Redakcja Polska

Taras z Ukrainy: szokiem była wojna, ale też solidarność Polaków, za którą wam dziękuję

09.03.2022 12:29
Wybuch wojny był szokiem, przez trzy dni byliśmy jak sparaliżowani. Drugi szok to solidarność Polaków, za którą bardzo wam dziękuję. Nigdy tego nie zapomnimy, jesteśmy jak jeden naród - mówi Taras, który z Ukrainy uciekł kilka dni przed rozpoczęciem inwazji.
Uchodźcy z Ukrainy na Dworcu Głównym w Przemyślu.
Uchodźcy z Ukrainy na Dworcu Głównym w Przemyślu. PAP/Darek Delmanowicz

- U mnie było inaczej niż u większości. Przyjechałem do Polski kilka dni przed wojną, bo miałem tutaj do załatwienia kilka spraw. Wziąłem ze sobą żonę i dzieci, które mają teraz osiem i sześć lat, i chcą uczyć się polskiego. Wojna zastała nas tutaj - mówi Taras, który sam polski zna bardzo dobrze, bo przez dwa lata studiował ten język.

Obecnie, wraz z rodziną mieszka w jednym z krakowskich hoteli. Jak przyznaje, wiadomość o wybuchu wojny była wstrząsem dla nich wszystkich. - Doznaliśmy szoku. Przez trzy dni byliśmy jak sparaliżowani. Nic nie mogłam robić, nie mogłem myśleć ani spać. I chyba większość tutaj tak miała - przyznaje.

"Chciałem wracać do Ukrainy"

W hotelu, który przyjął Tarasa i jego rodzinę, mieszka bowiem ponad 150 uchodźców. - Kiedy to się zaczęło, od razu chciałem wracać do Ukrainy. Żona mnie nie puszczała, ale ja źle się czułem; czułem, że muszę być tam, a nie tu. Ale potem, kiedy przyjechało tutaj tyle osób, okazało się, że codziennie jestem potrzebny - wyjaśnia mężczyzna.

Choć w hotelu działa świetnie zorganizowana grupa wolontariuszy, to jednak znający oba języki Taras stanowi nieocenioną pomoc przy wszelkich sprawach, m.in. medycznych. - Budzą mnie w nocy, rano, potrzebują przez cały czas. Swoich dzieci nie widuję i jest to męczące fizycznie, ale jestem szczęśliwy, że jestem przydatny dla innych. Dlatego czuję się dobrze - zapewnia.

Ciągłe telefony

Teraz jego codzienność to ciągłe telefony, wizyty lekarskie, dziesiątki spraw do załatwienia. - Jedna kobieta w ciągu tygodnia urodzi dziecko, a lekarz mówi, że to może stać się w każdym momencie, więc nawet w nocy trzymam koło siebie telefon. Inne dziecko miało gorączkę, wymiotowało, przychodzili lekarze; kolejne trzeba było wieźć do dentysty. Komuś innemu trzeba było załatwić starter, żeby internet działał - wylicza mężczyzna.

W potrzebie znalazło się też jedno z jego własnych dzieci, które choruje na cukrzycę. - Zapas insuliny mieliśmy na tydzień, maksymalnie dwa, bo planowaliśmy wrócić do domu. Jak tylko powiedziałem, że mamy z tym problem, za dwa dni dostaliśmy wszystko, czego potrzebowaliśmy. Byliśmy w szoku - przyznaje.

Mężczyzna nie ma jednak czasu, aby zastanawiać się nad swoimi sprawami, bo przejście przez hotelowy korytarz jest praktycznie niemożliwe, bez ciągłego zatrzymywania się na rozmowę, krótszą lub dłuższą, o sprawach i problemach mniej lub bardziej poważnych.

Rzeka uchodźców

A tych jest sporo, bo przebywają tutaj głównie kobiety z dziećmi, a często i z kilkoma maluchami. Jedna z dziewczynek właśnie kończy trzy lata. Na razie śpi, a czuwa nad nią młoda mama, która pod opieką ma jeszcze jej dwie dziewczynki.

Przed wojną kobieta zajmowała się tworzeniem i sprzedażą figur z czekolady kraftowej. Uciekła, ale w ojczyźnie wciąż jest jej mąż; jako ojciec wielodzietnej rodziny mógł wyjechać z kraju, ale zdecydował się zostać, podobnie jak rodzice i siostra młodej mamy. Ona sama ma nadzieję, że starsze dzieci na razie będą uczyć się zdalnie z ukraińskimi nauczycielami, a później wszystkie razem wrócą do kraju.

W tym hotelu historii takich jak ta jest wiele, bo każdy zostawił w Ukrainie kogoś bliskiego. Rodzina Tarasa, czyli rodzice i dwie siostry, również nie zdecydowała się uciekać. - Tata i mama są emerytami. Codziennie do nich dzwonię, ale mieszkają na wsi i moja mama mówi: komu ja zostawię kozy, kury, psa, koty? Nie mogę wyjechać i będę tutaj do końca - tłumaczy mężczyzna.

Z kolei dwie jego siostry zdecydowały się zostać, aby wspierać mężów, którzy działają w obronie terytorialnej, więc w dzień i w nocy pełnią wartę. - One gotują dla nich ciepłe posiłki, robią kanapki, kawę i herbatę. Powiedziały, że są tam bardzo potrzebne i nie wiedzą, co będzie dalej - przyznaje Taras.

Kolejki w drugą stronę będą jeszcze dłuższe

- Dlatego jak tylko to się skończy, to do Ukrainy będą kolejki większe niż teraz, tylko w drugą stronę - mówi mężczyzna. - Nie dlatego, że w Polsce jest źle, bo jest super; wszystko jest załatwione, mamy chyba nawet więcej niż potrzebujemy. Polacy dla dzieci dali wszystko - zabawki, odzież. Jest wszystko, czego człowiek potrzebuje, by być szczęśliwym. Ale my chcemy wrócić do siebie, do domu - przyznaje.

Taras dziękuje za wsparcie, jakie udzielone zostało jego rodakom. - Drugi szok, jaki przeżyłem, to solidarność Polaków. Wrzuciliśmy na Facebooka informację, że przyjadą tutaj uchodźcy z Ukrainy. Godzinę później mieliśmy już zapełniony cały pokój przeznaczony na rzeczy, a do wieczora - całe piętro. Byłem w takim szoku, że nie mam słów - zapewnia mężczyzna.

- Za to Polakom bardzo dziękuję, w imieniu nas wszystkich. Nigdy w życiu tego nie zapomnimy. Ukraińcy i Polacy są jak jeden naród, i to jest bardzo silne - podsumowuje.


PAP/dad

Szef MSZ Ukrainy do Niemców: wydaje wam się, że dokonaliście bohaterskiego czynu, ale zrobiliście za mało

09.03.2022 10:26
Szef MSZ Ukrainy Dmytro Kułeba w tekście opublikowanym w środę w dzienniku "Welt" pisze, że Niemcy wprawdzie skorygowały swoją politykę wobec Rosji, ale o wiele za późno i za słabo. - Wydaje wam się, że dokonaliście bohaterskiego czynu, ale zrobiliście za mało - podkreślił.

Rosjanie zadają coraz więcej pytań o los żołnierzy wysyłanych na wojnę z Ukrainą

09.03.2022 11:38
Jak mówi Stanisław Żaryn, rzecznik prasowy ministra koordynatora służb specjalnych, w Rosji, pomimo nacisku władz na Kremlu, pojawiają się pytania o los żołnierzy wysyłanych na wojnę przeciwko Ukrainie.