Poprzedzą je długie pożegnania z publicznością, w gronie organizatorów i osób pracujących na zapleczu sceny. Podczas koncertów te osoby nie występują na pierwszym planie, ba, są wręcz niewidoczne dla Widzów, ale bez Nich funkcjonowanie sceny Męskiego Grania byłoby niemożliwe. Oczywiście wzorem poprzednich lat, kiedy Orkiestra będzie wykonywała na żywo po raz ostatni tegoroczny singiel, cała barwna ekipa powinna pojawić się na scenie.
Przyznam, że nie pamiętam, skąd wzięła się idea takich pożegnań z żywiecką publicznością. Prawdopodobnie jest to jeden z elementów historii tej imprezy, które powstały spontanicznie. Ktoś rzucił "w świat" pomysł, ktoś inny go podchwycił i… poszło. Ta chwila jest za każdym razem wyjątkowa. Oto bowiem wśród grających muzyków pojawia się około pięćdziesięciu osób, które wspólnie świętują. I przekazują Publiczności przez kilka ostatnich minut trasy w danym roku swój entuzjazm. Ma go być pod dostatkiem przez co najmniej dziesięć miesięcy, czyli do rozpoczęcia kolejnej muzycznej podróży na Męskim Graniu.
Daria Zawiałow na Męskim Graniu, Foto: Jan Oborski
I tu następuje ten najtrudniejszy moment każdej edycji trasy. Powrót do domu. Z jednej strony jestem potężnie zmęczony dwumiesięcznym maratonem i najchętniej zaszyłbym się w jakimś przyjemnym, ale odległym miejscu. Bez zgiełku, bez dzwoniącego ciągle telefonu, konieczności załatwiania dziesiątek spraw "na wczoraj", łączenia kropek, gaszenia "pożarów" i wykonywania "stójek na uszach". Z drugiej strony gwar i zgiełk takich weekendów może być mocno uzależniający, a cisza, która po nich następuje, bywa głośniejsza i bardziej męcząca niż wielogodzinne pływanie w decybelach. Wiem, co piszę. To są przedziwne i chyba jednak trudniejsze niż łatwiejsze chwile.
A przecież następnego dnia po zakończeniu ostatniego koncertu czeka nas w tym roku jeszcze jedno wyzwanie. Trzeba wrócić do Warszawy, pojechać na Myśliwiecką 3/5/7 i szybko przygotować materiał do retransmisji koncertu zespołu Męskie Granie Orkiestra 2019. To swego rodzaju wyścig z czasem, a my jesteśmy po to, żeby z owym czasem wygrać. I wygramy. Obiecuję.
Tymczasem przed nami dwa finałowe dni jubileuszowej trasy. Żywiec, Amfiteatr Pod Grojcem. Wcześniejsza niż w innych miastach godzina rozpoczęcia koncertów. Startujemy o szesnastej w wybornym towarzystwie, między innymi Darii Zawiałow, duetu The Dumplings, Bartka Sosnowskiego, Błażeja Króla, Macieja Maleńczuka, Marii Peszek i zespołu, który grał w finale pierwszej trasy, czyli Voo Voo. Jak dobrze będzie znów Im trochę "poprzeszkadzać". Im i Państwu.
Torby spakowane, muzyka na podróż przygotowana. Kubek z kawą za chwilę wyląduje w samochodowym stojaku. Czterysta kilometrów przed nami. Gałka sprzętu grającego mocno w prawo.
Odjazd!
Piotr Stelmach