Sousa to nie znachor...
Póki co, konto "Łączy Nas piłka" wsadziło kij w mrowisko. Czy słusznie? Oficjalny kanał komunikacji polskiej reprezentacji opublikował materiał dotyczący przygotowań do przegranego meczu ze Słowacją. Widzimy na nim przedmeczową analizę, podczas której Paulo Sousa dokładnie opisuje sytuacje... po których Polacy stracili bramki.
(odprawa zaczyna się od ok. 16 minuty)
W mediach społecznościowych pojawiło się mnóstwo komentarzy w stylu: "no tak, więc to wina piłkarzy", "wiedziałem, że nasi są za głupi żeby zrozumieć". Z drugiej strony, niektórzy sugerują, że jest to celowe odwrócenie uwagi od błędów Sousy. Choć truizmem jest, że prawda zawsze leży pośrodku (bo prawie nigdy nie leży), w tym przypadku rację mogą mieć zarówno jedni jak i drudzy.
>>> TERMINARZ EURO 2020
EURO 2020 - SERWIS SPECJALNY
Na Portugalczyka po przegranym meczu spadła fala krytyki i nie ma żadnych powodów twierdzić, że powinno być inaczej. Choć oczywiście, przy stanie 1:1 do czerwonej kartki Krychowiaka mecz kształtował się tak, że na jakieś 80 procent byśmy tego meczu nie przegrali, w końcówce Glik był o włos wstrzelenia piłki do bramki na 2:2, podobnie jak bliski celu był Bednarek - Sousa po pół roku przygotowań i otrzymywania przelewów na swoje konto nie miał prawa tego spotkania przegrać.
Za odbudowę jego wizerunku zabrał się oficjalny kanał reprezentacji - o ile celowo, o ile nie, to kwestia zupełnie wtórna. Wszyscy od wczoraj wiedzą, że już przed meczem selekcjoner zwracał uwagę na asekurację przy akcjach słowackiego lewoskrzydłowego (gol na 1:0) i krycie Skriniara przy stałych fragmentach gry (gol na 2:1). To dowód geniuszu Sousy? Oczywiście, że nie. Świadczy to jedynie o tym, że nie jest on kompletnym ignorantem, czy jak mawiał Franciszek Smuda "znachorem".
Z litości nie warto teraz przytaczać, jak analizy pierwszego rywala Polski na Euro 2012 traktował sam "Franz".
... a piłkarze to nie amatorzy
Sousa zwrócił uwagę na sytuacje, po których Słowacy są groźni, tak samo jak zwróciłby kilka lat temu uwagę przed meczem z reprezentacją Holandii, że Arjen Robben z prawej strony zbiega do środka i uderza lewą nogą. To elementarne przygotowanie do pracy, a nie żadna wielka filozofia.
Sprawa rozbija się o to, że kij ma dwa końce - bo błędy w asekuracji i ustawieniu oraz kryciu przy stałych fragmentach gry to elementy, z którymi pod jego wodzą polska kadra ma wciąż tak samo dokuczliwe problemy. Teraz ujawniły się one na wielkim turnieju, a nie w sparingu z Islandią. Problem został zdiagnozowany, ale nie rozwiązany.
Euro 2020: kapitan musi wejść w buty lidera. Lewandowski przegoni demony przeszłości?
Zanim więc przystąpimy do chóru wyśmiewającego naszych piłkarzy, którzy rzekomo nie rozumieją i nie dorośli do wielkich wizji Sousy, warto przyjąć, że po prostu, jako ludzie i zawodowcy popełnili błędy. Jóźwiak i Bereszyński nie "skasowali" w jednej akcji Roberta Maka, potem ten sam Jóźwiak odbił się od Skriniara. Gdyby do zachowania "czystego konta" wystarczyła analiza zachowań rywali, każdy mecz kończyłby się wynikiem 0:0.
Trochę się pogniewajmy...
Prezes PZPN Zbigniew Boniek, cytowany w książce Małgorzaty Domagalik "W grze", miał powiedzieć, że Juergen Klopp "na picu jedzie". Wywołało to wiele dyskusji i kontrowersji, ale w najogólniejszym znaczeniu ma wiele racji - Klopp umiał "kupić" piłkarzy swoją wizją gry, zbudować wzajemne relacje i zaufanie do pójścia jego drogą.
Euro 2020: Karol Linetty przeprosił kibiców za zachowanie kadrowiczów. "Uciekliśmy do szatni"
To samo zdawał się robić Sousa. Wojciech Szczęsny, znany z ciętego języka i ironicznych wypowiedzi, z pełnym przekonaniem powiedział przed startem mistrzostw, że to najlepsze zgrupowanie pod względem piłkarskim, ale i patrząc na atmosferę. Dziś mecz ze Słowacją jest przegrany, Polska jest jedną nogą poza Euro 2020.
Pękł balonik oczekiwań, choć Polacy nie zagrali aż tak słabo - rozczarowani jesteśmy nie samą grą, ale tym, że byli to tylko Słowacy, z półemerytem Hamsikiem i zawodnikami znanymi z gry w polskiej Ekstraklasie. Warto więc trochę ten "pic" Sousy - o skanowaniu przestrzeni, cyrkulacji i innych pięknych słowach, które wymawiane po angielsku brzmią jak odkrycie na nowo zasad piłki nożnej - wziąć na dystans i niezależnie od wybielającego go filmu z "Łączy nas piłka" trochę się na niego... pogniewać.
...ale dajmy szansę.
Każdy zna lub sam przeżył w swoim życiu historię, gdy ktoś "kupił" nasze zaufanie "na piękne oczy", a potem zawiódł. Sousa rozczarował, więc - jak w życiu - każmy mu kupić nas ponownie, każmy mu udowodnić, że naprawdę mu zależy. Nagranie z odprawy jest nieśmiałym przyznaniem się, że wyszło źle, ale się starał. Można to odczytać jako kwiaty w ramach przeprosin, które wprawdzie nic nie zmieniają co do przeszłości, ale mogą być znakiem, że chce się coś naprawiać. Tylko, czy na pewno?
Krzysztof Stanowski z portalu Weszło.com poinformował ostatnio, że Paulo Sousa przygotowując się do turnieju, prawie w ogóle nie bywał w Polsce i generalnie ciągle miał "home office". Jeśli po tym co się stało - nawet, gdy chciał dobrze i punkty ze Słowacją były bardzo prawdopodobne - chciałby na nowo zbudować z kibicami dobre relacje, powinien pokazać, że zasłużył na szansę.
Euro 2020: Italia w euforii, trener stworzył potwora. "Mancini zrestartował reprezentację Włoch"
W kwestiach mentalnych, psychologicznych Sousa jest mistrzem, umiejętnie potrafi przekonywać do swoich racji. Warto byłoby teraz - oprócz dalszego uczenia piłkarzy gry w swoim ustawieniu - aby częściej pojawiał się w Polsce, w weekend obejrzał 3, lub jeśli terminarz pozwoli to nawet 4 mecze Ekstraklasy. Niech trochę postoi pod naszym balkonem, zagra na gitarze i zaśpiewa o wielkiej miłości i o tym, jak bardzo chce wszystko naprawić - a wtedy warto będzie dać mu szansę, bo obu stronom może to wyjść na dobre.
Cały futbolowy świat podziwiał grę Węgrów z dużo lepszymi Portugalczykami, ich waleczność i organizację gry. Węgierski selekcjoner Marco Rossi, to w porównaniu z Sousą niemal amator - pracował tylko w niższych włoskich ligach, Honvedzie i Dunajskiej Stredzie, jako piłkarz też nie ma choć ułamka tak bogatej kariery. W pierwszych 16 meczach przegrał aż 8 razy, ale w końcu zbudował silny zespół, który postawił się mistrzom Europy.
W (nowej dla siebie) roli selekcjonera, Sousa popełnił już chyba wszystkie możliwe błędy, więc jeśli wyciąga z nich wnioski, może być tylko lepiej. Niezależnie od tego, czy Polska awansuje do 1/8, na dziś warto dać mu jednak czas do końca mundialowych kwalifikacji. Jeżeli z naszej kadry ma powstać ciekawa drużyna, która w przyszłości nas miło zaskoczy, ostatnim czego potrzebujemy, jest chaotyczna zmiana na tym stanowisku, powrót do opierania całej kadry na Gliku, Krychowiaku i Lewandowskim, a potem ściskanie kciuków, że w każdym następnym losowaniu trafimy rywali w naszym zasięgu.
Euro 2020: Paulo Sousa jest winny, ale nie czas tęsknić za poprzednikami
Jakub Pogorzelski, PolskieRadio24.pl
Czytaj także:
kp