- Robert Lewandowski grał wcześniej na mistrzostwach Europy w 2012 i 2016 roku oraz na mistrzostwach świata w 2018 roku
- Na trzech wspomnianych turniejach zdobył łącznie dwie bramki
- Niestety, jego postawa w meczu ze Słowacją przywołała demony z przeszłości
SERWIS SPECJALNY - EURO 2020
Robert Lewandowski wielkim piłkarzem jest. Jeśli popatrzymy tylko na karierę klubową, Polska nigdy nie miała lepszego zawodnika. Wymienienie wszystkich tytułów i rekordów strzeleckich "Lewego" zajęłoby zapewne połowę tekstu.
Piłkarz roku 2020 według FIFA i UEFA, zwycięzca i król strzelców Ligi Mistrzów, wielokrotny mistrz Niemiec, król strzelców i rekordzista Bundesligi - nic dziwnego, że nazwisko polskiego napastnika znają kibice na całym świecie, a "RL9" jest chyba najlepszym obecnie ambasadorem naszego kraju.
Statusu Lewandowskiego i jego miejsca wśród największych piłkarzy ostatniej dekady nie da się podważyć.
Straty zamiast strzałów
Tym bardziej, kibice reprezentacji mają prawo wymagać od piłkarza tej klasy, by w najważniejszych momentach stawał się prawdziwym liderem kadry narodowej.
Kadry, która, nie ukrywajmy, ma kilku cenionych zawodników, ale nie należy do najmocniejszych na Starym Kontynencie. Bliżej nam do miana europejskiego średniaka.
Jak pokazali ostatnio Czesi czy Austriacy, europejski średniak powinien jednak pewnie wygrywać z drużynami niżej notowanymi. Nasi kadrowicze natomiast zasłużenie ulegli Słowacji, rozgrywając beznadziejne spotkanie. Niestety, największy gwiazdor i lider biało-czerwonych dostosował się poziomem do kolegów z drużyny.
"Lewy" przez 90 minut nie oddał celnego strzału na słowacką bramkę. Zaliczył za to aż 10 strat. - Lewandowski był sfrustrowany - ocenił występ piłkarza Bayernu Michael Ballack. Trudno nie przyznać racji legendzie reprezentacji Niemiec.
Kapitan nie pomógł
Polski kapitan nie przemówił na boisku tak, jak zrobił to we wtorek Cristiano Ronaldo. Portugalczycy przez większość meczu z Węgrami bili głową w mur, ale ich kapitan do końca wierzył w dobry wynik i walczył o wygraną. Efekt? Dwa gole "CR7" i okazała wygrana faworyta.
Jak natomiast na drużynę wpłynął w poniedziałek "Lewy"?
Krzyczał, machał rękoma, nie szczędził też kolegom ostrych słów po fatalnym zachowaniu defensywy przy drugiej bramce. Ciężko zresztą się nie zgodzić z faktem, że krytyka była ze wszech miar zasłużona...
Czy jednak sam Lewandowski nie powinien mieć do siebie pretensji po takim meczu? To prawda, że nie miał wielkiego wsparcia od kolegów. Za wyjątkiem pierwszych minut, gdy otrzymał dwa dobre podania od Piotra Zielińskiego, jego współpraca z pomocnikami istniała tylko teoretycznie.
Euro 2020: Cristiano Ronaldo przeszedł do historii mistrzostw. Portugalczyk blisko kolejnych rekordów
Pandev dał przykład
Inne mecze fazy grupowej pokazały jednak napastników, którzy nie potrzebowali wybitnej gry drugiej linii, by zagrozić przeciwnikom.
Szwedzi bronili się, momentami rozpaczliwie, przez 90 minut meczu z Hiszpanią, jednak Alexander Isak potrafił napsuć krwi defensywie rywali. Napastnik Realu Sociedad był w stanie przedryblować trzech rywali i stworzyć sytuację bramkową. Lewandowski w poniedziałek nie zanotował ani jednego udanego dryblingu...
Szwed nie zdołał jednak pokonać Unaia Simona, inaczej niż Goran Pandev, który w przegranym meczu z Austrią zdobył historyczną, pierwszą dla swojej drużyny bramkę na Euro.
Zgodnie z oczekiwaniami, macedońscy pomocnicy nie rozpieszczali weterana podaniami, jednak doświadczony Pandev cały czas naciskał na defensywę rywali i zdołał wykorzystać nieporozumienie między Davidem Alabą a bramkarzem Danielem Bachmanem.
Ile razy Lewandowski agresywnie pressował słowackich defensorów? Milan Skriniar i występujący na co dzień w Lechu Poznań Lubomir Satka całkowicie odebrali mu ochotę do gry.
"Lewy" jest królem pola karnego, ale zdarzało mu się też zdobywać bramki po uderzeniach z dystansu lub z rzutów wolnych. Przeciwko Słowakom z wolnego trafił w mur, a strzałów zza pola karnego nie próbował, za wyjątkiem sytuacji z początku spotkania, gdy trafił w kolegę z zespołu.
Polski gwiazdor nie dał więc sobie szansy, by popisać się strzałem równie pięknym, jak np. Patrick Schick w meczu Czech ze Szkocją.
W eliminacjach błyszczał
Oczywiście niesprawiedliwe i zwyczajnie głupie są oceny internetowych hejterów, piszących bzdury, typu: "Lewandowski strzela tylko dla Bayernu". 66 goli w 120 meczach reprezentacji ma swoją wymowę. 32-latek od października 2017 roku jest najlepszym strzelcem w historii polskiej kadry. Był też królem strzelców eliminacji do Euro 2016 i mundialu w Rosji.
No właśnie... eliminacji. Bez goli Lewandowskiego, nasza drużyna mogłaby nie pojechać ani do Francji w 2016 roku, ani do Rosji dwa lata później. Występy kapitana na wielkich turniejach to jednak inna, dużo mniej przyjemna dla "Lewego" i polskich kibiców, bajka.
Zaczęło się w 2012 roku.
Polska wspólnie z Ukrainą organizowała mistrzostwa Europy, a Lewandowski przebojem wdarł się do czołówki europejskich napastników, jeszcze jako piłkarz Borussii Dortmund. Na turniej przyjechał w aurze najlepszego strzelca mistrza i zdobywcy pucharu Niemiec, tuż po zdobyciu hat-tricka w finałowym meczu tych drugich rozgrywek z Bayernem.
Mistrzostwa zaczęły się wspaniale. W 17. minucie meczu otwarcia z Grecją, "Lewy" wykończył dośrodkowanie Jakuba Błaszczykowskiego i sprawił, że wpadliśmy w ekstazę radości. Niestety, biało-czerwoni wówczas tylko zremisowali, a ostatecznie zajęli ostatnie miejsce w niezbyt mocnej grupie. "Lewy" nie trafił do siatki ani z Rosją, ani z Czechami.
Dwa lata później został kapitanem drużyny narodowej i jej prawdziwym liderem.
Nieudane turnieje kapitana
Reprezentacji Polski zabrakło na mistrzostwach świata w Brazylii i na kolejny start w wielkiej imprezie musieliśmy czekać do 2016 roku. We Francji biało-czerwoni doszli do ćwierćfinału mistrzostw Europy.
Mimo dobrego występu drużyny, "Lewy" nie błyszczał. Był już wówczas gwiazdą Bayernu i kapitanem reprezentacji, ale zdobył tylko jedną bramkę - w ćwierćfinale z Portugalią.
Jeszcze mniej powodów do zadowolenia miał podczas mistrzostw świata sprzed trzech lat. W Rosji biało-czerwoni odpadli po fazie grupowej, tracąc szanse awansu do 1/8 finału po dwóch porażkach.
"Lewy" grał słabo, nie zdobył żadnej bramki, choć miał kilka okazji. Hiszpańskie media spekulowały, że to przez słabą grę na mistrzostwach stracił szansę na transfer do Realu Madryt...
"Jego zdolności przywódcze jako kapitana nie istnieją. Tuż po porażce z Senegalem pocałował się z żoną, a po klęsce z Kolumbią stwierdził, że drużynie brakuje jakości i ewidentnie nie miał na myśli siebie" - pisała wówczas brytyjska gazeta "FourFourTwo", gorzko podsumowując postawę polskiego kapitana...
Euro 2020: Łukasz Fabiański z urazem. Występ w meczu z Hiszpanią wykluczony
Czas na przełamanie
Czy teraz historia się powtórzy? Biało-czerwonych czeka w sobotę "mecz o wszystko", od którego zależy pozostanie w turnieju. Po prostu nie możemy przegrać w Sewilli ze znakomitymi Hiszpanami.
Powiedzmy sobie szczerze - jeśli Lewandowski nie weźmie na siebie ciężaru gry i nie pokaże swoich wielkich umiejętności, nie będziemy mieli czego szukać w starciu z gospodarzami.
Potrzebujemy takiego "Lewego", jakiego oglądaliśmy w ostatnim sezonie ligowym: bezlitosnego killera, który cały czas szuka okazji do strzału na bramkę... Napastnika, który, kiedy trzeba, pomoże w rozegraniu, a w innym momencie weźmie na plecy obrońcę i umiejętnie zagra tyłem do bramki.
Wreszcie potrzebujemy lidera w szatni, który wstrząśnie drużyną, nie uciekając przy tym samemu od odpowiedzialności. Po meczu ze Słowacją na spotkania z dziennikarzami przychodzili inni. "Lewy" ograniczył się do zdawkowego wpisu w social mediach i krótkiej rozmowy z TVP tuż po ostatnim gwizdku.
Jeśli w sobotę przemówi na boisku, wszyscy zapomnimy o jego "nieobecności" w meczu ze Słowacją, o niepowodzeniach w 2012, 2016 i 2018 roku. Pozostaje trzymać kciuki, by rzeczywiście tak było.
W końcu niesprawiedliwym chichotem losu byłaby sytuacja, w której jeden z najlepszych napastników ostatnich lat zostanie zapamiętany jako ten, który na wielkich turniejach pełni rolę statysty...
Czytaj także:
Paweł Majewski, PolskieRadio24.pl