Mecz Szwecja - Polska w środę 23 czerwca o godzinie 18.00. Na transmisję zapraszamy do radiowej Jedynki. Sprawozdawcami będą Andrzej Janisz i Filip Jastrzębski.
Koniec ery Zlatana?
Wizytówką naszego najbliższego rywala na EURO 2020 – Szwecji – od zawsze byli światowej klasy napastnicy. Już w latach 50-tych w Serie A rządziło trio „Gre-No-Li” z AC Milan – Gunnar Gren, Nils Liedholm i Gunnar Nordahl. Ten ostatni z dorobkiem 224 goli jest do dziś trzecim strzelcem w historii ligi włoskiej. W późniejszych latach międzynarodowe kariery robili m.in. Johnny Ekstroem, Thomas Brolin, Martin Dahlin i nieco lepiej pamiętany przez młodszych kibiców Henrik Larsson, którego syn – Jordan – znajduje się w obecnej kadrze „Trzech Koron”.
SERWIS SPECJALNY - EURO 2020
W kolejnych latach nikt – łącznie z nim samym – nie miał wątpliwości – Szwecja to Zlatan. Począwszy od EURO 2004 i niezwykłego trafienia przeciwko Włochom Ibra urósł do rangi symbolu swojego kraju:
- Kiedy widzę Ibrahimovica albo w ogóle Szwecję, od razu przypomina mi się ten gol – wspominał Gianluigi Buffon.
I ten stan właściwie się nie zmienia, choć minęło już 17 lat. Mówisz szwedzka piłka – myślisz Zlatan – oczywiście przy całym szacunku dla pozostałych futbolistów z tego kraju. Ibra ma już jednak „czterdziestkę” na karku, a EURO 2020 jest drugim turniejem z rzędu, który go omija – tym razem z powodu kontuzji. Możliwe zatem, że na wielkiej imprezie już nigdy nie zagra.
Trudno wobec tego przed spotkaniem z kadrą „Trzech Koron” straszyć nieobecnym, ale także jego potencjalnymi zastępcami. Dejan Kulusevski nie zagrał dotychczas w grupie ani minuty, a Alexander Isak i Marcus Berg nie zdobyli bramki. Zresztą Szwedzi strzelili dotąd jednego gola i to z rzutu karnego.
Nie da się tez ukryć, że niezależnie od składu personalnego ze Szwedami musimy atakować i - co oczywiste - wygrać. Zatem bardziej powinniśmy obawiać się ich defensywy, która ze Słowacją i Hiszpanią nie straciła bramki. A zwłaszcza Victora Lindelofa – zawodnika meczu z „La Roja”.
Euro 2020: debiuty kolejnych piłkarzy z Ekstraklasy. Juranović wykorzystał szansę
Lepszy na żółto niż na czerwono
– Doskonały w powietrzu, organizował swoją defensywę i wprowadzał spokój w poczynania drużyny – napisała UEFA w oficjalnym uzasadnieniu swojego wyboru.
Obrońca Manchesteru United miał 9 wybić i 2 bloki w poniedziałkowym spotkaniu. Mimo iż jego drużyna prawie cały czas się broniła, nie popełnił ani jednego faulu.
Jego wysoką formę docenili komentujący spotkanie dla BBC Rio Ferdinand i Gary Lineker, zwracając przy tym uwagę na charakterystyczny „szczegół”:
- Kiedy Lindelof zakłada żółty strój reprezentacji, staje się zupełnie innym piłkarzem. Pasuje mu centralna rola, jaką tam pełni – zauważył Ferdinand.
Jego słowa są o tyle charakterystyczne, że sam w przeszłości był środkowym obrońcą Manchesteru United, czyli klubu, w którym Lindelof, mimo czterech spędzonych sezonów, wciąż nie pokazał pełni możliwości.
- Premier League jest szybka i fizyczna. Myślący i przewidujący obrońca w formacie Szweda lepiej pasuje do kadry narodowej – wskazywał przyczyny Rio.
- Lindelof w kadrze to inny piłkarz niż w klubie – zdiagnozował problem Gary Lineker.
Krok od Legii
Victor Lindelof urodził się 17 lipca 1994 roku w Västerås – mieście jak na Szwecję bardzo dużym, bo jego liczba mieszkańców znacznie przekracza 100 tys. Jest ono nazywane „miastem rowerów” i ten wątek w odpowiedniej chwili powróci w historii szwedzkiego defensora.
Euro 2020: Kacper Kozłowski to "polski Pogba" ? Szwedzi obawiają się nastolatka
Karierę zaczynał w miejscowym zespole, ale bardzo szybko został zauważony przez Benficę Lizbona. Kierunek skandynawski jest dość niecodzienny dla portugalskiego zespołu, który słynie raczej ze sprowadzania piłkarzy z Ameryki Południowej, na których potem zarabia krocie, jak chociażby Ederson czy Angel di Maria. Dobry scouting nie zna jednak geograficznych ograniczeń i już jako osiemnastolatek Victor przeniósł się na Półwysep Iberyjski.
Przez kolejne trzy lata rozegrał blisko 100 meczów w rezerwach Benfiki. Co ciekawe, był wówczas naprawdę blisko od polskiej Ekstraklasy:
- Interesowaliśmy się Lindelofem, gdy grał w drugiej drużynie Benfiki – zdradził niedawno w programie „Hejt Park” Dominik Ebebenge.
- Rozmawialiśmy z ich prezesem, był zainteresowany wypożyczeniem go. Victor nie grał jeszcze wtedy w pierwszej drużynie. Niewiele brakowało, by Benfica zgodziła się na taki ruch, ale ostatecznie płynnie wszedł do pierwszej drużyny - dodał były dyrektor Legii Warszawa ds. Sportowego rozwoju.
Co ciekawe, przysłuchujący się wypowiedzi były dyrektor sportowy Legii – Michał Żewłakow – dodał, że gdyby Szwed trafił na Łazienkowską, prawdopodobnie nigdy nie doszłoby do jego transferu do Manchesteru United.
Z pokorą na Old Trafford
Zgodnie ze słowami Ebebenge Lindelof po trzech latach zaliczył wreszcie płynne wejście do dorosłej drużyny „Orłów”. Na przegrane finały Ligi Europejskiej się nie załapał, ale zdążył trzykrotnie wywalczyć mistrzostwo Portugalii.
- Gra w Premier League od zawsze była moim marzeniem. Sen się spełnił – mówił Victor, po transferze w sezonie 2017/18 do Manchesteru United.
Początkowo miał jednak problemy nie tylko z grą, ale w ogóle z załapaniem się do meczowej kadry Czerwonych Diabłów.
- Chcesz, żeby w nowym klubie wszystko szło dobrze. Ale życie nie jest łatwe i gdy grasz słabiej od innych, musisz trenować mocniej – mówił wtedy z właściwą sobie pokorą.
Grywał jednak głównie w Lidze Mistrzów i krajowych pucharach. Ligowy debiut zaliczył w ósmej kolejce – zagrał dokładnie minutę w starciu z Liverpoolem. Wkrótce pokora, ciężka praca, ale głównie jednak urazy kolegów z bloku defensywnego pozwoliły Szwedowi na dłużej zagościć w wyjściowym składzie.
Phil Jones, Eric Bailly, Marcos Rojo, Daley Blind, Chris Smalling – w 2017 roku te nazwiska były w komplecie bardziej rozpoznawalne niż Lindelof. Ale tylko ostatni z nich uniknął kontuzji i wspólnie ze Szwedem stworzyli duet środkowych obrońców United. Pozostali więcej się leczyli niż grali i nie da się ukryć, że miało to ogromny wpływ na przyspieszenie rozwoju Victora na Old Trafford.
Stał się podstawowym graczem i tej pozycji nie oddał do dziś. Nawet, gdy do klubu przyszedł Harry Maguire – oficjalny szef defensywy „Red Devils”.
Kibice i eksperci mimo to wciąż narzekają na Szweda, wytykając braki w szybkości i zwrotności, mówią, że to nie jest gracz tak wielkiego formatu, jak klub, w którym występuje.
Euro 2020: Anglia wygrywa grupę D. Skromne zwycięstwo "Trzech Lwów"
Boiskowa inteligencja, czytanie gry, ani nawet lojalność i ciężka praca do dziś nie przekonały krytyków. Lindelof jest przy tym świadomy własnych niedoskonałości.
- Zawsze słucham rad trenerów i wykonuję ich polecenia, nawet jeśli nie do końca się z nimi zgadzam – mówił w 2018 roku.
Te cechy spowodowały, że od 2017 roku, choć zdaniem wielu wciąż nie dorasta do klasy Manchesteru United – zaliczył w nim ponad 100 występów w samej tylko Premier League. I z pewnością nie jest to wyłącznie kwestia dyspozycyjności i braku kontuzji.
Lepszy od „Ibry”
Rola Lindelofa w reprezentacji jest podobna do tej, jaką w United pełni Harry Maguire – krótko mówiąc centralny punkt defensywy. W dorosłej kadrze Victor zadebiutował w wieku 22 lat. Wcześniej przeszedł kilka szczebli juniorskich – od U17 do U21. Z ta ostatnią zdobył sensacyjne Mistrzostwo Europy juniorów w 2015 roku.
Trzy lata później, po udanym dla Szwedów Mundialu w Rosji, został uznany piłkarzem roku w Szwecji. Rok wcześniej 11-letnią hegemonię Zlatana w tym aspekcie przełamał inny defensor – Andreas Granqvist.
Z mniejszym sentymentem Lindelof wspomina poprzednie EURO. Choć na francuskich boiskach również wszystkie mecze rozegrał w pełnym wymiarze, nie pomogło to jego drużynie nawet w wyjściu z grupy. Zajęli w niej ostatnie miejsce za Włochami, Belgią i Irlandią.
Batman z Västerås
Prywatnie jego żoną jest Maja Lindelof – znana modelka L’oreal Paris. Razem z mężem są Ambasadorami Unicef. A także szwedzką „Power Couple”. W dowód miłości wytatuowali sobie pierwsze litery swoich imion.
A skoro już jesteśmy przy życiu prywatnym – rok temu szwedzkie media obiegły informacje o „Batmanie” z Västerås. Victor Lindelof, spędzając urlop w rodzinnym mieście, był świadkiem, jak młody mężczyzna kradnie torebkę 90-letniej kobiecie. Przestępca oddalał się – a jakże – na rowerze, ale w starciu z zawodowym piłkarzem i tak nie miał szans. Szybkość, której ponoć brakuje mu w Premier League, wystarczyła, by dogonić agresora i po dokonaniu obywatelskiego aresztowania oddać go w ręce służb.
- Ten atletycznie zbudowany człowiek biegł tak szybko, że złodziej nie miał żadnych szans nawet na rowerze. Dzisiaj potrzebujemy więcej takich superbohaterów, bo obserwujemy znaczny wzrost przestępczości - powiedział inspektor Daniel Wikdahl z lokalnej policji.
W mniej więcej podobnym czasie spędzający wakacje w Grecji lider defensywy United - Harry Maguire - wdał się w bójkę, został aresztowany i opuścił początek sezonu.
Prawdziwy mecz o wszystko
W środę w Sankt Petersburgu Polacy nie będą mieli rowerów, a mimo to muszą choć raz zgubić krycie Victora Lindelofa. Za nami mecz o wszystko, przed nami kolejny. Nadchodzi ostateczna weryfikacja nie tylko dla całej polskiej reprezentacji, ale też personalnie dla trenera Paulo Sousy, prezesa Zbigniewa Bońka, którego ów trener był pomysłem, a także dla lidera kadry – Roberta Lewandowskiego.
Euro 2020: Mateusz Klich uspokaja przed starciem ze Szwecją. "Mamy plan na ten mecz"
Piłka nożna, a także kariery jej największych postaci składają się z momentów. Jeden gol, jedno spektakularne przechytrzenie szwedzkich defensorów na EURO może przeciętnemu kibicowi zapaść w pamięć bardziej niż 40 trafień w sezonie ligowym.
Oby w tym przejściu do historii Polakom i Robertowi nie przeszkodził Lindelof – piłkarz, który w żółtym stroju reprezentacji zawsze prezentuje najwyższą formę.
Czytaj także:
MK