„Na Białorusi od 11 marca trwa (kolejny) kompleksowy sprawdzian stanu gotowości bojowej. Alaksandr Łukaszenka wykorzystał okazję, by udać się na granicę z Litwą w celu "inspekcji batalionu czołgowego" i przesłać kilka komunikatów pod adresem sąsiadów z państw bałtyckich i Polski” – oceniła analityczka Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Ubrany w mundur wojskowy Łukaszenka, trzymając na kolanach białego szpica, wysyłał niezbyt mocno zawoalowane groźby. M.in. pytał dowódcę Północno-Zachodniego Dowództwa Operacyjnego o potencjalny atak na tzw. Przesmyk Suwalski, a także oznajmił, że „każda prowokacja na granicy zostanie zatrzymana zbrojnie”.
„Przesmyk Suwalski, a raczej to, co my nazywamy od dawna "Bramą Grodzieńską", to jest rzeczywiście ważne miejsce, najkrótsza droga z kontrolowanej przez Rosję Białorusi do będącego enklawą obwodu królewieckiego. To obszar kluczowy dla lądowej obrony państw bałtyckich w sytuacji potencjalnego konfliktu Rosji z NATO. Łukaszenka wie, że jest to temat, który wywoła reakcję opinii publicznej na Zachodzie, wzbudzi strach. I myślę, że to jest główna przyczyna, dlaczego ten temat został poruszony” – powiedziała Anna Maria Dyner.
Podkreśliła jednak, że „znaczenie tego terenu uświadamiają sobie nie tylko Rosja i Białoruś”. „To, że jest to newralgiczny odcinek, wcale nie znaczy, że jest go łatwo zaatakować również ze względów geograficznych (lasy, ukształtowanie terenu). Ponadto w pobliżu są zgromadzone siły sojusznicze – zarówno na Litwie, jak i w Polsce. Poza tym obie strony wiedzą, że kraje NATO w regionie mają bardzo duże zdolności oddziaływania na obwód królewiecki. Dlatego też raczej traktowałabym dywagacje Łukaszenki jako wysyłanie gróźb, oddziaływanie na opinię publiczną” – oświadczyła analityczka.
Jak oceniła, w sensie polityczno-wojskowym, ta „wizytacja” Łukaszenki była sygnałem do państw bałtyckich, Polski, Zachodu, że Białoruś ma zdolności do obrony na tym kierunku. „To może też być sygnalizowanie w kierunku Rosji, że Białoruś trzyma tę "zachodnią flankę” – zauważyła. Dodała, że „Białorusini mogli ćwiczyć osłonę dla jakiejś większej operacji rosyjskiej, co może potencjalnie być źródłem zaniepokojenia”.
Od 11 marca na Białorusi trwa sprawdzian stanu gotowości bojowej sił zbrojnych, który Dyner oceniła jako „bardzo kompleksowy”. Obecnie prowadzone są m.in. ćwiczenia wojsk łączności, jednostek rakietowych obrony powietrznej. Zaangażowano do ćwiczeń co najmniej 3 tys. rezerwistów. Informowano również o udziale w nich „wagnerowców” (w pewnej liczbie najemnicy z rozwiązanej przez Kreml tzw. Grupy Wangera mieli pozostać na Białorusi).
Mińsk tradycyjnie przedstawia swoje działania jako reakcję na „rosnące zagrożenie” ze strony państw zachodnich, powtarzając narrację rosyjskiej propagandy. „Od 2022 r. w zasadzie nieprzerwanie na Białorusi trwają w tej czy innej formie ćwiczenia wojskowe, a siły zbrojne nie schodzą z poligonów” – powiedziała Dyner.
W 2022 r. Białoruś udostępniła Rosji swoje terytorium do ataku lądowego na Ukrainę. Z terytorium Białorusi przez pewien czas prowadzony był ostrzał rakietowy Ukrainy. Białoruska armia nie włączyła się do rosyjskich działań w Ukrainie, jednak w różnej formie i zakresie udostępniała i udostępnia terytorium oraz zasoby armii rosyjskiej. Oficjalnie Mińsk popiera rosyjską agresję na Ukrainę.
PAP/ho