PAP: Wkrótce białoruska lekkoatletka Kryscina Cimanouska przyjedzie do Polski - na jakiego rodzaju pomoc ze strony państwa polskiego może liczyć?
Marcin Przydacz: W pierwszej kolejności koncentrowaliśmy się na jej bezpieczeństwie, w tym fizycznym. Kryscina Cimanouska znajduje się na terenie ambasady RP w Tokio, jest po kilku rozmowach z polskim konsulem i ambasadorem. Chcieliśmy dać jej poczucie bezpieczeństwa. Po drugie podjęliśmy starania dotyczące zalegalizowania jej podróży do Polski. Została wydana wiza humanitarna, która pozwala jej na bezproblemowe przekroczenie granicy i jednocześnie daje możliwość dalszych aktywności zarówno w Polsce, jak i na terenie UE. Po trzecie teraz będziemy się koncentrować na tym co dalej. Jesteśmy w kontakcie z jej mężem, który również ma możliwość przyjazdu do Polski.
Wszystko będzie zależało od decyzji pani Cimanouskiej - czy będzie chciała zostać w Polsce i kontynuować tutaj treningi, ponieważ Ministerstwo Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu jest przygotowane ze wsparcie dla niej, ale trzeba pamiętać, że ona trenowała w Austrii z trenerem, który tam mieszka. Możliwe, że będzie chciała wyjechać i trenować dalej w tym kraju. To do niej będzie należała decyzja. W demokracji ludzie sami decydują o swojej przyszłości. My natomiast postaramy się o zorganizowanie odpowiednich warunków dla niej także i w Polsce. Jesteśmy w stałym kontakcie z przedstawicielami społeczeństwa obywatelskiego białoruskiego, które również zadeklarowało pomoc w tej sprawie i na co dzień pomaga Białorusinom w Polsce.
PAP: Jak dużo wiz zostało wydanych od czasu rozpoczęcia kryzysu na Białorusi i ile spośród nich to wizy humanitarne - takie, jakie otrzymała Kryscina Cimanouska?
Marcin Przydacz: Od początku trwania kryzysu ponad 150 tys. wiz wydaliśmy dla Białorusinów, którzy zechcieli przyjechać do Polski, z czego ponad 12 tys. wiz to wizy humanitarne, które zostały wprowadzone odpowiednią regulacją po ostatnich wydarzeniach na Białorusi i są wydawane w trybie pilnym.
PAP: Jaka jest skala migracji Białorusinów do Polski od kryzysu, który rozpoczął się latem ubiegłego roku? Jak bardzo różnią się statystyki sprzed i po protestach spowodowanych sfałszowanymi wyborami?
Marcin Przydacz: Z całą pewnością jest znaczący wzrost liczby wydawanych wiz, także ze względów politycznych. Sytuacja jest dość trudna, dlatego że decyzją Alaksandara Łukaszenki wielu polskich konsulów zostało wyproszonych z terytorium Białorusi, granice też nie są do końca drożne. Strona białoruska utrudnia wyjazd swoim obywatelom. Natomiast po 2015 r., kiedy PiS doszło do władzy, to polityka wizowa wobec Białorusinów została zliberalizowana. Chcieliśmy, żeby jak największa liczba Białorusinów mogła choć na jakiś czas przyjechać do Polski, czy to w celach turystycznych czy też na zakupy, co również wpłynęło bardzo pozytywnie na relacje międzyludzkie Polaków i Białorusinów. To także miało wymierny skutek w pewnej zmianie, która dokonała się w mentalności Białorusinów. Zobaczyli prawdziwy obraz Polski i Polaków, zobaczyli jak nasz kraj się rozwija i co to znaczy żyć w demokracji.
Te liczby były już wysokie przed kryzysem, natomiast w ostatnim czasie zainteresowanie przyjazdem do Polski znacząco rośnie. Wiele osób czuje się niepewnie ze względów politycznych, ale również gospodarczych. Kryzys gospodarczy, do którego doprowadził Alaksandar Łukaszenka zarządzaniem w stylu sowieckim wpływa także na to, że co raz więcej młodych Białorusinów chce wyjechać do Polski. Także w ramach programu Poland Business Harbor ponad 14 tys. specjalistów IT i członków ich rodzin, którzy nie mogli funkcjonować na Białorusi otrzymało wizy i wielu z nich przeniosło swoje przedsiębiorstwa do Polski lub zatrudniło się w polskich firmach. Tu też rząd uruchomił specjalny program i procedurę wizową.
Mimo tych utrudnień, które nam zafundowały władze w Mińsku, wypraszając naszych konsulów, ale też w celu zapewnienia dalszej możliwości uzyskiwania polskich wiz przez Białorusinów – nie zapominajmy bowiem, że Polska była na Białorusi liderem w wydawaniu wiz wśród państw członkowskich - dokonaliśmy zmian prawnych, które pozwalają na wydawanie wiz przez urzędników Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Warszawie, wspierając tym samym nielicznych konsulów, którzy pozostali na Białorusi. To przełożyło się na utrzymanie pozytywnej dynamiki przyjazdów Białorusinów do Polski.
PAP: Jak polski rząd jest przygotowany do pokonywania utrudnień reżimu białoruskiego, który poprzez swoje służby działające w różnych państwach często skutecznie uniemożliwia wyjazd z kraju opozycjonistom? Szerokim echem odbiła się także wiadomość o śmierci białoruskiego aktywisty Witala Szyszoua - szefa Domu Białoruskiego w Kijowie. W tej sprawie również jest wiele znaków zapytania m.in. o działania białoruskich służb.
Marcin Przydacz: Jeśli chodzi o wiadomości z Kijowa to są to dramatyczne informacje. Jestem zszokowany tym, co się tam wydarzyło. Natomiast żeby się móc do tego odnieść, czekamy na działania służb ukraińskich i oficjalne stanowisko śledczych. Dajmy spokojnie popracować osobom, które w sposób profesjonalny badają to, co tak naprawdę tam się stało i jakie są przyczyny śmierci Witala Szyszoua.
Trzeba mieć natomiast świadomość, że służby białoruskie i rosyjskie, które je wspierają, są bardzo aktywne w państwach ościennych i na terytorium innych państw UE. Mieliśmy do czynienia z mnóstwem działań wręcz kryminalnych - w Czechach, Bułgarii, Wielkiej Brytanii, morderstwo w centrum Berlina. To wszystko pokazuje, jak bardzo służby białoruskie i rosyjskie są aktywne i próbują dokonywać najcięższych zbrodni. Polska, będąc aktywna w polityce wschodniej, również ma świadomość tego, jakim zagrożeniem dla regionalnego bezpieczeństwa jest polityka Kremla. Dokładamy wszelkich starań, żeby zabezpieczyć swoich obywateli, ale także tych, którzy są naszymi gośćmi i przyjechali do Polski z obawy o utratę życia czy wolności w swoich krajach. Polskie instytucje państwowe starają się, aby nic takim osobom się nie stało, ale trzeba mieć świadomość, że zawsze jest to duże wyzwanie.
PAP/dad