- Ze wszystkich stron wojska rosyjskie okrążają Ukrainę. Niestety groźba wojny jest bardzo realna, ale nie jest czymś przesądzonym - powiedział Przydacz w Polskim Radiu 24.
Podkreślił, że "jeżeli działania dyplomatyczne nie przyniosą skutku, można się liczyć z tym, że będzie dochodzić do różnego rodzaju działań eskalacyjnych" ze strony Rosji.
Podstawą operacji - działania hybrydowe
Zwrócił uwagę, że "dzisiejsza wojna nie musi oznaczać typowych działań zbrojnych". - Może, ale nie musi. Rosja jest znana z tego, że działa (...) poniżej (konwencjonalnej – przyp.red.) wojny, poprzez działania hybrydowe (...) na to też powinniśmy być przygotowani - wskazał.
Wyjaśnił, że żądania rosyjskie wobec Zachodu nie dotyczą tylko Ukrainy. - Rosja przykłada pistolet do głowy Ukrainy, po to, żeby Zachód zgodził się na koncesje w innych obszarach - podkreślił.
Przekonywał, że "jest to rzecz zupełnie nie do zaakceptowania, stąd też nasza twarda postawa". - Nie możemy, jako Zachód zgodzić się na łamanie prawa międzynarodowego, nie możemy zgodzić się na działanie wbrew własnym wartościom - powiedział Przydacz.
- Staramy się prowadzić dialog, aby do tej eskalacji nie doszło, dlatego, że wojna nie będzie korzystna dla nikogo, także dla samej Rosji. Cena, jaka Rosja zapłaci w postaci sankcji będzie gigantyczna - ocenił wiceszef MSZ.
Rosyjskie żądania
Pod koniec ubiegłego roku Rosja sformułowała szereg żądań wobec USA i NATO, nazywając je propozycjami w sprawie gwarancji bezpieczeństwa. Rosja domaga się prawnych gwarancji nierozszerzenia NATO m.in. o Ukrainę; kraje Sojuszu wykluczyły już spełnienie tego postulatu. W przypadku niezrealizowania żądań Moskwa zapowiada kroki, w tym militarne, chociaż nie precyzuje, jakie mogłyby to być działania.
Ukraina i państwa zachodnie uważają, że skoncentrowanie przy ukraińskiej granicy przez Rosję około 100 tys. żołnierzy ma służyć wywarciu presji na Kijów i wspierające go stolice. Eksperci wojskowi oraz zachodnie rządy mówią o realnej groźbie rosyjskiej agresji.
PAP/dad