- Wydajemy ponad 80 ton pomocy miesięcznie. To głównie żywność, artykuły pierwszej potrzeby i ubrania. Ponad połowa z tego to jest pomoc z Polski. Bez polskiej pomocy w ogóle nie dalibyśmy rady. Polska pomoc jest najważniejsza, niezbędna i bez niej nie moglibyśmy wiele zrobić - tłumaczy o. Romaniw.
W tych dniach wraz z wolontariuszami, w tym z Polski, zakonnik remontuje dachy i wstawia okna w uszkodzonych rakietami domach w Iziumie w obwodzie charkowskim. W ubiegłym roku przez ponad pięć miesięcy Izium był pod rosyjską okupacją. Centrum św. Marcina działa też w Chersoniu. Rosjanie ostrzeliwują to miasto każdego dnia. Trafiają przeważnie w domy mieszkalne.
Konwoje z pomocą
Romaniw kieruje pomocą z Fastowa, miasteczka w obwodzie kijowskim. Dwa razy w miesiącu jego konwoje, które składają się z kilku furgonetek, wyruszają w kierunku Chersonia, a raz na miesiąc jadą za Charków. Tym razem udają się do Iziumu. Dominikanin jedzie w pierwszym samochodzie: starym, białym foodtracku, którego nie można wyłączać, bo bez popchnięcia już się nie uruchomi.
- Remontujemy teraz domy za Iziumem, we wsi Zawody. Głównie dachy. Jedziemy tam właśnie, żeby zakończyć dachy i montaż okien. To jest najbardziej potrzebne przed zimą. Mamy dużo zamówień na piecyki dla żołnierzy. One pojadą na Charków. Potrzebne będą, jak zawsze, butle gazowe, na pewno leki, ciepła odzież – na to wszystko mamy zgłoszenia - wylicza.
Współpraca z RARS
Romaniw podkreśla, że głównym partnerem prowadzonej przez niego fundacji jest polska Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych. - Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych jest naszym partnerem, bez którego nie dalibyśmy rady - zaznacza.
Przyznaje jednocześnie, że wraz z postępującym na świecie "zmęczeniem wojną", chętnych do pomocy dla broniącej się przed Rosją Ukrainy jest coraz mniej.
- Oczywiście, że chętnych do pomocy jest coraz mniej. To naturalne. Ale my nie narzekamy. Co możemy, to robimy i chcemy pomagać nadal - deklaruje w rozmowie z PAP.
PAP/dad