Ciechowski-prowokator, czyli rozkapryszona gwiazda rocka Ostatnia aktualizacja: 20.12.2021 08:35 Bliscy Ciechowskiego wspominają go jako ciepłego i przyjaznego człowieka, obdarzonego dużym poczuciem humoru. Jeden z jego prowokacyjnych żartów z pierwszej połowy lat 80. wywołał w Polsce spore zamieszanie. Ciechowski był skory do żartów i prowokacjiFoto: Forum / Andrzej Swietlik Publiczny wizerunek Ciechowskiego był na ogół poważny, a on sam sprawiał wrażenie zdystansowanego do świata artysty. Zupełnie inaczej zapamiętał go gitarzysta Republiki Zbigniew Krzywański. - To był facet, który był z reguły bardzo wesoły, bardzo lubił żartować, konie można było z nim kraść. Był normalnym, fajnym kolesiem, świetnym kumplem i dobrym przyjacielem. Posłuchaj 00:43 krzywanski jajcarz.mp3 Zbigniew Krzywański: Ciechowski był świetnym kumplem Gwiazdor z ulicy Karola Młota W 1983 roku Ciechowski pokazał swe oblicze żartownisia i zarazem prowokatora w radiowym reportażu nagranym z pomocą reportera Polskiego Radia Zbigniewa Ostrowskiego. Do dziennikarza mieli się rzekomo zgłosić mieszkańcy kamienicy przy ulicy Karola Młota 11 w Toruniu, ze skargą na jednego z lokatorów, który bardzo uprzykrza im życie i z pomocą ochroniarzy utrudnia wejście do własnych mieszkań. Po przeprowadzeniu reporterskiego śledztwa okazało się, że uciążliwym lokatorem jest gwiazdor rocka Grzegorz Ciechowski. Nagabywany przez dziennikarza wytłumaczył, że jako znany twórca mieszkający w kamienicy postanowił zdyscyplinować życie jej mieszkańców: dla ludzi pracy klatka otwierana jest o szóstej rano, dla młodzieży szkolnej o siódmej trzydzieści, a dla ludzi wolnych zawodów o jedenastej. Wszyscy mają wracać do domów o szesnastej. Wróg publiczny Po reportażu wyemitowanym przez radiową Trójkę na Ciechowskiego posypały się gromy z całej Polski. Mieszkańcy Torunia zakładali komitety społeczne mające za cel eksmisję artysty z kamienicy przy (nieistniejącej w rzeczywistości) ulicy Karola Młota. – Oni naprawdę chcieli uwierzyć w to, że tzw. gwiazdy muszą żyć inaczej. Że nie trzepią dywanów między ósmą a dwudziestą, że nie wychodzą z wiaderkiem ze śmieciami, tylko prowadzą swoje niewidzialne jaguary do niewidzialnych garaży – tłumaczył później lider Republiki. Fikcyjny reportaż odbił się Ciechowskiemu czkawką, gdy półtora roku później powołano go do armii. – Jeden z atomowych generałów ślepo wierzył w historię z zamkniętą klatką na Karola Młota. Trafiłem w ręce jego podwładnych, których głównym zadaniem nie było przyuczenie mnie do rzemiosła artylerzysty, tylko wyplenienie ze mnie manier rozkapryszonej gwiazdy. "Tu, w jednostce, nie ma fotokomórek, podchorąży Ciechowski, ani goryli osobistych! Cztery okrążenia dodatkowo! Raaaz!". I co miałem robić? Śmigałem cztery okrążenia dodatkowo – wspominał wokalista. Zobacz więcej na temat: Grzegorz Ciechowski