Zasugerował też Amerykanom, by ukarali polityków łamiących prawo, odnosząc się do wydarzeń z 6 stycznia 2021 roku i szturmu zwolenników ówczesnego prezydenta USA Donalda Trumpa na Kapitol.
Mówiąc o podwojeniu wydatków na obronę szef polskiej dyplomacji odpowiedział na pytanie publicysty CNN Fareeda Zakarii dotyczące słów Trumpa, który sugerował, że Ameryka nie stanie w obronie krajów, które nie płacą należnych kwot na obronę.
- Mamy nadzieję, że to jest tylko kwiecisty styl byłego prezydenta Trumpa, że w rzeczywistości chodzi mu o to, że naprawdę chce, byśmy wydawali 2 proc. PKB na obronę. Polska wydaje 2 proc. od 15 lat, teraz doszliśmy do obowiązkowych 3 proc. i w rzeczy samej będziemy wydawać blisko 4 proc. PKB. I powiem więcej, jeśli będzie taka konieczność, jeśli Putin naprawdę nam zagrozi, podwoimy to, bo nie będziemy nigdy więcej rosyjską kolonią - powiedział Sikorski w wywiadzie nagranym w czwartek w Nowym Jorku.
Dodał, że choć Trump miał rację, domagając się zwiększenia wydatków od sojuszników, to NATO nie jest osiedlową firmą ochroniarską, w której sojusznicy płacą USA za ochronę. Przypomniał, że Polska wysłała przed laty do Afganistanu brygadę do trudnej prowincji Ghazni, odpowiadając na apel Ameryki i powołanie się na artykuł piąty Traktatu Waszyngtońskiego.
Sikorski: sojusze są korzystne również i dla USA
Argumentował też, że sojusze są korzystne zarówno dla USA, jak i dla pozostałych aliantów. Zwrócił przy tym uwagę na europejskie zakupy zbrojeniowe w USA na kwotę 90 mld dolarów i kupowany przez Polskę amerykański sprzęt o wartości 50 mld USD.
Sikorski oświadczył, że Polska kupuje to uzbrojenie nie tylko dlatego, że jest dobre, ale też by "być w dobrych łaskach" u Ameryki. Przestrzegł jednak, że jeśli USA stracą wiarygodność jako sojusznik, to ta motywacja zniknie.
- Jeśli wiarygodność Ameryki zostanie zachwiana, kraje nie tylko w Europie, ale i na Bliskim Wschodzie zaczną myśleć, że być może amerykański prezydent nie jest w stanie dochować zobowiązań, nawet jeśli chce pomóc sojusznikowi - powiedział.
Impas w Kongresie ws. Ukrainy
Szef MSZ odniósł się przy tym do impasu w Kongresie wokół pakietu dodatkowych środków na pomoc dla Ukrainy. Stwierdził, że m.in. dlatego Ukraińcy na froncie cierpią na niedostatek amunicji i z powodu opieszałości Kongresu "umiera więcej ludzi, niż powinno". Dodał, że gdyby mógł coś powiedzieć przewodniczącemu Izby Reprezentantów Mike'owi Johnsonowi, to powiedziałby: "panie spikerze, tu chodzi o los Ukrainy. To torturowani Ukraińcy pana błagają, ale stawką jest też wiarygodność pana kraju".
Sikorski był również pytany o stan demokracji, zarówno w Polsce, jak i w Stanach Zjednoczonych. Szef dyplomacji powiedział, że rekordowa frekwencja w ostatnich wyborach w Polsce - wyższa niż w pierwszych wyborach po upadku komunizmu - pokazała, jak Polacy byli zaniepokojeni kierunkiem, w którym "dryfował" kraj. Wspomniał przy tym o używaniu służb specjalnych do nękania opozycji, aferze z Pegasusem i korupcji. Stwierdził też, że w swoim resorcie przywraca merytokrację, pozbywając się niewykwalifikowanych osób.
Pytany o to, czy po szturmie na Kapitol powinno było dojść w USA do rozliczeń i czy Polska robi to samo, Sikorski odpowiedział, że nie chce ingerować w sprawy sojusznika, lecz dodał, że "trzeba dać lekcję całemu pokoleniu polityków, że łamanie konstytucji nie obędzie się bez konsekwencji".
"Konstytucje są jedynie tak dobre, jak uczciwość ludzi na kluczowych stanowiskach i gotowość do podtrzymania zasad (...). Muszą zobaczyć, że to szkodliwe dla ich karier. Konstytucje nie bronią się same. Więc tak, trzeba odnowić ślubowanie z demokracją" - zakończył minister Sikorski.
IAR/PAP/dad