Na początku listopada br. media zachodnie podały, że Rosja koncentruje swoje siły przy granicy z Ukrainą. Dyrektor studiów nad Rosją w organizacji non-profit CNA, Michael Kofman oceniał, że zdjęcia satelitarne pokazują, że siły 41. armii, zwykle stacjonującej w Nowosybirsku, po ćwiczeniach w europejskiej części Rosji nie wróciły na Syberię, lecz połączyły się z innymi siłami rosyjskimi w pobliżu granicy z Ukrainą. Gromadzenie wojsk oceniano jako największe od lata br.
Niemniej, według ministerstwa obrony Ukrainy w rejonie granicy i na anektowanym Krymie już od kilku lat Rosja utrzymuje około 90 tysięcy żołnierzy. Są to wojska 8. i 20. armii Południowego i Zachodniego Okręgu Wojskowego oraz siły i środki rosyjskiej Floty Czarnomorskiej. Oprócz tego w pobliżu granicy stacjonują grupy 4. i 6. armii sił powietrznych i obrony przeciwlotniczej. Ponadto - według ministerstwa obrony Ukrainy - na terenach Donbasu kontrolowanych przez separatystów działają dwa korpusy rosyjskich wojsk - 1. i 2. korpus armijny.
Szczególnym zagrożeniem - 3. dywizja zmechanizowana
Dla Ukrainy szczególnym zagrożeniem militarnym są siły 3. dywizji zmechanizowanej, stacjonującej zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od granicy - powiedział niedawno agencji UNIAN ukraiński komentator wojskowy Ołeh Starikow. Dywizja ta rozlokowana jest w pobliżu miejscowości Boguczar (obwód woroneski w Rosji) i Wałujki (obwód biełgorodzki).
Również z listopada br. pochodzą doniesienia portalu Politico o wojskach Rosji w rejonie Jelni w obwodzie smoleńskim; według niektórych ocen były to także siły 41. armii. W rejonie Jelni stacjonuje 144. dywizja zmechanizowana, tworzona od 2014 roku. Jej pododdziały rozlokowane są także w obwodzie briańskim. Jelnia znajduje się nieco ponad 100 km od granicy z Białorusią.
Na rosnącą obecność wojsk rosyjskich na Białorusi zwrócono uwagę, gdy oba kraje prowadziły wielkie manewry Zapad 2021. Oba kraje przeprowadziły w tym roku rekordową liczbę wspólnych ćwiczeń wojskowych. W rezultacie dokonywała się stała rotacja sił, co Michael Kofman oceniał jako ustanawianie na Białorusi faktycznie ciągłej rosyjskiej obecności wojskowej.
Rosjanie w Grodnie
Równolegle, w sierpniu br. do Grodna, leżącego przy granicy z Polską i niedaleko granicy z Litwą, przybyły oddziały rosyjskich wojsk rakietowych, jak podano - po to, by tworzyć tam wspólne rosyjsko-białoruskie centrum szkolenia sił lotniczych. Nie podano danych o liczbie żołnierzy ani o sprzęcie, który sprowadzili na Białoruś.
Dotąd Rosja utrzymywała na Białorusi dwa obiekty wojskowe: stację radiolokacyjna w Hancewiczach i punkt łączności marynarki wojennej w okolicy Wilejki. Liczbę stacjonujących tam stale żołnierzy rosyjskich białoruski ekspert Jahor Lebiadok szacuje na 850 osób. Formalnie są to obiekty wojskowe, a nie bazy. Do zadań stacji w Hancewiczach należy wykrywanie pocisków balistycznych i obiektów kosmicznych. Punkt łączności w Wilejce pomaga ministerstwu obrony Rosji podtrzymywać łączność z okrętami, w tym podwodnymi.
Kreml naciska na Mińsk
Od połowy zeszłej dekady Rosja naciska na Białoruś w sprawie stworzenia bazy lotniczej, prawdopodobnie w Bobrujsku lub Baranowiczach, ale Mińsk dotąd się temu opierał. Jednak w lipcu br. Alaksandr Łukaszenka oświadczył, że jeśli wymagać tego będzie bezpieczeństwo Państwa Związkowego, to na Białorusi mogą być rozmieszczone siły zbrojne Rosji ze wszelkiego rodzaju uzbrojeniem.
Zdaniem rosyjskiego komentatora wojskowego Pawła Felgenhauera Rosja może szybko wprowadzić swoje siły na Białoruś. W rozmowie z PAP Felgenhauer wskazał, że Rosja ma dziś ponad 130 taktycznych grup batalionowych stałej gotowości. Każda z nich liczy ok. 800 ludzi. Dla porównania, siły NATO w Polsce i krajach bałtyckich to cztery bataliony, choć nieco większe niż rosyjskie (około tysiąca ludzi).
NATO może uruchomić program "Cztery razy 30", czyli Inicjatywę Gotowości NATO. Przewiduje ona, że Sojusz byłby w stanie uruchomić 30 batalionów zmechanizowanych, 30 eskadr lotniczych i 30 okrętów bojowych w ciągu 30 dni. Mogłyby one zostać skierowane np. do krajów bałtyckich i Polski. Ale to zajmie 30 dni, a Rosja może działać znacznie szybciej - uważa Felgenhauer.
PAP/dad