- To są ciężkie wspomnienia. Jest to dla mnie smutny dzień, dzień wspomnień moich i wspomnień nas wszystkich - sześciu milionów Żydów, którzy zginęli w Holokauście - mówi PAP w telefonicznej rozmowie 88-letnia polska Żydówka, od lat 50. XX w. mieszkająca w Izraelu.
Podczas uroczystości z okazji Jom ha-Szoa, organizowanej przez Instytut Yad Vashem w Jerozolimie, w środę wieczorem zapalła jedną z sześciu pochodni - symboli sześciu milionów ofiar Zagłady.
Chociaż w trakcie uroczystości nie zabrała głosu, Halina Friedman mówi PAP, że chciałaby przekazać kolejnym pokoleniom, żeby etos pamięci o Holokauście "był wieczny, żeby był uświęcany, żeby się nie zapomniało o tych, którzy nie mogą mówić". Oprócz niej pozostałe pochodnie zapaliło jeszcze pięcioro innych ocalałych.
Podczas ceremonii na Placu Getta Warszawskiego na terenie Yad Vashem w środę wieczorem przemówił prezydent Izraela Reuwen Riwlin i premier Benjamin Netanjahu, a ze strony ocalałych - Roza Bloch.
- To oczywiście są ciężkie przeżycia. My byliśmy w Wawrze pod Warszawą. Jak Niemcy bombardowali Warszawę podczas Powstania Warszawskiego, nie mogliśmy wyjść, żeby nawet coś kupić do jedzenia. Teresa (Koźmińska) się zakradała i dwa, trzy razy w tygodniu przynosiła nam chleb, żebyśmy nie zmarli z głodu - wspomina Halina Friedman.
Friedman: tego nie da się wyrazić w słowach
- Ja już niestety teraz nie mam okazji mówić po polsku, bo wszyscy zmarli - przyznaje w rozmowie z PAP. Jerzy Koźmiński i jego macocha Teresa uratowali jej ojca, ciotkę i wujka, u których się chowała, kuzyna i brata jej mamy. - Moja mama zginęła (w Auschwitz), bo ją żydowski policjant wydał. W pewnym momencie dołączyły do nas jeszcze cztery osoby, w tym brat mojego wujka z żoną. Oni dołączyli do nas, bo spaliła im się kryjówka i musieli uciekać; znaleźli sobie jakieś inne miejsce u Polaków, którzy też ich uratowali - relacjonuje.
- To jest coś, czego nie da się wyrazić w słowach - podkreśla Halina Friedman. - Z Koźmińskimi kontakt utrzymywał mój wujek i ojciec; sprowadzili nawet Teresę i jej młodszego syna Janusza do Izraela - dodaje.
Halina Friedman urodziła się w Łodzi w 1933 r., jako jedyne dziecko Wolfa i Anny Herlingów, którzy byli dobrze prosperującymi kupcami. Po zajęciu Polski przez hitlerowskie Niemcy matka Haliny zaszyła w obszyciu jej sukienki znaczną sumę pieniędzy, a rodzina uciekła do Warszawy. Gdy pod koniec 1940 r. getto zostało zamknięte, rodzina została zamknięta w jego środku, gdzie zamieszkała w jednym mieszkaniu z rodziną siostry Anny. Z okna mieszkania Halina widziała leżące na ziemi ciała.
- Wspomnienie głodnych ludzi na ulicach i ciał wynoszonych na wozach na zawsze we mnie pozostało - mówi Halina we wspomnieniach zamieszczonych na stronie Yad Vashem. Wolf i Anna zostali zatrudnieni w fabryce, która naprawiała mundury dla niemieckiej armii, a Halina trafiła do przedszkola utworzonego dla dzieci robotników.
Cudem uniknęła śmierci
Pewnego dnia w lecie 1942 r. podczas Wielkiej Akcji likwidacyjnej Getta Warszawskiego dzieci zostały wyprowadzone na pobliski plac i ostrzelane z karabinu maszynowego. Halina upadła, ale nie została ranna. Leżała wśród dziesiątek zabitych dzieci. Dopiero w nocy, po odejściu niemieckich oprawców, wróciła do domu. Po tym wstrząsającym wydarzeniu rodzice przygotowali dla niej w domu kryjówkę.
W przeddzień Paschy 1943 r. wybuchło powstanie w getcie warszawskim. Do getta kanałami przemycał żywność młody Polak Jerzy Koźmiński, z którym zaprzyjaźniła się matka Haliny. Jerzy przekupił esesmana, który sprowadził samochód, by przemycić rodzinę z getta. Członkowie rodziny byli wyprowadzani z getta parami, w bagażniku samochodu. Rodzice Haliny wyszli jako ostatni, ale zostali złapani wskutek donosu. Wolfowi udało się uciec, ale Anna została wywieziona do Auschwitz, gdzie została zamordowana.
Ukryli ich Koźmińscy
Przez około 18 miesięcy Halina wraz z pozostałymi członkami rodziny ukrywała się w domu Jerzego i jego macochy Teresy Koźmińskiej, późniejszej Ruth (Reni) Linder. Podczas Powstania Warszawskiego latem 1944 r. teren ten był nieustannie bombardowany. Niemcy ewakuowali całą okolicę, w tym rodzinę Teresy. Kobieta czasami wymykała się, aby przynieść żywność mieszkańcom kryjówki, ale Halina i jej rodzina głodowali aż do wyzwolenia miasta przez Armię Czerwoną w styczniu 1945 r. - podaje Yad Vashem. W 1965 r. Jerzy i Teresa zostali uznani za Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.
Ogólnoświatową inicjatywę nadawania tytułu Sprawiedliwy wśród Narodów Świata tym nielicznym, którzy okazali Żydom pomoc w najciemniejszej chwili ich historii, Instytut Yad Vashem rozpoczął w 1963 r. Od tego czasu ku czci Sprawiedliwych zasadzono tysiące drzew oliwnych. Do dziś w Yad Vashem zbiera się Komisja ds. Wyznaczania Sprawiedliwych wśród Narodów Świata pod przewodnictwem sędziego Sądu Najwyższego, która bada szczegółowo każdy przypadek i przyznaje tytuł. Osoby uznane za Sprawiedliwych otrzymują medal oraz certyfikat, a ich nazwiska zostają uwiecznione na Murze Sprawiedliwych. Na medalu wybita jest sentencja z Talmudu: "Kto ratuje jedno życie, ratuje cały świat". Od połowy lat 90. ze względu na brak miejsca w Ogrodzie zaprzestano sadzenia kolejnych drzew.
Do 1 stycznia 2020 r. tytułem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata odznaczonych zostało łącznie 27 712 bohaterów z całego świata, którzy pomagali Żydom w czasie II wojny światowej, w tym 7112 Polaków, 5851 Holendrów i 4130 Francuzów - podaje Yad Vashem na swej stronie internetowej. Wśród Sprawiedliwych z Polski jest m.in. Władysław Bartoszewski i Irena Sendlerowa.
W 1950 r. Halina Friedman wyemigrowała do Izraela. Przez 35 lat była wolontariuszką organizacji Eran, szkoliła setki wolontariuszy w organizacjach pomocowych i prowadziła grupy niepełnosprawnych żołnierzy Sił Obronnych Izraela. Halina i jej mąż Abraham, również ocalały z Holokaustu, mają troje dzieci, siedmioro wnuków i pięcioro prawnuków.
PAP/dad