Malarka Ewa Rzeźnik mieszka w La Lande Patry, normandzkiej wsi w departamencie Orne. Jak mówi, godzina policyjna jest tam niezbyt odczuwalna, gdyż "kładzie się spać z kurami". I dodaje, że należy rozumieć to dosłownie, gdyż jej życie regulują.... cztery kury, które kupiła po pierwszym wiosennym lockdownie.
- To nie godzina policyjna, to Covid daje w kość - tłumaczy, dodając, że jej syn, student medycyny, został zakażony koronawirusem i wciąż zmaga się ze śladami choroby. Wymaga opieki, a na dodatek chorobę brata bardzo przeżywa siostra, co powoduje, że artystka przestała malować z braku sił i motywacji. - Cały czas poświęcam dzieciom dodaje.
Straty duchowe i materialne
- Ciąży brak kontaktów, ludzie boją się, widmo choroby spowodowało, że zamykają się w sobie, fizycznie i mentalnie - mówi.
Taka sytuacja powoduje również straty materialne. Malarka związana jest z kilkoma galeriami, z których większość jest zamknięta. Jedna z nich uczestniczyła w licznych salonach sztuki, gdzie bardzo dobrze sprzedawały się prace polskiej artystki. - Po salonach nie ma obecnie śladu. Jest z tego spora dziura w budżecie, ale trzeba jakoś żyć - kończy, kładąc nacisk na optymistyczną nutę tego zdania.
Pracująca w Strasburgu tłumaczka Sylwia O. pociesza się, że "w krótkie zimowe dni, gdy wszystko jest zamknięte, to i w alzackiej metropolii kładziemy się spać z kurami". Konieczność przestrzegania wczesnej godziny policyjnej "ciąży jednak mentalnie". - Byłam z wizytą u siostry. Nie przestawałam patrzeć na zegarek, wyliczając czas, jaki zabierze mi powrót - opowiada.
Godzina policyjna utrudnia życie
Jej siostra Monika Tylińska przytacza "nieco paradoksalny", jak go określa, epizod z pierwszego, niedzielnego wejścia w życie godziny policyjnej o 18. Korzystając z pięknej pogody, liczni mieszkańcy Strasburga pojechali pobawić się na śniegu w górach. Wszyscy o tej samej porze wsiedli do samochodów, żeby zdążyć do domu przed szóstą wieczorem, czyli godziną policyjną. - Wszyscy utknęli w obłędnych korkach i mało kto dojechał przed godziną policyjną - opowiada rozmówczyni.
Monika Rozumek jest z wykształcenia językoznawczynią i uczy polskiego, m.in. w Domu Kultury MJC Lillebonne w Nancy. Prowadzi też w tym mieście gabinet masażu relaksacyjnego.
Przyznaje, że godzina policyjna o 18, jak i inne obostrzenia związane z pandemią, bardzo utrudniają jej życie i hamują działalność zawodową. Gabinet normalnie pracuje do godz. 20, bardzo wiele osób przychodzi po 18, co obecnie jest niemożliwe.
We Francji wszystkie placówki kultury wciąż są zamknięte, co powoduje, że Rozumek polskiego uczy głównie poprzez wideokonferencje. Nie wszyscy jej uczniowie mają odpowiedni do tego sprzęt, ale większość w nich uczestniczy. Z innymi, jak mówi, pracuje poprzez aplikacje telefoniczne lub wymieniając maile. Jednak nie ze wszystkimi ma kontakt.
- Szczęśliwie mój 11-letni syn sam wraca ze szkoły o wpół do piątej. Dla tych, którzy muszą odprowadzać dzieci do domu po pracy, to kłopot. Muszą sobie wypisywać zaświadczenia, co jest dosyć denerwujące - tłumaczy. I dodaje, że zakaz wychodzenia z domu tak wcześnie wieczorem powoduje, że "zakupy robią się problematyczne".
PAP/dad