Wiceminister spraw zagranicznych był pytany w Telewizji Republika m.in. o pojawiające się w czasie debaty w Sejmie o sytuacji na granicy polsko-białoruskie opinie, że Polska była zbyt mało aktywna na polu dyplomatycznym.
- To były dziesiątki rozmów z różnymi krajami, na różnych szczeblach, z państwami UE i spoza, (...) prezentujące nie tylko to, co się dzieje, ale także nasze obawy, w którą stronę zmierza sytuacja - powiedział wiceminister.
- Paradoks polega na tym, że wtedy te argumenty nie były przyjmowane. Wszyscy mówili: to kryzys, który za kilka tygodni się skończy, trzeba tym ludziom pomóc, to problem dwustronny. Do tego można sprowadzić to, co słyszeli nasi dyplomaci, wiceministrowie i minister Zbigniew Rau - dodał.
Wawrzyk stwierdził, że zdanie UE i innych krajów na temat sytuacji jednak się zmieniło. - Pierwotnie wszyscy mówili o sytuacji zwracając uwagę na kontekst dwustronny i wyłącznie kontekst imigracyjny. Ale kiedy doszło do eskalacji na granicy, o której my uprzedzaliśmy, że w tym kierunku sytuacja zmierza, problem zauważono - wskazał.
Istotne jest - jak mówił wiceminister - pokazanie białoruskiemu prezydentowi, że podejmowane przez niego działania nie opłacają się ani politycznie, ani finansowo.
Sankcje, sankcje i jeszcze raz sankcje
- Problem jest w tym, żeby Łukaszenka zobaczył, że to mu się finansowo i politycznie nie opłaci; czyli inaczej mówiąc – sankcje, sankcje i jeszcze raz sankcje, maksymalnie radykalne sankcje nałożone na Łukaszenkę osobiście, bo specjalnie nie używam określenia "na Białoruś" , tylko "na Łukaszenkę i powiązane z nim osoby", bo do tego się de facto cały problem sprowadza - ocenił wiceminister Wawrzyk.
- Oni tracą duże pieniądze na sankcjach, które zostały wprowadzone po uprowadzeniu samolotu linii Ryanair i to jest w pewnym sensie ich rewanż za to, Łukaszenki i jego otoczenia. Gdyby teraz te sankcje poszły dalej, jeszcze bardziej zacieśniły im pole działania, na polu biznesowym wyłącznie, to myślę, że to będzie ten sygnał, którym unia może najbardziej wpłynąć na Łukaszenkę, by zrezygnował z tego, co robi - dodał.
Od początku roku Straż Graniczna zanotowała ponad 33 tys. prób nielegalnego przekroczenia granicy polsko-białoruskiej. Od 2 września w związku z presją migracyjną w przygranicznym pasie z Białorusią w 183 miejscowościach woj. podlaskiego i lubelskiego obowiązuje stan wyjątkowy.
Do połowy przyszłego roku na odcinku granicy z Białorusią ma powstać stalowy płot. Zapora powstanie na długości 180 km na terenie Podlasia. Na terenie Lubelszczyzny naturalną zaporą jest rzeka Bug. Wzdłuż granicy zamontowane będą czujniki ruchu oraz kamery.
IAR/PAP/dad