- Spory wewnętrzne w Niemczech po decyzji minister obrony Annegret Kramp-Karrbenbauer w sprawie rozpoczęcia programu zakupów myśliwców oznaczają, że do końca kadencji tej koalicji, do 2021 roku, zatrzymany zostanie proces pozyskania nowych samolotów – mówi portalowi PolskieRadio24.pl Justyna Gotkowska z Ośrodka Studiów Wschodnich.
Protest przeciw kontynuacji programu nuclear sharing zgłasza dominujące po przetasowaniach w koalicyjnej Socjaldemokratycznej Partii Niemiec (SPD) lewicowe skrzydło tej partii. Bazuje ono na niechęci obywateli Niemiec do energii jądrowej i do broni atomowej, jak też do obecnej administracji amerykańskiej. - Prawdopodobieństwo udziału partii Zielonych i/lub SPD w koalicji rządowej po 2021 roku jest bardzo duże – to oznaczać może dalszy pat w kwestii zakupu maszyn. Tymczasem używane do przenoszenia bomb jądrowych niemieckie samoloty Tornado starzeją się i będą wyłączane z użycia – zauważa Justyna Gotkowska. Los dalszego udziału RFN w nuclear sharing nie jest przesądzony – podkreśla – ale ryzyko jest bardzo poważne. Nowa koalicja po 2021 roku musi wdrożyć program zakupu nowej floty myśliwców – jeśli tego nie zrobi, Berlin w ciągu dekady straci możliwość realnego udziału w nuclear sharing.
Wojny w kosmosie, sztuczna inteligencja, odstraszanie cyberataków. "NATO zależy od inwencji, idei i energii"
Program nuclear sharing polega na rozmieszczeniu w niektórych państwach broni atomowej Stanów Zjednoczonych. Bomby B61 przenoszą samoloty wyznaczonych w ramach NATO sojuszników. To fundament nuklearnego odstraszania NATO, więzi transatlantyckich – zaznacza Justyna Gotkowska. Zaznacza, że osłabienie Sojuszu, poprzez wyjście Niemiec z tego programu, nie jest w interesie Polski, regionu, relacji transatlantyckich.
O tym, że ładunki atomowe mogłyby trafić do Polski, jeśli Niemcy zrezygnują z uczestniczenia w natowskim programie nuklearnym, napisała na Twitterze ambasador USA w Polsce Georgette Mosbacher.
Jak mówi Justyna Gotkowska, nie jest to jednak automatyczne. Nuclear sharing to program NATO – a w kwestii jego rozszerzenia zdania sojuszników są podzielone, bo część krajów, jak zaznacza nasza rozmówczyni, inaczej niż Polska i nasz region, uznaje za wiążącą umowę NATO-Rosja.
Nasza rozmówczyni przypomniała, że równolegle toczy się druga istotna dyskusja „atomowa” – bo już wcześniej dyskutowano o możliwości rozmieszczenia w Europie rozwijanych obecnie w USA rakietowych systemów lądowego bazowania pośredniego zasięgu w związku z łamaniem przez Rosję Traktatu INF - o całkowitej likwidacji pocisków balistycznych i rakietowych pośredniego i średniego zasięgu.
- Obecnie tweet ambasador USA rozpatrywałabym w kontekście sytuacji w Niemczech, wywierania presji na Berlin. Dyskusje na poważnie o tym, kto i czy powinien zastąpić Niemcy, jeśli nie dojdzie do zakupu nowych samolotów dla Bundeswehry, powrócą – ale dopiero za kilka lat, w 2022-2024 roku – zaznaczyła nasza rozmówczyni.
Więcej w rozmowie.
PolskieRadio24.pl: Uwagę wielu osób przyciągnął ostatnio tweet ambasador USA w Polsce, Georgette Mosbacher, dotyczący zasobów nuklearnych w ramach programu NATO zwanego "nuclear sharing". "Jeśli Niemcy nie chcą uczestniczyć w programie udostępniania broni jądrowej w ramach NATO, być może Polska przyjmie u siebie ten potencjał" - napisała na Twitterze ambasador USA w Polsce Georgette Mosbacher. I przy tej okazji wiele osób dowiedziało się, że w Niemczech wywiązała się dyskusja na temat udostępniania broni jądrowej w ramach NATO. Pojawił się sprzeciw wobec modernizacji niemieckiej floty samolotów uczestniczących w nuclear sharing. Zacznijmy może od tego, czym jest ten program?
Justyna Gotkowska, Ośrodek Studiów Wschodnich: Program nuclear sharing wywodzi się z czasów zimnej wojny i zakłada przenoszenie amerykańskiej broni jądrowej przez samoloty europejskich sojuszników. Amerykańska broń jądrowa jest ulokowana w kilku państwach członkowskich NATO. Są to właśnie m.in. Niemcy, gdzie amerykańska broń jądrowa jest składowana w bazie sił powietrznych w Büchel w Nadrenii-Palatynacie. Broń atomowa USA w ramach tego programu znajduje się także w Belgii, Holandii, we Włoszech i prawdopodobnie nadal jeszcze w Turcji – co do tego jednak można mieć wątpliwości po ostatnich tarciach na linii Ankara-Waszyngton.
Bomby atomowe B61 są składowane w tych krajach w bazach będących pod ochroną amerykańskich sił zbrojnych. Jeśli w ramach NATO wyrażona byłaby zgoda do przeprowadzenia operacji nuklearnej i wykorzystania tej broni, nastąpiłaby aktywacja systemu. Na to musiałby się zgodzić oczywiście prezydent USA i władze państwa, na którego terytorium broń ta się znajduje. Wówczas ładunki atomowe USA byłyby przenoszone przez samoloty europejskich sojuszników, w tym przypadku – przez Niemcy.
Do takiej sytuacji nigdy dotąd nie doszło. Program został wdrożony w czasie zimnej wojny. Wówczas miał znaczenie i wojskowe, i polityczne, pokazując, że amerykański parasol atomowy nad Europą jest rzeczywiście silny, a odpowiedzialność i ryzyka związane z wykorzystaniem broni atomowej rozkładają się po równo na Stany Zjednoczone i na europejskich sojuszników.
Program nuclear sharing ma wciąż ogromne znaczenie polityczne. Świadczy nadal, mimo końca zimnej wojny, o tym, że USA i Europa są silnie połączone nie tylko w kwestii konwencjonalnego, ale również nuklearnego odstraszania w ramach NATO.
To jeden z ważnych elementów relacji transatlantyckich, mimo że część ekspertów wojskowych twierdzi, że trudno sobie wyobrazić sytuację, w której ta broń rzeczywiście może zostać wykorzystana, ponieważ gdyby doszło do ataku nuklearnego ze strony Rosji na państwa NATO i do decyzji o kontrataku ze strony Sojuszu, Stany Zjednoczone zdecydowałyby się na inne środki przenoszenia ładunków jądrowych, i niekoniecznie na wykorzystanie do tego celu europejskich myśliwców. Uważają oni, że ze względów operacyjnych byłoby to trudne.
Są jednak i tacy eksperci, którzy mówią, że tego rodzaju scenariusze są jak najbardziej realne. Byłoby to ważne, gdyby sojusznicy chcieli zasygnalizować wspólną odpowiedź na wykorzystanie broni atomowej przez Rosję.
Aktywacja programu nuclear sharing – w którym bomby B61 przenoszone są przez europejskich sojuszników, byłaby najwłaściwszą odpowiedzią w tej sytuacji, bo pokazywałaby, że NATO jest zjednoczone, Stany Zjednoczone współpracują z Europejczykami również na tym froncie i nie ma tutaj żadnych podziałów.
Program ten pokazuje, jak silny jest sojusz NATO i na jak dużym zaufaniu się opiera – możliwe jest dzielenie się bronią atomową.
Program dowodzi, że NATO to sojusz obronny, amerykańsko-europejski. Pokazuje, że potrafimy się dzielić ryzykiem i odpowiedzialnością, że mamy do siebie zaufanie. To dowód, że Amerykanie są zaangażowani w bezpieczeństwo Europy.
Sytuacja korzystna dla wszystkich – dla Stanów Zjednoczonych, a dla Europy tym bardziej. Gwarantuje fundamentalną kwestię – bezpieczeństwo. Tymczasem część sceny politycznej w Niemczech, jak wskazała pani w analizie Ośrodka Studiów Wschodnich, występuje przeciwko nuclear sharing, przeciwko programowi umieszczania broni nuklearnej na terenie Niemiec. Dlaczego?
Ta perspektywa, którą przedstawiłam wyżej, to wizja transatlantycka…
Niezwykle istotna dla naszego bezpieczeństwa.
To perspektywa wschodniej flanki, Stanów Zjednoczonych, środowisk transatlantyckich w Niemczech i Europie Zachodniej. Jednak w Europie Zachodniej występuje i inna perspektywa dotycząca broni atomowej i także programu nuclear sharing.
Trzeba dodać, że podobne dyskusje jak w Niemczech toczą się też w innych państwach, Belgii czy Holandii. Są środowiska, generalnie środowiska lewicowe, które opowiadają się przeciw broni jądrowej jako takiej. Do nich zalicza się niemiecka Lewica (Die Linke), duża część SPD. Te same partie krytykują też politykę bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych i administrację prezydenta Donalda Trumpa. Partia Lewicy (Die Linke) jest całkowicie przeciwko broni nuklearnej, jest także za wycofaniem Niemiec z NATO.
Dla odmiany część polityków SPD jest za wycofaniem broni jądrowej z terytorium Niemiec – ale nie podważają oni sojuszu z USA w ramach NATO. Przewodniczący frakcji SPD w Bundestagu Rolf Mutzenich mówił, że nie sprzeciwia się polityce odstraszania nuklearnego NATO per se, widzi, że jest ona istotna i musi być prowadzona jeszcze co najmniej przez jakiś czas, ale nie chce broni jądrowej na terytorium Niemiec. Związane jest to z tym, że wielu Niemców sprzeciwia się i atomowi, i broni atomowej jako takiej. Stąd wcześniejsza decyzja kanclerz Angeli Merkel, przyspieszona po awarii elektrowni w Japonii, o wycofywaniu się całkowicie z energetyki jądrowej.
Niemcy wyłączają ostatnie elektrownie atomowe.
Ta decyzja ma duże poparcie społeczne. Z sondaży wynika także, że około 60-70 procent społeczeństwa sprzeciwia się składowaniu amerykańskiej broni jądrowej w Niemczech.
Na tym bazuje SPD, która po ostatnich wyborach kierownictwa w ramach partii przesunęła się na lewo. Lewicowe skrzydło SPD zaczyna dominować. Jest ono bliższe ruchom prorozbrojeniowym niż realistom, którzy wcześniej dominowali w SPD i zdawali sobie sprawę, że udział Niemiec w programie nuclear sharing jest ważny dla NATO, dla wschodniej flanki, dla relacji z USA i polityki wobec Rosji. Ci pragmatyczni politycy SPD są nadal w rządzie, pełnią ważne funkcje – to choćby szef MSZ Heiko Maas czy wicekanclerz i minister finansów Olof Scholz. Jest to jednak mniejszość, nie mają głosu decyzyjnego dotyczącego stanowiska partii. Ta zaczyna się kierować pacyfistyczno-populistycznymi odruchami.
Zauważa się, że postulat nuclear sharing wpisany jest do umowy koalicyjnej SPD-CDU/CSU. Eksperci od dłuższego czasu zauważają, że poparcie dla SPD bardzo mocno spadło. Partia ta zaczęła szukać pomysłu na siebie. I wygląda na to, że chwyta się brzytwy?
Poparcie dla SPD bardzo mocno spadło w ostatnich latach. Wejście w 2018 roku w koalicję z chadecją było krytykowane wewnątrz partii. W zeszłym roku odbyły się wewnętrzne wybory na przewodniczących partii, które niespodziewanie wygrały dwie bardzo mało znane osoby – Saskia Esken i Norbert Walter-Borjans – wywodzące się z lewicowego skrzydła SPD. Inny istotny polityk to obecny przewodniczący frakcji SPD w Bundestagu, od którego zaczęła się ta dyskusja, Rolf Mützenich. Jest on zagorzałym zwolennikiem polityki rozbrojeniowej, sprzeciwia się od lat broni atomowej i programowi nuclear sharing.
Z naszej perspektywy niemieckie dyskusje o broni atomowej nie biorą pod uwagę szerszego kontekstu – relacji z Rosją, relacji amerykańsko-europejskich. Politycy, którzy prowadzą taką dyskusję, kierują się raczej partykularnym interesem i nie patrzą na szerszy kontekst europejskiego bezpieczeństwa.
To nie tylko nie podoba się Polsce i USA, ale także na przykład Francji. Lewica bowiem i część SPD sprzeciwia się także potencjalnemu europejskiemu odstraszaniu nuklearnemu, w którym w zamyśle Paryża główne skrzypce grałaby Francja. Zatem pomysły prezydenta Emmanuela Macrona na wzmocnienie europejskiej autonomii strategicznej poprzez wzmocnienie komponentu nuklearnego także napotykają na protest SPD.
Może SPD próbuje dość rozpaczliwie zdobywać procenty poparcia przed wyborami, wykorzystując nastawienie Niemców w kwestii atomu. Bardzo szkoda, że nie apelują do Rosji o rozbrojenie.
Punktem wyjścia do dyskusji był krok minister obrony Niemiec Annegret Kramp-Karrenbauer, która stwierdziła, że trzeba zdecydować o zakupie następcy samolotów Tornado, z których część wykorzystywana jest do przenoszenia amerykańskich bomb atomowych.
Te samoloty są dość stare, odwlekano decyzję o zakupie nowych, właśnie ze względu na sprzeciw SPD. Jednak decyzję trzeba było kiedyś podjąć.
Decyzja AKK wywołała sprzeciw lewicowego skrzydła SPD, podniosły się głosy, że nie może ono sobie pozwolić na to, żeby w trakcie rządów wielkiej koalicji podjęto decyzję o zakupie samolotów do przenoszenia broni jądrowej. Lewicowa SPD próbuje się zaś prezentować jako ugrupowanie coraz bardziej pacyfistyczne.
PAP
Tym bardziej że wybory coraz bliżej.
Wybory planowo mają się odbyć w 2021 roku. Wcześniej wydawało się, że wybory możliwe są wcześniej, ze względu na duże tarcia między koalicjantami. Jednak teraz wydaje się, że rząd wielkiej koalicji dotrwa do jesieni 2021 roku, zjednoczony walką z pandemią i jej skutkami. Nie jest to jednak całkiem pewne, nie znamy bowiem wciąż skutków ekonomicznych pandemii i ich wpływu na nastroje społeczne i wewnątrzpartyjne.
Jednak decyzja w sprawie samolotów została podniesiona przez AKK, sprawie nadano bieg? Jakie zatem konsekwencje będzie miał ten spór?
Zamiar minister obrony nie przesądza, że samoloty zostaną zakupione. Minister podjęła decyzję o wyborze samolotów i przygotowaniu programu. Jednak do rzeczywistego zakupu droga daleka.
Decyzja AKK oznaczała, że MON ma przygotować odpowiedni program, wystosować zapytanie do Stanów Zjednoczonych w ramach systemu Foreign Military Sales. Jednak w związku ze sprzeciwem SPD najprawdopodobniej program nie będzie przygotowany, a zakup miałby mieć miejsce dopiero po kolejnych wyborach do Bundestagu, po 2021 roku.
Sprzeciw SPD oznacza, że nie będzie przygotowania programu zakupu nowych samolotów przenoszących broń jądrową w tej kadencji. To znaczy, że rozwiązanie tego problemu staje przed następną koalicją, jakakolwiek ona będzie.
Dyskusje na ten temat będą coraz trudniejsze. Prawdopodobnie nie będzie kolejnej wielkiej koalicji CDU/CSU-SPD, bo lewicowe skrzydło SPD nie będzie do niej skłonne. Możliwe są koalicje CDU/CSU-Zieloni, Zieloni-SPD-Lewica, i ewentualnie, co mało prawdopodobne, koalicja CDU/CSU z liberałami.
W przypadku dwóch koalicji CDU/CSU-Zieloni, Zieloni-SPD-Lewica, zakup samolotów będzie trudny – bo Zieloni są tak jak SPD podzieleni w sprawie broni atomowej. W łonie Zielonych może nie być zgody w sprawie zakupu samolotów. To oznaczać będzie pat.
Zostalibyśmy zatem z brakiem decyzji o zakupie samolotów. Prawdopodobnie nie będzie też decyzji przyszłego rządu RFN o wyjściu z programu nuclear sharing. Niezakupienie samolotu będzie jednak oznaczać ni mniej, ni więcej, że choć Niemcy biorą udział w programie, do kolejnych wyborów i pewnie do następnych, to będą powoli tracili zdolności potrzebne do realizacji misji nuklearnych. Możliwość użytkowania samolotów Tornado kończy się gdzieś między 2025 a 2030 rokiem. Są to stare maszyny, będzie brakować do nich części zamiennych. Berlin zacznie je stopniowo wycofywać.
Jest to perspektywa 10 lat. I wygląda obecnie na to, że właśnie w ten sposób Niemcy w ciągu dekady mogą wycofać się z tego programu.
To skomplikowana sytuacja, pytanie, do czego to może doprowadzić.
Owszem, jest i inny scenariusz. Być może naciski w samych Niemczech, a także ze strony innych państw NATO sprawią, że Zieloni i SPD przemyślą swoje stanowiska i stwierdzą, że racją stanu Niemiec jest dalszy udział w tym programie. Stąd mamy artykuł ambasadora USA Richarda Grenella w Niemczech, pokazujący, że udział Niemiec w nuclear sharing jest ważny dla bezpieczeństwa Europy. Także tweet ambasador USA w Polsce Georgette Mosbacher przede wszystkim wywiera presję na Berlin.
"Jeśli Niemcy nie chcą uczestniczyć w programie udostępniania broni jądrowej w ramach NATO, być może Polska przyjmie u siebie ten potencjał" - napisała na Twitterze ambasador USA w Polsce Georgette Mosbacher.
Przeniesienie broni atomowej USA do Polski nie byłoby korzystne dla Niemiec – według komentatorów niemieckich. Piszą oni, że naruszałoby to Akt Stanowiący NATO-Rosja z 1997 roku, w którym Sojusz zobowiązuje się do niestacjonowania broni atomowej w nowych państwach członkowskich. Niemcy i kilku innych sojuszników uznają ten dokument za wiążący. Polska już nie. Niemieccy komentatorzy zaznaczają też, że wówczas Polska zyskałaby na politycznej pozycji w Sojuszu, a Niemcy by straciły.
Ze względu na to, że złamała go Rosja, która wciąż stanowi zagrożenie dla państw NATO, dla państw regionu.
Tak, środowisko bezpieczeństwa w Europie diametralnie się zmieniło w porównaniu do 1997 roku. I winę za to ponosi Rosja ze względu na aneksję Krymu i interwencję zbrojną we wschodniej Ukrainie.
Takie dyskusje, o przeniesieniu broni atomowej do Polski, mają zatem miejsce.
Jednak trzeba przyznać, że przeniesienie broni atomowej z Niemiec do Polski nie byłoby łatwe. Potrzebna byłaby wola polityczna ze strony polskiego rządu, a przede wszystkim ze strony Stanów Zjednoczonych. Tutaj sytuacja może wyglądać różnie, w zależności od tego, kto wygra tegoroczne wybory prezydenckie w USA. Być może obecna administracja Donalda Trumpa byłaby skłonna do takiego kroku. Gdyby jednak wybory wygrali Demokraci na czele z Joe Bidenem – to moim zdaniem mogliby niechętnie odnieść się do tego pomysłu, stawiając za priorytet odbudowę relacji z państwami Europy Zachodniej.
Do tego dyskusje na ten temat byłyby trudne w NATO. Nuclear sharing nie jest bowiem programem bilateralnym, to program natowski. Zgoda w ramach NATO nie byłaby łatwa do uzyskania. W kontekście broni nuklearnej część państw inaczej niż Polska patrzy na uzgodnienia Rosja-NATO.
Nie zauważają, że Rosja stanowi zagrożenie dla wielu państw NATO.
Trzeba też dodać, że całkowite wycofanie broni nuklearnej USA z Niemiec nie byłoby korzystne dla regionu. Niemcy są ważnym sojusznikiem dla USA, mimo że zdolności Bundeswehry są ograniczone. Chodzi o transport żołnierzy i sprzętu przez Niemcy, amerykańskie bazy w RFN, całe zaplecze logistyczne dla prowadzenia operacji obrony zbiorowej na wschodniej flance Sojuszu. Ćwiczenia Defender 2020 pokazały, jak ważne dla wschodniej flanki, dla NATO są takie państwa, jak Holandia ze swoimi portami, Niemcy w zakresie logistyki.
Wycofanie broni atomowej z RFN osłabiłoby relacje Niemiec i USA, i nie wiadomo, jak w tej sytuacji postąpiłyby Belgia czy Holandia. Tamtejsze społeczeństwa też są negatywnie nastawione do broni atomowej. Jeśli USA wycofałyby całkowicie broń atomową z Europy, osłabiłoby to politykę odstraszania wobec Rosji. Moskwa z zadowoleniem przyjęłaby, że sojusz europejsko-amerykański się osłabia, a to nie byłoby korzystne dla Polski i dla państw bałtyckich.
Stacjonowanie broni jądrowej USA na terytorium Polski to jest temat, o którym można dyskutować, jeśli Niemcy będą powoli wychodziły w przyszłości z programu w NATO. Trzeba jednak sobie zdawać sprawę z trudności i konsekwencji takich dyskusji.
Tweet ambasador USA o broni nuklearnej brzmi poważnie: wygląda to na coś więcej niż przypadkowo wtrącona refleksja czy nagła idea, to za poważna sprawa. Być może jednak dyskusja o nuclear sharing nie musi się odbywać w konwencji "albo Niemcy, albo Polska". Przypomina się w tym kontekście wypowiedź byłego wiceministra obrony, wówczas, w 2015 roku, zastępcy Antoniego Macierewicza, Tomasza Szatkowskiego.
Ministerstwo zapewniało jednak wówczas, że nie prowadzimy rozmów w kwestii nuclear sharing. Polska raczej nie rozmawiała o możliwości udziału w przenoszeniu broni jądrowej czy składowaniu jej w Polsce. Nasz kraj zaczął natomiast brać udział w ćwiczeniach jądrowych Sojuszu, w których polskie F-16 eskortowały samoloty sojuszników przenoszące głowice nuklearne.
Tweet ambasador USA rozpatrywałabym obecnie w kontekście sytuacji w Niemczech. Dyskusje o tym, kto i czy powinien zastąpić Niemcy, jeśli nie dojdzie do zakupu samolotów, powrócą – ale dopiero za kilka lat, w 2022-2024 roku.
Rysuje się zatem pewien problem do rozwiązania. Na razie wszyscy mają nadzieję, że sam się jakoś rozwiąże?
Tak, ale nawet Amerykanie stwierdzili, że sprawa jest na tyle poważna, że potrzebny jest nacisk na Berlin z ich strony. Trudno przesądzać, jak zakończy się ta sprawa. Powiedziałabym, że szanse są pół na pół. Ryzyko wycofania się Niemiec z programu nuclear sharing ze względu na niezakupienie samolotów jest obecnie dosyć duże.
PAP
Czyli jednak wszystkie opcje są na stole?
Jeśli Niemcy będą powoli się wycofywać, dyskusje o nuclear sharing wrócą. To dyskusja, która potencjalnie może wywołać podziały w NATO. Kluczowe jest pytanie o przyszłą administrację amerykańską i o to, jakie ona zajmie stanowisko. Administracja Trumpa jest silnie krytykowana w Niemczech. Administracja Bidena nie byłaby tak krytykowana w Berlinie, ale wówczas moim zdaniem opcja przeniesienia broni USA do Polski może być bardziej kontrowersyjna w samym Waszyngtonie. Ważne jest też, jak za te kilka lat będą wyglądały relacje na linii Zachód-Rosja.
Wtedy być może będą prowadzone dyskusje na temat innych rozwiązań.
Wiele zależy od dalszej polityki USA wobec Europy. Ważne jest, jak będzie wyglądała polityka amerykańskiej administracji po zbliżających się wyborach prezydenckich. Tego jeszcze dokładnie nie wiemy, bo reelekcja Donalda Trumpa nie jest pewna.
Dyskusje na temat obecności broni jądrowej na terenie Polski i tak są prowadzone niezwykle ostrożnie.
Dyskusje na temat broni atomowej miały miejsce także po wygaśnięciu Traktatu INF. Zastanawiano się, co zrobić w związku z łamaniem tego układu przez Rosję. Pojawiły się dyskusje o stacjonowaniu amerykańskich systemów rakietowych pośredniego zasięgu w Europie – chodzi o systemy, które Amerykanie dopiero rozwijają i które także mogłyby przenosić ładunki atomowe. Jest to jednak kwestia bardzo kontrowersyjna w Sojuszu, który uznał, że na tym etapie podejmie inne działania w związku z łamaniem przez Rosję Traktatu.
Przed nami jednak perspektywa kilku lat, w ciągu których wiele może się zmienić. Na razie dyskutujemy o tym z naszej perspektywy – i czasami patrzymy na sytuację za bardzo statycznie, nie zawsze uwzględniając zmiany w administracji w USA w relacjach z Rosją, z Chinami, czy w dyskusjach w NATO na ten temat.
Szukamy możliwości, bo to wszystko wiąże się ściśle z naszym bezpieczeństwem, z tym na ile potrafimy i możemy je zagwarantować naszemu krajowi, naszemu regionowi, NATO.
Fakt, że w Niemczech rozważane jest wycofanie amerykańskiej broni atomowej, cieszy Rosję. Każde zmniejszanie obecności wojskowej USA w Europie, a to byłby duży krok w tę stronę, jest witane w Moskwie z dużym zadowoleniem.
Powadzenie tego rodzaju dyskusji w Niemczech na tak wysokim szczeblu pokazuje, że ta sprawa może być poważnym wyzwaniem dla NATO.
Dodajmy, że tego rodzaju inicjatywa była wcześniej podjęta także przez szefa MSZ Niemiec Guido Westerwellego – podczas koalicji chadecji z liberałami. Ta kwestia została nawet wpisana do programu koalicyjnego, wszyscy jednak wówczas wiedzieli, że de facto nie jest to poważny postulat.
Teraz jest inaczej. Dyskusje w Niemczech są bardzo gorące. Wszyscy istotni analitycy, politycy zajmujący się bezpieczeństwem biorą w nich udział. Z wyrazistym apelem wystąpili ambasador amerykański w Niemczech, ambasador USA w Polsce.
To pokazuje, że ryzyko stopniowego wyjścia Niemiec z programu nuclear sharing jest poważne.
Wniosek wydaje się taki, że trzeba poważnie przygotować się na taką ewentualność. Inny ważny wniosek, że przy analizowaniu bezpieczeństwa warto mieć przed oczyma dwie płaszczyzny: bezpieczeństwo Polski w NATO, ale i trwałość NATO i transatlantyckich relacji.
To jednak nie pierwszy raz, gdy mowa jest o przeniesieniu części zasobów USA z Niemiec do Polski. Wcześniej mówiło się o ew. przeniesieniu części baz z Niemiec do Polski.
Polska i Niemcy ustawiają się czasem w szyku konkurencyjnym, czasem są tak ustawiane w debatach.
Jednak trzeba pamiętać, że przeciwstawianie zaangażowania USA w Polsce zaangażowaniu USA w Niemczech nie jest dla nas zawsze korzystne.
Trzeba pracować na rzecz zwiększenia obecności amerykańskiej w Polsce, ale trzeba przyczyniać się również do tego, żeby więzy wojskowe Niemiec i USA były również silne, bo to także element naszego bezpieczeństwa.
Zatem by budując ważną konstrukcję, nie nadwątlić innej, równie ważnej. Nie zawsze trzeba je postrzegać w kategoriach "albo-albo".
***
Z Justyną Gotkowską z Ośrodka Studiów Wschodnich rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl