Było to już trzecie spotkanie delegacji Rosji i Ukrainy w Stambule. Poprzednie odbyło się 16 maja, a pierwsze w marcu 2022 r., żadne nie przyniosło dalekosiężnych decyzji. Na czele rosyjskiej delegacji, niezmiennie, stoi Władimir Medinski, b. minister kultury FR, prezes szowinistycznego Rosyjskiego Towarzystwa Wojskowo-Historycznego, nacjonalista, urodzony w obwodzie czerkaskim w Ukraińskiej SRR. Jego osoba to dla Putina z jednej strony żywy dowód, że Ukraińcy rzekomo nie są odrębnym narodem i że wciąż można ich przywrócić do "wielkiego narodu rosyjskiego", a z drugiej symbol niezmienności celów Kremla w wojnie z Ukrainą. Wciąż są one maksymalistyczne, co potwierdziły zapisy w końcu ujawnionego tzw. memorandum nt. warunków zakończenia wojny, które niezmiennie sprowadzają się do kapitulacji Ukrainy. Wśród nich najważniejsze to: zrzeczenie się – prócz Krymu – obwodów ługańskiego, donieckiego, zaporoskiego i chersońskiego (choć Rosja żadnego z nich w całości nie kontroluje), rezygnacja z integracji z NATO, redukcja sił zbrojnych, zwiększenie roli języka rosyjskiego. Podobnie były one sformułowane wiosną 2022 r. i pozostają w mocy pomimo, że sytuacja uległa zmianie – Ukraina obroniła się, wojska rosyjskie są nie pod Kijowem, a kilkaset kilometrów od ukraińskiej stolicy, potencjał ukraińskiego przemysłu obronnego i skala pomocy partnerów zachodnich – choć niewystarczające do pokonania Rosji – razy większe niż na początku inwazji.
Kijów także nie jest gotów do fundamentalnych ustępstw. Godzi się jedynie na taktyczne, podejmując m.in. decyzje o rozpoczęciu bezpośrednich rozmów z Rosjanami pomimo nieuzyskania gwarancji bezpieczeństwa od Zachodu i braku ich gotowości do zawieszenia broni. Celem jest przekonanie prezydenta USA, że Ukraina jest konstruktywna, chce rozmawiać o pokoju i doprowadzić do zawieszenia broni, zaś Rosja sabotuje wszelkie wysiłki USA w tym celu, kpi z Trumpa i gra na czas.
Ani kroku wstecz
I Kijów i Moskwa nie są na obecnym etapie gotowe do kroku wstecz, bo sytuacja na froncie do tego nie zmusza. Rosja uważa, że zwycięstwo jest tuż tuż, a na Ukrainie nie ma poczucia, że wojna jest przegrana. Choć inicjatywę mają Rosjanie i z dnia na dzień posuwają się do przodu, ich tempo jest powolne (wg. Forbesa podbicie całej Ukrainy zajęłoby 231 lat), a minimalistyczne cele lądowe – takie jak zajęcie całości obwodu donieckiego z dużymi miastami, jak Słowiańsk i Kramatorsk – dalekie od osiągnięcia.
Gra negocjatorów
Obie strony grają jednak w tę negocjacyjną grę, bo wymaga tego Trump. Ani Moskwa, ani Kijów nie chcą go otwarcie zantagonizować. Ukraina nie może sobie pozwolić na zawieszenie amerykańskiej pomocy wywiadowczej i tych pakietów uzbrojenia, które zatwierdził jeszcze prezydent Biden, bo własne zdolności i pomoc Europy są niewystarczające. Rosja z kolei nie chce się narazić kolejne pakiety sankcyjne, dąży do oddzielenia negocjacji nt. Ukrainy od rozmów z USA o resecie dyplomatycznym i współpracy gospodarczej.
To iluzja wielkich projektów biznesowych na Syberii i w Arktyce, skutecznie podtrzymywana przez Putina w rozmowach z Trumpem i Stevem Witkoffem (specjalnym wysłannikiem Stanów Zjednoczonych ds. Bliskiego Wschodu), ma powstrzymywać amerykańskiego prezydenta przed wywarciem mocnej presji na Kreml. Irytacja Trumpa narasta – jak donoszą amerykańskie media – pakiet restrykcji jest gotowy w Senacie i cieszy się wysokim dwupartyjnym poparciem, lecz decyzji wciąż nie ma.
A więc negocjacje będą mieć kolejne odsłony i kolejne rundy. Może dla odmiany przeniosą się do Watykanu lub Genewy, lecz prawdziwa walka o rozstrzygnięcie tej wojny toczy się na polach bitwy. Ostatnio też, w jakże spektakularny sposób, w Rosji – pokazała to brawurowa operacja Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, która doprowadziła do uszczuplenia rosyjskiej floty lotnictwa strategicznego i podniosła morale ukraińskich żołnierzy. To ważne, nawet jeśli tylko na krótki czas.
Tadeusz Iwański, kierownik Zespołu Białorusi, Ukrainy i Mołdawii w Ośrodku Studiów Wschodnich. W latach 2006-2011 pracował w Polskim Radiu dla Zagranicy.