym elemencie rzymskiej kultury. Kto wie jednak, czy jakieś nowe odkrycia archeologiczne nie rzucą nowego światła na historię gladiatorów.

***

Michał Czyżewski

Czytaj także

Słowa, które znajdziesz na cmentarzach. "Nie może być inaczej"

Ostatnia aktualizacja: 31.10.2024 05:55
Od hasłowych określeń po opisy dokonań. Od próśb o modlitwę po wyrazy żalu. Cytaty niosące pocieszenie, ale i słowa niepozostawiające miejsca na nadzieję. Te znane ze współczesnych cmentarzy napisy na grobach mają swoją długą wielowiekową historię. I bywają czasami zaskakujące.
rozwiń zwiń
Czytaj także

"Niech mu ziemia lekką będzie". Zwyczaje pogrzebowe starożytnych Greków i Rzymian

Ostatnia aktualizacja: 31.10.2024 05:50
Niektóre pogrzebowe zwyczaje Greków i Rzymian, takie jak rwanie włosów z głowy wśród płaczu i krzyków czy pocałunek w usta umierającego, mogą dziś zaskakiwać. Równocześnie wiele z antycznych obyczajów zostało przejętych przez rodzące się chrześcijaństwo i współcześnie ich obecność wydaje się zupełnie naturalna.
rozwiń zwiń