Do tragedii doszło na plaży w holenderskim Julianadorp. Poruszona sprawą mieszkanka Hagi Martina Janasz skontaktowała się z rodziną Polaka. Jak przekazała mediom, 37-latek, siedząc nad morzem, rozmawiał z żoną przez telefon. W pewnym momencie zdał sobie sprawę, że w wodzie zaczynają tonąć dzieci. Wtedy przerwał rozmowę i ruszył im na ratunek.
– Żona Marcina oglądała wtedy telewizję z jego dziećmi. Kilka godzin później otrzymała telefon z Holandii, że jej mąż nie żyje – powiedziała Martina Janasz w rozmowie z dziennikiem "Algemeen Dagblad". Ta sama kobieta zdecydowała się założyć internetową zbiórkę.
"Marcin zostawił trójkę małych dzieci. Ponieważ rodzina nie jest zamożna, a koszty pogrzebu i transportu zwłok do Polski są drogie, chcę im w tym pomóc" – napisała w sieci kobieta i wyznaczyła cel zbiórki na 35 tys. euro. Chociaż pieniądze w sieci można przelewać dopiero od środy, już teraz na konto trafiło ponad 120 tys. euro.
"Mam kontakt z żoną Marcina, więc ich numer będzie z tym powiązany" – zapewnia we wpisie obywatelka Holandii.
Przypomnijmy, że do tragedii doszło 2 sierpnia. Holenderskie media informowały wtedy, że wyłącznie dzięki akcji Polaka dzieci niemieckich turystów bezpiecznie wydostały się na brzeg. Sam mężczyzna zniknął jednak w wodzie. Jego bliscy twierdzili potem, że 37-latek był w dobrej formie, a jednak fale okazały się bezwzględne.
Gdy ruszyła akcja poszukiwawcza, włączono w nią m.in. łodzie ratunkowe Królewskiej Morskiej Służby Ratowniczej, jednostki Holenderskiej Brygady Ratunkowej, helikopter SAR i samoloty Straży Przybrzeżnej.
Ratownicy szukali Polaka z wody i z powietrza. W trakcie poszukiwań morze samo wyrzuciło jednak ciało 37-latka na brzeg. Mężczyznę przewieziono do szpitala, ale mimo reanimacji nie udało się go uratować.
– Oddałby życie za trójkę swoich dzieci – powiedziała teściowa pana Marcina. – Zrobił to teraz dla trojga innych dzieci – dodała.
IAR, „ALGEMEEN DAGBLAD”