Kubańczycy są w Internecie rekrutowani do udziału w wojnie przeciwko Ukrainie w szeregach rosyjskiej armii; mieszkańcy wyspy mówią o dużej skali wyjazdów do Rosji mężczyzn, którym czasami towarzyszą także żony - relacjonuje Reuters.
Reuters przeanalizował historie kilkunastu zrekrutowanych mężczyzn z Hawany i okolic. 11 z nich wyjechało do Rosji, siedmiu w ostatnim momencie zrezygnowało. Co najmniej trzem mężczyznom z miejscowości La Federal towarzyszą małżonki, wyjechało też co najmniej jedno dziecko.
Zidentyfikowani przez agencję Reutera mężczyźni zgłosili się do wyjazdu do Rosji po otrzymaniu w Internecie propozycji od rekruterki, która przedstawia się jako "Dayana".
Agencja opisuje proces rekrutacji Kubańczyków m.in. na podstawie rozmów, korespondencji w komunikatorach, dokumentów podróżnych, zdjęć. Kreml, rosyjski resort obrony oraz władze Kuby odmówiły komentarza w tej sprawie.
Z kolei rzecznik MSZ w Kijowie Ołeh Nikołenko oznajmił: "Mogę potwierdzić, że ukraińska ambasada w Hawanie zwróciła się do władz Kuby w tej kwestii".
Reuters przywołuje m.in. historię męża Yamidely Cervantes, Enrique'a Gonzaleza, który 19 lipca opuścił ich dom w miejscowości La Federal, by walczyć w rosyjskiej armii przeciwko Ukrainie. Po pewnym czasie 49-latek przelał jej część premii rekrutacyjnej w wysokości 200 tys. rubli (2040 USD). Kobieta wypłaciła pieniądze w peso i kupiła za nie nową maszynę do szycia, lodówkę i telefon komórkowy.
Taka suma jest jak manna z nieba dla mieszkańców dotkniętej kryzysem wyspy - podkreśla Reuters. Z oficjalnych statystyk wynika, że średnia pensja miesięczna to równowartość 17 USD.
W La Federal, na obrzeżach Hawany, mieszka ok. 800 osób. Dane za 2022 rok pokazują, że jedna czwarta z nich była bezrobotna. Tylko z jednej ulicy, na której mieszka Cervantes, do Rosji wyjechało od czerwca co najmniej trzech mężczyzn. Jeszcze jeden sprzedał swój dom w oczekiwaniu na wyjazd - opowiada kobieta.
Cervantes podkreśla, że jej kuzyn również zgłosił się do rosyjskiej armii kilka miesięcy po wyjeździe Gonzaleza. Żona kuzyna również jest teraz w Rosji. "Pojechała tak jak wiele innych kobiet z okolicy" - podkreśla Cervantes.
W miejscowości La Fedral dziewięciu rekrutów zgłosiło się do walk na wojnie. W Alamar - na wschodnich przedmieściach Hawany - większość zgłosiła się do prac takich jak budowa, załadunek prowiantu i logistyka.
W rozmowie wideo Gonzalez przekazał, że jest w rosyjskiej bazie wojskowej pod Tułą. Jak dodał, w bazie szkolonych do udziału w wojnie jest 119 Kubańczyków. "Wszyscy tu wiedzieli, po co przyjeżdżają. Przyjechali na wojnę" - przyznał. Nie wiadomo jeszcze, dokąd zostaną skierowani.
"Mam kilku znajomych na Ukrainie, są w miejscach, na które spadają bomby, ale nie brali udziału w prawdziwych starciach z Ukraińcami" - powiedział.
Rekrutacja Kubańczyków rozpoczęła się kilka tygodni po wydaniu w maju przez Władimira Putina dekretu pozwalającego cudzoziemcom, którzy podpiszą roczny kontrakt z armią, na otrzymanie rosyjskiego obywatelstwa w ramach przyspieszonej procedury. Dotyczy to też ich małżonek, dzieci i rodziców.
Reuters rozmawiał z mieszkańcami Hawany i okolicy o skali wyjazdów do Rosji. 24-letni Cristian Hernandez zaniósł się śmiechem, pytany o liczbę osób, które opuściły okolicę La Federal. "Mnóstwo ludzi. Prawie wszyscy nasi przyjaciele wyjechali tam" - mówi.
Jak pisze Reuters, Kubańczykom proponowane jest zawarcie kontraktu na rok; miesięczny żołd to 200 tys. rubli. Przewidziano też 15 dni urlopu po pierwszym półroczy służby.
Agencja zaznacza, że Kuba wysyła rozbieżne sygnały w sprawie jej obywateli walczących dla Rosji. 8 września władze poinformowały o aresztowaniu 17 osób zaangażowanych w rekrutowanie ludzi na wojnę przeciwko Ukrainie. Zaznaczono wtedy, że udział obywateli w walkach obcej armii jest karane dożywociem.
Po kilku dniach ambasador Kuby w Moskwie powiedział, że Hawana nie ma nic przeciwko Kubańczykom, "którzy po prostu chcą podpisać kontrakt i legalnie wziąć udział w tej operacji wraz z rosyjską armią". Po kilku godzinach Kuba zdementowała tę wypowiedź i przypomniała, że Kubańczycy nie mogą brać udziału w walkach jako najemnicy.
PAP/ks