Cichocki ocenił, że ogłoszenie częściowej mobilizacji w Rosji to kolejny krok w stronę eskalacji przemocy i eskalacji konfliktu zbrojnego. - Zamiast wyciągnąć wnioski i powrócić do rozmów pokojowych, do poszanowania prawa międzynarodowego i traktatów, których sama jest stroną, Rosja pogrąża się w tym zbrodniczym szaleństwie - dodał w rozmowie z "Polska Metropolia Warszawska".
Pytany, czy protesty przeciwko mobilizacji są dowodem na to, że rosyjskie społeczeństwo się budzi, ambasador RP na Ukrainie przyznał, że nie żywiłby nadmiernych nadziei. - Widzę, (...) że nie ma tam masowego entuzjazmu do ginięcia za niezrozumiałe ambicje jednego człowieka. Myślę, że trochę więcej czasu potrzebujemy, żeby ocenić skalę strachu przed bezsensowną śmiercią, bo nie oceniałbym tych wystąpień jako prodemokratycznych czy prozachodnich. Po prostu młodzi Rosjanie boją się ginąć na obcej ziemi. Ale może faktycznie jest to zaczątek większego procesu? Wydaje mi się, że za wcześnie jest wyciągać z tego daleko idące wnioski - stwierdził.
Jak podkreślił, Ukraińcy są świadomi, że tylko po wypchnięciu Rosjan ze swojego terytorium będą mogli cieszyć się pokojem. To - wskazał - oznacza, że ofiar i zniszczeń będzie jeszcze wiele i trzeba, nie czekając na ostateczne zwycięstwo, skonsolidować się do odbudowy Ukrainy.
- Nie łudziłbym się, że ta wojna - szczególnie po mobilizacji (w Rosji), która tylko w pierwszej fazie ma pozyskać 300 tysięcy osób pod bronią - szybko się zakończy - ocenił Cichocki. - Oczywiście dla Ukrainy ta wojna będzie zwycięska, ale obawiam się że jeszcze przed nami wiele cierpienia, wiele ofiar, wiele zniszczeń - dodał ambasador RP na Ukrainie.
PAP/dad