W poniedziałek Agencja Reutera podała, że według litewskiej prokuratury za podpaleniami w Wilnie i w Warszawie stoją rosyjskie służby specjalne. Jak napisał później premier Donald Tusk, informacja ta jest zgodna z polskimi podejrzeniami. W kolejnych depeszach agencja Reutera nie potwierdziła informacji, że dotychczasowe ustalenia litewskich służb zawierają wątek podpalenia hali targowej w Polsce.
Zastępca dyrektora Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas Andrzej Mroczek, którego zapytany o te ustalenia przekazał, że w przypadku pożaru hali targowej w Warszawie od samego początku pojawiały się takie informacje operacyjne.
"Problem polega na zebraniu materiału dowodowego, który by jednoznacznie wskazywał na to, że stoją za tym służby specjalne Federacji Rosyjskiej" - powiedział. Dodał, że po stronie polskiej nie ma w tej sprawie żadnej zatrzymanej osoby.
"Być może modus operandi podpalenia w Wilnie jest tożsamy z modus operandi podpalenia kompleksu przy Marywilskiej i być może litewska prokuratura ma zebrany materiał dowodowy, który świadczy o tym, że sposób działania w obu tych podpaleniach jest taki sam" - mówił.
Pytany o to, jakie ta informacja może mieć znaczenie dla Polski powiedział, że jest ona bardzo cenna dla naszych służb specjalnych i prokuratury, jednak - jak dodał - społeczeństwo polskie i tak jest przekonane o tym, że za podpaleniem przy Marywilskiej stoją obce służby.
Z kolei na pytanie o to, czy ataki ze strony wschodnich służb wymierzone są jedynie w Polskę i kraje bałtyckie powiedział, że inne kraje również mają do czynienia z tego typu zdarzeniami, jednak bardziej podatne na takie ataki są kraje dawnego wpływu sowieckiego.
"Po pierwsze Polska, Litwa i reszta krajów bałtyckich stoją mocno po stronie Ukrainy, po drugie na terenie tych krajów jest duża diaspora osób rosyjskojęzycznych. Mówię o Białorusinach i Ukraińcach, którzy też przecież posługują się językiem rosyjskim. Te osoby z wtopiły się w nasze społeczeństwo i nie wzbudzają podejrzeń" - ocenił.
Dodał, że takie osoby są jednocześnie dobrym materiałem do pozyskania przez wywiad rosyjski. "Tutaj nie chodzi nawet o wymiar ekonomiczny, ale w grę wchodzą także np. kwestie szantażu, bo rodziny tych osób nadal mieszkają na terenach zajętych przez Rosjan" - powiedział.
Zwrócił też uwagę, że są również i osoby, które są gotowe wykonać polecenia służb rosyjskich ze względów ideologicznych. "Podejrzewam, że w okresie wiosennym podobnych pożarów może być więcej. Do tego zbliżają się wybory prezydenckie, a to może nasilać działania obcych służb" - ocenił.
Arturas Urbelis z Prokuratury Generalnej Litwy poinformował, że pożar sklepu sieci IKEA w Wilnie jest traktowany jako atak terrorystyczny, a sprawa jest kierowana do sądu. Dodał, że podpalenia sklepu dokonali 9 maja 2024 r. dwaj obywatele Ukrainy w wieku poniżej 20 lat. Jedna z osób w chwili popełnienia przestępstwa była nieletnia. Jeden z podpalaczy - według litewskiej prokuratury - ma być w rękach polskich organów ścigania.
14 maja 2024 r. spłonęła w Warszawie hala targowa przy Marywilskiej 44. Było tam około 1,4 tys. punktów usługowych wynajmowanych przez ponad 700 osób. Prokuratura prowadzi śledztwo. Pod koniec ub.r. zakończyły się oględziny pogorzeliska.
W lutym br. wrocławski sąd skazał na 8 lat więzienia obywatela Ukrainy Serhija S. oskarżonego o przygotowywanie w Polsce dywersji na zlecenie rosyjskich służb - w styczniu 2024 roku miał on przyjąć zlecenie na podpalenie różnych obiektów we Wrocławiu.
IAR/PAP/ho